Uwaga!
Blog zawiera treści homoseksualne, przemoc oraz wulgaryzmy!
Jeżeli Ci to nie odpowiada, opuść bloga.
Wszystkich innych zapraszam do czytania :)

sobota, 29 grudnia 2012

"I hate everything about you" Rozdział 16

Rety, miałam tak zawalony miesiąc, ze nie opublikowałam nic przez prawie miesiąc. Przepraszam Was bardzo, mam nadzieję, ze taka koszmarnie długa przerwa już nigdy się nie zdarzy.
Chwilowo zapraszam jednak do czytania. ^w^

Rozdział 16




- Oszalałeś?! – Itachi zerwał się z miejsca. – Dei, jesteś genialny! – Czarnowłosy chwycił twarz blondyna w dłonie i ucałował go soczyście w czoło. – Za najbliższe fajerwerki płacę ja.
- Serio? – niebieskooki nie dowierzał. Pierwszy raz nie dość, że mu się nie oberwało to jeszcze zebrał podziękowania. O tak, teraz Deidara będzie się napawał swoim geniuszem.
- Zgłoś się do mnie jutro, to dam ci kasę, bo muszę ją dopiero wypłacić, okej? – rzucił czarnooki przez ramię, wybiegając z pokoju. Czym prędzej chciał się znaleźć u siebie, gdzie mógłby spokojnie przejrzeć całą zawartość telefonu.
Nie minęła minuta, a już siedział na swoim łóżku i znów wpisywał to cudowne hasło. Euforia przepełniała go tak bardzo, że trzęsły mu się ręce. Musiał wziąć kilka głębszych wdechów, aby się uspokoić. Tak, teraz się dowie co nieco o Painie.
Wszedł w folder z wiadomościami i zobaczył, że są tam dwa inne podfoldery. Pierwszy z nich nosił nazwę „Ogólne” ale Itachi czuł, że nie znajduje się tam nic istotnego, szczególnie gdy drugi z nich nazywał się „Konoha”. Gdzieś już słyszał tą nazwę i bynajmniej nie wywoływała ona u niego dobrych skojarzeń. Tylko gdzie mógł o tym usłyszeć? Nieistotne, pomyślał. I tak zaraz się wiele wyjaśni.
Najechał na folder, po czym wcisnął klawisz „OK.”. Wyświetliła się całkiem długa lista. Mimo to zawierała ona tylko wiadomości od trzech kontaktów. I o dziwo wszystkie z nich kojarzył. Czarne literki niemal wwiercały się w jego umysł. Niedawno poznani Naruto oraz Nagato i imię z którym spotkał się tylko raz w życiu. I nie było do miłe spotkanie. Madara.
Tak, pamiętał jak jeden jedyny raz do jego ojca przyszedł pewien tajemniczy mężczyzna. Widział go tylko przez chwilę, ale już wtedy wiedział, że nie zapomni go do końca życia. Gdy spojrzał w jego ciemne oczy, przestraszył się jak nigdy, a do płochliwych dzieci zdecydowanie nie należał. Teraz gdy to wspominał, to mógłby przysiąc, że czarne tęczówki zmieniły wówczas nagle kolor na krwistoczerwony jak u jakiegoś diabła. Nawet w tym momencie, na samą myśl zimny dreszcz przebiegł mu po plecach.
Wtedy, dziesięć lat temu pobiegł szybko do pokoju brata, jakby się bojąc, że straszny gość może mu coś zrobić. I dużo się nie pomylił, bo miesiąc później nie miał już ani rodziców, ani brata.
Itachi zastanawiał się co może łączyć Yahiko z tamtym kolesiem. Co prawda Itachi nie wiedział, kim Madara dokładnie był, ale był przekonany, że śmierć jego rodziny była z nim jakoś związana. Nie, to niemożliwe, żeby Pain też był w to zamieszany, zganił się w myślach.
Spojrzał znów na telefon. Najstarsze wiadomości pochodziły sprzed kilku lat. A dokładniej z czasów kiedy zaczął pracować w Akatsuki. Czyżby zbieg okoliczności?
Włączył pierwszą wiadomość pochodzącą od Madary. „Popełniasz błąd, Yahiko. Ten chłopak jest dla nas niebezpieczny. Powinieneś się go pozbyć…”
Puk puk. Itachi, aż podskoczył przestraszony. Kto do cholery teraz chce mu przeszkadzać. Już chciał odkrzyknąć, że jest zajęty gdy usłyszał dobrze znany mu głos zza drzwi i zamarł.
- Itachi? Wiem, że tam jesteś. – To był Pain. Tylko czego teraz chciał? – Musimy porozmawiać. Wpuść mnie. – jego głos był jakiś dziwny. Taki łagodny. Czarnowłosy czuł, że rozwiązanie tej dziwnej zagadki jest coraz bliżej. Szybko schował telefon pod poduszkę i po tym jak się upewnił, że na pewno go nie widać, powiedział cicho:
- Wejdź.

Drzwi się otworzyły i Pain powoli wszedł do pokoju, trochę niepewny, zupełnie jak nie on.

- Chcesz więc ze mną porozmawiać, tak? – powiedział oschle Itachi.
Nie wiedział jeszcze, jak interpretować to wszystko - hasło, zachowanie Yahiko - więc uznał, że najlepiej będzie, jak potraktuje go tak, jak pewnie by go potraktował, gdyby nie odkrył, że kluczem do informacji w telefonie Paina było jego imię. To może znaczyło, że w jakiś tam sposób jednak był dla niego ważny i miał nadzieję, że jednak tak jest. Psiakrew! On wiedział, że tak jest!
– Myślałem, że nie mamy o czym – mówił brunet - bo jestem tylko dziwką i z tego powodu nie mam prawa do niczego.
- Itachi – próbował wtrącić się Pain, ale czarnowłosy natychmiast mu przerwał.
- Nie, Pain. Powiedziałeś mi to dzisiaj. – Głos mu drżał, mimo że Itachi tak bardzo chciał brzmieć pewnie i niewzruszenie. – Powiedziałeś, że nie jestem nikim szczególnym i że… tak, tylko dziwką. Tyle. Nie wiem, czy mamy o czym rozmawiać, nie wiem, czy na pewno po to tutaj przyszedłeś. Pewnie nie – westchnął ciężko kruczowłosy. – Znów chcesz seksu, tak? Dobrze, do niczego innego przecież mnie nie potrzebujesz – powiedział i zaczął odpinać guziki koszuli. Pain patrzył na niego od drzwi, ale zareagował dopiero, kiedy koszula była rozpięta do połowy, a Itachi wstawał, żeby ściągnąć spodnie.

- Kurwa, Itachi! – krzyknął Pain i doskoczył do niego, przytrzymując jego ręce. – Nie chcę seksu.
- A. Więc teraz nawet seksu nie chcesz? – żachnął się Itachi. – Po tym, co ci powiedziałem, nie nadaję się już do niczego, nawet do tego?
- Kurrrwa mać – wydarł się rudy, omalże potrząsając Uchihą. - Czy ty nie możesz po prostu się zamknąć i poczekać aż coś powiem?
- Mów sobie do woli. Proszę bardzo. Na jakiś konkretny temat?
Itachi przygryzł wargę i nie patrząc na Paina, chwycił za poły koszuli i na powrót zaczął je zapinać.
- Mieliśmy pogadać, ja… mówiłem to już przedtem. Że pogadamy. – Rudowłosy usiadł obok Itachiego na łóżku. – Po pierwsze i najważniejsze, kto cię tak urządził? – zapytał, wyciągając dłoń ku obitemu policzkowi onyksowookiego. Itachi zawahał się, czy by zwyczajnie nie odtrącić jego ręki, ale ostatecznie pozwolił mu dotknąć swojej twarzy. Syknął, kiedy palce podrażniły jedną z ran przy ustach, dodatkowo zaognioną przez ich wcześniejsze pocałunki. Pain przekręcił głowę Itachiego i spojrzał mu prosto w oczy; brunet dostrzegł w ametystowych tęczówkach prawdziwe zmartwienie i troskę.
- Kłamałeś wtedy? – zapytał Itachi cicho, korzystając z tego, że Pain patrzy mu w oczy. – Wtedy, że nie liczę się dla ciebie i że nic do mnie nie czujesz?
Płomiennowłosy natychmiast oderwał dłoń od mlecznej twarzy Itachiego, po czym schował swoją twarz w swoich rekach.
- Nie utrudniaj, Itachi, proszę.
- Ja nie utrudniam, to ty…! To ty zawsze to robisz! Kiedy już myślę, że wszystko jest w porządku, że może nawet mnie koch… lubisz, ty nagle potem traktujesz mnie jak najgorszą szmatę. Jakbym nie był godny nawet jeść z tobą przy jednym stole, bo jesteś taki ode mnie lepszy! Dużo lepszy, do jasnej cholery, ty jesteś tylko alfonsem. Tylko.
- Itachi, zrozum, nie możemy. Nasza relacja nie może tak wyglądać, miłość w burdelu jest niemożliwa…
- No to popatrz na Deidarę i Sasoriego! I co, i co widzisz?! Nie mów, że coś jest niemożliwe, kiedy nie jest. Zrozumiem, jeśli powiesz, że mnie nie kochasz, że tylko mnie używasz i że cię bawi to, że za każdym cholernym razem łamiesz mi przez to serce, ale, na miłość boską, powiedz mi to w twarz. Wtedy… wtedy będę wiedział i…
Odejdę?, sam nie wiedział, czy to chciał powiedzieć. Jego ciało drżało od tych wszystkich emocji, które wypełniały jego serce, było ich tak wiele, że nie zdziwiłby się, gdyby nagle eksplodowało jak fajerwerki Deidary, rozrywając jego klatkę piersiową na strzępy.
- Nie mogę tego powiedzieć – głos Paina wydobywający się zza dłoni przyciśniętych do twarzy był stłumiony. – To nie jest takie proste, faktycznie. – Rudowłosy odsunął dłonie od twarzy znów spojrzał na niego. - Rzeczywiście nie chodzi o to że miłość w burdelu jest niemożliwa, czy że relacja szef-pracownik jest niemoralna, bo, bądźmy szczerzy, mało co jest moralne w byciu dziwką i, jak to ująłeś, alfonsem. Ale, naprawdę, nie możemy, ja nie mogę, bo… nie chcę, żeby ci się coś stało. Ale patrząc na sytuację, może być już na to za późno… Boże, jaki ja jestem głupi – wymamrotał ciszej Pain.
- Nie rozumiem.
- Itachi, powiedz mi teraz, bez zmieniania tematu, kto cię tak urządził.
Czarnowłosy spojrzał na swoje dłonie, nie mówiąc nic przez chwilę.
- Mówili, że to wiadomość dla ciebie. – Kątem oka zobaczył, że fioletowooki wzdryga się. - Jeden nazywał się Naruto, taki blondyn, widziałem go przedtem, pracuje w knajpie niedaleko szpitala. Dwaj inni Gai i Lee. – Uniósł wzrok i zobaczył, jak  brwi marszczą się nad pełnymi rozpaczy, fiołkowymi oczami Yahiko. Itachi nagle zapragnął wygładzić te zmarszczkę nad pięknymi oczami, ale zmusił siebie do pozostania w miejscu.
- Już za późno – powiedział ognistowłosy cicho i jakby bardziej do siebie, niż do kogokolwiek innego. – Itachi, chcę, żebyś stąd uciekał.
- Co?! – Ta wiadomość zapewne zwaliłaby go z nóg, gdyby już nie siedział. – Jak to uciekał, o czym ty w ogóle mówisz?
- Kupię ci bilet na samolot. Nie powinieneś tutaj zostawać ani przez minutę dłużej.
- To nie jest wytłumaczenie, Yahiko! Znowu jakieś twoje cholerne widzimisię.

- Nie, Itachi – odparł poważnie jego ukochany. – Tutaj jest dla ciebie zbyt niebezpiecznie i ja nie chcę, żeby stało ci się coś jeszcze gorszego..
- Dlaczego mi tego nie wytłumaczysz, dlaczego mi niczego nie mówisz!
- Nie mogę, bezpieczniej nie wiedzieć.

W oczach Itachiego znów zaperliły się łzy, bardziej ze wściekłości, niż wzruszenia czy smutku.
- To może chociaż mi powiesz, kim, do kurwy nędzy, jest Madara?
Oczy Paina rozszerzyły się w szoku, a usta otwarły ze zdziwienia.
- Skąd znasz to imię?
Itachi prychnął.
- Ha, może też ja nie mogę powiedzieć? KIM jest Madara, Yahiko. Zgaduję że wiesz, więc gadki o tym, że nie znasz tej osoby będą co najmniej głupie.
- Madara…
- Tak, Madara – powiedział twardo Itachi. – Mów.
- Ja… to było dawno. Nie wiem, czy pamiętasz wtedy, jak się spotkaliśmy. To chyba była zima, o ile się nie mylę…
- Była zima – przytaknął Itachi i zaraz znów przypomniał sobie tamto wydarzenie i wrażenie jakie na nim zrobił wówczas Yahiko. Wtedy był najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego spotkał i chyba pozostał nim do tej pory. Może to była miłość od pierwszego wejrzenia, kto wie; może los Itachiego i ta beznadziejna miłość przesądzone zostały już w tej chwili, w której po raz pierwszy spojrzał w te cudowne ametystowe tęczówki? – Przedstawiłeś się i poczęstowałeś mnie papierosami, to były Black Devile.
- Pamiętasz to? – zdziwił się trochę Pain.
- Pamiętam wszystko. Z tobą, Yahiko, paliłem moje pierwszego papierosa, to ty wziąłeś mnie z zimna i dałeś dach nad głową, potem… to z tobą całowałem się po raz pierwszy i…
- … to ze mną po raz pierwszy się kochałeś. Boże. – Pain wstał i zaczął nerwowym krokiem krążyć po pokoju.

- Uratowałeś mnie.

- I chyba przekląłem. Gdybyś wiedział, że skończysz w ten sposób, że będziesz sprzedawał swoje ciało… czy na pewno zdecydowałbyś się pójść wtedy ze mną?
Nie rozmawiali na temat Madary, ale Itachi nie zdecydował się przypomnieć rudemu pierwotnego tematu tej rozmowy. Zamiast tego, odpowiedział:
- Nie żyłbym już teraz chyba. Gdybym zrobił inaczej, pewnie byłbym już dawno martwy.

- Dlatego chcę, żebyś stąd uciekał – powiedział kochanek bruneta. - Teraz, w tej chwili, rozumiesz? – Pain podszedł do łóżka i klęknął przed Itachim. Odgarnął ciemne, jedwabiste włosy z jego twarzy i kontynuował: - Nie chcę, żebyś teraz znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, a na to się zanosi. Masz pieniądze, możesz odmienić swój los. Nie mów, że nigdy tego nie chciałeś, boże, ja sam chciałbym dla ciebie czegoś innego niż to, niż ten cholerny burdel! Ale nie mogę, wiesz? – Kciuk rudego połaskotał policzek kruczowłosego. – Próbowałem uciec od tego dzięki tabletkom, nie udało mi się, uratowałeś mnie. Teraz ja chcę uratować ciebie, po raz drugi w życiu. Zadzwoń do brata, ucieknijcie razem; nie wracajcie tutaj nigdy.
Głos Yahiko brzmiał ostatecznie. Itachi przełknął ślinę i trochę trzęsącym się głosem zapytał ponownie:
- Kim jest ten Madara?

- Kiedy cię spotkałem – odezwał się Yahiko, nadal delikatnie gładząc twarz onyksowookiego – należałem do mafii.

- M-mafii? – spytał czarnowłosy i drgnął lekko pod wpływem dotyku Paina.
- Tak, a Madara… Madara był jej szefem. To znaczy jest. Więcej nie powinieneś wiedzieć dla bezpieczeństwa twojego oraz Sasuke. Pomyśl o nim. Czy nie chcesz go chronić? – powiedział cicho rudowłosy i pogładził Itachiego po włosach. Niestety, dwóch kochanków nie miało pojęcia o tym, że ktoś przysłuchuje się ich rozmowie z szerokim uśmiechem na ustach. Owa osoba odeszła od drzwi i powolnym, prawie wężowatym krokiem udała się na zewnątrz. Mężczyzna wyjął telefon, wykręcił jakiś numer i przyłożył słuchawkę do ucha, ciągle uśmiechając się oślizgle. Po paru sygnałach dało się słyszeć gruby, niski ton.
- Tak?
- Łasica wie za dużo. Wiewióra się wygadała. Co robimy? – spytał ochrypłym, rozbawionym głosem Orochimaru.
- Zobaczymy. Miej ich na oku. Inni zajmą się młodszym – odpowiedziała osoba w słuchawce, po czym się rozłączyła. Długowłosy uśmiechnął się do siebie i schował komórkę w kieszeń swoich czarnych, obcisłych spodni. Nie wiedział jednak, że jego rozmowie również ktoś się przysłuchiwał. Lecz ta osoba znalazła się tam zupełnie przypadkiem. I czy była ona niebezpieczna? Teoretycznie nie. Kakashi przychodził do burdelu często, więc nie było w nim nic podejrzanego. Ale czy aby na pewno? Orochimaru nie zwrócił na niego większej uwagi i skierował się do środka budynku. Hatake natomiast zmarszczył brwi i szybkim krokiem udał się za czarnowłosym. Minął go, mrużąc oczy w fałszywym uśmiechu skierowanym do wężowatego. Ten odpowiedział mu tym samym i poszedł do swojego pokoju. Szarowłosy natomiast przyspieszył i dosłownie pobiegł do pomieszczenia zajmowanego właśnie przez Itachiego i Paina. Wpadł tam, z daleka słysząc już kawałek rozmowy.
- Dlaczego nic mi nie chcesz powiedzieć?! Czemu mam uciekać?! O co ci chodzi, cholera!
Bez wątpienia był to głos kruczowłosego. Chłopak uciszył się, widząc swojego stałego klienta.
- Wybacz, Kakashi, ale dzisiaj nie… - zaczął Pain, jednak nie dane mu było skończyć.
- Ja nie po to tu przyszedłem! – ryknął i uderzył pięścią w drzwi, by się zamknęły. Szef burdelu Akatsuki zmarszczył brwi, natomiast czarnooki przestraszył się lekko i przytulił do swojego kochanka. Hatake zreflektował się i podszedł do dwóch mężczyzn. Wyszeptał Yahiko do ucha:
- Macie szpiega.
W tym momencie na twarzy czerwonowłosego pojawiła się złość.
- Kurwa, przeklęty Orochimaru! – krzyknął i wybiegł z pokoju, zostawiając oszołomionego Itachiego razem z szarowłosym, który położył mu dłoń na ramieniu.
- On ma rację, powinieneś uciekać. Sasuke jest w niebezpieczeństwie.
- C-co…? Skąd ty…?
- Nie mam czasu tego wyjaśniać, rozumiesz… Po prostu posłuchaj tych, co chcą dla ciebie dobrze. Lepiej będzie, jak uciekniecie i to najlepiej jeszcze dzisiaj. Pomogę wam.
- P-pomożesz…? Niby jak?! No i kim ty jesteś?! Dlaczego wszyscy mnie oszukują… - wyjąkał onyksowooki i schował twarz w dłonie. Opadł na łóżko, a po policzkach poleciało mu kilka pojedynczych, krystalicznych łez. Kakashi westchnął i pogłaskał go po włosach.
- Na pewno nie chcę dla ciebie źle – odpowiedział i uśmiechnął się lekko pod maską. – Nie płacz.
Itachi jednak nie mógł przestać. Był wściekły! Zły! A przede wszystkim rozczarowany i smutny. Sam już nie wiedział, co mu jest i jak się czuje. Chciał tylko być bezpieczny. Chciał, żeby Sasuke również nic się nie stało. Chciał kochać i być kochanym przez Paina. Czy naprawdę prosił o tak wiele…?
- It… - zaczął Hatake, jednak przerwał mu wielki huk, dochodzący z gabinetu Paina.
- Yahiko! – wrzasnął kruczowłosy i zerwał się z łóżka. Pobiegł w stronę hałasu, a szarowłosy udał się za nim.

2 komentarze:

  1. Cześć.
    Trafiłam na Twojego bloga przypadkiem, przez ocenę na którejś z ocenialni. Mówię Ci, to jest świetne... Ta fabuła... Pain jest takii proo *q* A tak zakręciłaś wszystko, że w pewnym momencie myślałam, że Pain ma rozdwojenie jaźni, jak Zetsu i w Painie siedzą dwaj kolesie. Ale zaczyna się wyjaśniać... Dlaczego, na miłość Boską, Ty i Nefariel robicie z Madary takiego, za przeproszeniem, skurwiela? Ja go tak strasznie lubię, a Wy mi go obrzydzacie q.q Tego blond kretyna (nie, nie Deidarę ^^), trza spalić na stosie ofiarnym! Natychmiast! O Jezusku, oby nic się Painowi nie stało, bo tego to ja nie przeżyję. Nie ma co, na Yahiko mocnego nie znajdziesz, bata nie ma. taka moja fanatyczna miłość do tego osobnika ^^
    Pozdrawiam, dziękuję za wspaniałą historię i czekam na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  2. No to się porobiło. Mam nadzieje, że Itasiowi nic się nie stanie a jego miłość wygra i wszystko się jakoś ułoży

    OdpowiedzUsuń