Uwaga!
Blog zawiera treści homoseksualne, przemoc oraz wulgaryzmy!
Jeżeli Ci to nie odpowiada, opuść bloga.
Wszystkich innych zapraszam do czytania :)

niedziela, 27 października 2013

"I hate everything about you" Rozdział 24

Rozdział w sumie ostatni - został mi tylko jeszcze epilog do napisania i... PI koniec całkowity. :( Mam nadzieję jednak, ze opowiadanie Wam się podobało i mieliście z jego czytania chociaż trochę frajdy. :D
Pozdrawiam!
abunai ^w^




Rozdział 24

Cała szóstka powoli wychodziła z budynku. Na samym początku szedł Kakashi, niechętnie niosąc na rękach nieprzytomnego Naruto. Zaraz za nim sunął Pain, a tuż obok niego kuśtykał Sasuke, podtrzymywany przez brata. Na samym końcu szła Eva i pilnowała, by nikt się nie zgubił. W końcu znaleźli się na podjeździe i podeszli do samochodu.
– Kakashi – zaczęła Eva – mamy tylko jeden samochód, nie zmieścimy się.
Szarowłosy spojrzał na dziewczynę i zamyślił się. To była prawda, w pojeździe było tylko pięć miejsc, a oni nawet nie mogli spróbować wepchnąć się wszyscy, bo mieli trzy ranne osoby. Musiał szybko wymyślić jakiś plan.

– Dobra, słuchaj. Zostań tutaj z Itachim i Yahiko, przejdźcie się po rezydencji i sprawdźcie czy ktoś tam jeszcze żyje. Ja zawiozę Sasuke i tego drugiego cholernego dzieciaka do szpitala i zaraz do was wracam.
– Jesteś pewien, że musimy się rozdzielić?
– Nie ma innego wyjścia – westchnął. – Tak będzie najlepiej.
– No dobrze. To... uważaj na siebie. – Wspięła się na palce i pocałowała mocno mężczyznę.
– Ty też – odpowiedział, przytulając ją mocno do siebie. – Zobaczymy się za kilkadziesiąt minut.
Czym prędzej zapakowali Uzumakiego na tylne siedzenie samochodu, a Sasuke usiadł po stronie pasażera, z fotelem maksymalnie cofniętym do tyłu, by miał dużo miejsca na zranioną nogę. Kakashi raz jeszcze pocałował Evę i sam również wsiadł do samochodu. Chwilę później odjechali na pełnym gazie.
– Dobra chłopaki, to idziemy – rozkazała Kubanka, idąc w stronę wejścia do byłej siedziby mafii.
– Ej, ty, mała! – usłyszała nagle i zatrzymała się. – Myślisz, że możesz mi mówić co mam robić? – Pain, mimo że był ranny i w ogólnej złej kondycji fizycznej i psychicznej, nie mógł pozwolić by jakaś tam przypadkowa dziewczyna nim kierowała. – Ja prowadzę, ty idziesz za mną i pilnujesz Itachiego, jasne?
– Jasne – odpowiedziała, przewracając oczami. Podeszła do Uchihy i miała nadzieję, że ten nagle nie postanowi zemdleć od nadmiaru wrażeń. Może i był chudy, ale nie wyglądał na takiego, którego kobieta mogła bez problemu unieść.
Po chwili zaleźli się w pomieszczeniu, które kilkanaście minut temu opuścili, z nadzieją, że to będzie na zawsze. Nie chcieli rozdzielać się jeszcze bardziej, dlatego sprawdzanie po kolei każdego pomieszczenia zajęło im sporo czasu.
– Tutaj ktoś jest! – wykrzyknął nagle Itachi. – Wydaje mi się, że jeszcze żyje, chociaż jest nieprzytomny.
Yahiko i Eva w mgnieniu oka znaleźli się przy tajemniczej postaci. Faktycznie, nie była ranna i oddychała, ale mimo to, nie mogli złapać z nią żadnego kontaktu. Na szczęście jej tożsamość nie była niczym zagadkowym.
– To Sasza – mruknęła Kubanka. – Pielęgniarka.
– Ta co ożywiła Naruto? – chciał upewnić się Itachi.
– Ta sama – odparł Pain. – I chyba była tym tak przejęta, że resztą wódki, która jej została, sama się upiła – dodał, widząc pustą butelkę, leżącą tuż obok głowy dziewczyny. – Trzeba ją przenieść do wyjścia. Ale najpierw przeszukajmy resztę budynku.
Wszystkie pomieszczenia i korytarze wyglądały jakby przeszło przez nie tornado. Wszędzie porozrzucane były kawałki drewna, materiałów, jakieś papiery, gdzieniegdzie leżało nawet martwe ciało. Cała trójka była tym dość zdziwiona, wydawało im się, że największa bitwa odbyła się w sali głównej. Okazało się jednak, że kiedy boss mafii toczył swoją wielką walkę, jego ludzie zaczęli kłócić się między sobą, niszcząc wszystko i zabijając siebie nawzajem. Plus był tego taki, że najprawdopodobniej wszyscy członkowie mafii, oprócz Naruto, byli już martwi. Istniała szansa, że to był prawdziwy koniec mafii Madary.
Wracali właśnie do pomieszczenia, w którym zostawili Saszę, kiedy usłyszeli czyjeś głośne okrzyki.
– Cholera! Zniszczyli mi cały sprzęt! Pieprzona mafia!
Zdziwieni, że ktoś jeszcze przeżył rzeź, która miała miejsce jakiś czas wcześniej, podążyli za brzmiącym im znajomo głosem. Minęli kilka długich korytarzy, aż w końcu, tuż za zakrętem, natknęli się na Nejiego pochylającego się nad rannym ciałem, jak się okazało – Alisy.
– Neji! – wykrzyknął Itachi. – Żyjesz!
Zaskoczony nagłym przybyciem Uchihy i jego towarzyszy Hyuuga oderwał wzrok od krwawiącej dziewczyny.
– Musicie mi pomóc – Nie poprosił, tylko poinformował młody lekarz. – Trzeba ją jak najszybciej zawieźć do szpitala, bo inaczej umrze. To jedyna osoba, która pozostała przy życiu, a ja nie mam przy sobie nic, co mogłoby jej pomóc. Jako lekarz nie mogę pozwolić, by kolejna osoba tej nocy zginęła!.
– Ile czasu jej zostało? – zapytał Yahiko.
– Niewiele – westchnął długowłosy. – Jakieś pół godziny, może czterdzieści minut.
– To mamy problem. Kakashi zabrał jedyny samochód i zawiózł do szpitala mojego brata i Uzumakiego – odparł Itachi.
– Za czterdzieści minut, to on dopiero tutaj wróci – dodała cicho Eva.
Itachi zastanowił się chwilę i nagle go olśniło.
- Wiem! - zawołał i klasnął w dłonie, uśmiechając się przy tym, zadowolony z własnego spostrzeżenia. - Przecież to wielka mafia, prawda? To znaczy... była mafia. Muszą mieć tutaj gdzieś jakiś samochód! Helikopter! Samolot! Cokolwiek, czym moglibyśmy się dostać do szpitala.
- Świetny pomysł - powiedział Pain i pocałował go w policzek, na co Uchiha lekko się zarumienił.
- Tak, prawda - mruknęła Eva do siebie. - Chyba nawet wiem gdzie możemy znaleźć jedno z aut.
Yahiko, Itachi ruszyli za Kubanką, która pobiegła do byłego pokoju Madary i Karoliny. Kiedy już się tam znaleźli, podeszła do wielkiej, zdobionej szafy i zapukała w nią jakąś dziwną kombinacją, której Itachi za nic nie potrafił zapamiętać.
Po chwili otworzyła drzwi i ich oczom ukazał się dziwny, czarny tunel.
- Że... Że my mamy tam wejść? - spytał Uchiha, a Yahiko objął go ramieniem dla otuchy.
- Owszem - odpowiedziała Eva i energicznie wskoczyła do czarnej dziury.
- Nie bój się - szepnął Pain i pociągnął za sobą Itachiego, który, cały przerażony, zamknął oczy. Kiedy je otworzył, zdziwił się jeszcze bardziej, niż przez ten cały, dziwny dzień.
- Co do...?
- To tajny garaż Karoliny.
- Skąd wiesz...?
- Nie pytajcie.
Mężczyźni wzruszyli ramionami, a Kubanka podeszła do różowego kabrioletu i wsiadła za kierownicę.
- No, chodźcie, nie mamy całego dnia. Trzeba podjechać po Nejiego i Alisę, zanim będzie za późno!
Nie było wątpliwości, że Eva miała rację. Wszyscy szybko zajęli miejsca i z piskiem opon wyjechali z garażu.
Zatrzymali się przed wejściem do rezydencji. Neji już tam na nich czekał, a z jego ramion zwisała bezwładnie Alisa. Pain i Itachi usiedli na miejscu pasażera obok kierowcy, tak, aby młody doktor mógł ułożyć z tyłu nieprzytomną dziewczynę i usadowić się tuż obok niej. Prowadzić miała Eva. Wszystko odbywało się w niczym niezmąconej ciszy.
I gdy mknęli szosą w kierunku szpitala, również nikt się nie odzywał. Wycieńczeni, nie tylko fizycznie, ale i psychicznie pozwoli sobie na chwilę komfortu, w której każdy mógł się pogrążać we własnych myślach. Itachi myślał o przyszłości. Być może to przez to, że usilnie starał do siebie nie dopuszczać wspomnień z ostatnich wydarzeń. Przyszłość aktualnie wydawała się najbardziej optymistycznym tematem do rozmyślań i czarnowłosy mężczyzna postanowił to skrzętnie wykorzystać.
Co teraz będzie? Zadawał sobie wciąż i wciąż to samo pytanie. Czy to naprawdę koniec i mogę liczyć, że los się w końcu do mnie uśmiechnie, sprawiając, że resztę życia spędzę w otoczeniu ludzi, których kocham? Nie odrzucą mnie po tym wszystkim? Niepewność wdarła się w jego młode, acz sterane serce. Nie chciał zostać sam.
Wtulony w ramiona Yahiko, tak jak właśnie w tej chwili, czuł się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Znikały wszelkie smutki i troski. Ale co zrobi, jeżeli naprawdę, po wszystkich przygodach, zostanie samotny? Nie zniósłby tego. A Sasuke? Czy brat w ogóle będzie chciał mieć z nim cokolwiek do czynienia? Itachi nie był pewien, czy dałby radę żyć, gdyby jego mały braciszek znowu zniknął z jego życia.
Pogrążony w czarnych myślach nawet nie zauważył, że dojechali do szpitala. Był to okazały, nowoczesny budynek w układzie horyzontalnym, obity aluminiowymi płytami elewacyjnymi w kolorze krwistego bordo, poprzedzielana gdzieniegdzie pionowymi pasami piaskowej cegły klinkierowej. Szerokie okna portfenetr od południa sprawiały, iż miało się wrażenie, że patrzy się na pałac, a nie obiekt szpitalny. Jednak stojący przed nim rząd karetek naprowadzał automatycznie postronnego obserwatora na właściwy tor myślowy.
Jednak Itachi nie miał szans na podziwianie współczesnej architektury obiektu. Kiedy tylko wysiadł z samochodu, stanął na własne nogi i spróbował wziąć głęboki wdech, dało o sobie znać wycieńczenie i szok po przeżytych zdarzeniach. Świat zawirował, przed oczami zatańczyły mu kolorowe mroczki i... stracił przytomność. Na jego nieszczęście Yahiko nie zdążył wysiąść z auta i go złapać, więc Itachi przywalił głową w kamienny bruk.

***

Dom w którym się znajdował był dziwnie znajomy.
Pączki, które leżały tuż przed nim na zdobionym bogato talerzyku również. Polane obficie lukrem, pachnące niezwykle zachwycająco.
I kobieta. Piękna kobieta spoglądająca na niego z nieograniczonym ciepłem w granatowych oczach tak podobnych do jego własnych. Długie pasma prostych włosów okalały jej śliczną twarz, z której nie schodził delikatny uśmiech.
- Madara był chory – rzekła, a wyraz jej twarzy zmienił się diametralnie. Uśmiech zniknął, w oczach zalśniły łzy. – Psychicznie chory. Chory na zakazaną obsesyjną miłość, którą obdarzył własną siostrę.
– Co? – zapytał Itachi, kompletnie nic nie rozumiejąc.
– Chory.
– To nie oczyszcza go ze wszystkich okropieństw, przez które cierpię!
– Nie, nie oczyszcza. Jednak zauważ, jak bawił się nim los. W końcu zginął z ręki kobiety, która również obdarzyła go miłością równie maniakalną, co jego uczucie do mnie.
– Więc...
– Zostaw to, Itachi. Zmarli pozostaną zmarłymi. Już nic nie zmienisz.
– Ale...
– Nie żyj przeszłością, mój synu. Ani przyszłością. Trwaj dzisiaj. Bo "Jeśli kiedyś uda ci się trwać w teraźniejszości, staniesz się szczęśliwym człowiekiem."
– Mamo...
Twarz kobiety ponownie rozjaśnił uśmiech.
– Kocham cię, Itachi. Zadbaj o brata – powiedziała głosem łamiącym się ze wzruszenia, wychyliła się ponad blat stołu, przy którym siedzieli i ucałowała go w czoło.

***

Itachi skrzywił się wyraźnie, gdy ostre światło, mimo zaciśniętych powiek, podrażniło jego oczy. W końcu uchylił niepewnie powieki. Najwyraźniej znajdował się w szpitalu, na co wskazywały białe ściany i padające na niego z każdej strony ostre światło. Podciągnął się na szpitalnym łóżku do siadu, rozejrzał nieco nieprzytomnie po pomieszczeniu i rozdziawił ze zdumienia usta, gdy zobaczył, co się wokół niego dzieje.
No dobra, może raczej nie „wokół”, bo to implikuje pewne oddalenie, ale takie „wokół” w znaczącej bliskości od niego. „Bardzo blisko” jest słowem najbliższym prawdzie. Blisko niego więc dział się prawdziwy, nieopisany wręcz chaos z tłumem ludzi, hałasem rozsadzającym bębenki, a nawet serpentynami i na wpół zjedzonym ciastem z ogromną zawartością bitej śmietany, czy tam innego kremu. Itachi w oszołomieniu wyciągnął rękę i zanurzył palec w cieście — no tak, to był raczej na pewno krem, a nie bita śmietana — po czym powrócił do wpatrywania się oczami szeroko otwartymi ze zdziwienia na wszystko, co działo się w tym pomieszczeniu. Pomieszczenie, warto dodać, wyglądało jakby kiedyś rzeczywiście było salą szpitalną, ale jakby szpital dał sobie siana ze szpitalną funkcją i postanowił ją wynająć na imprezę, razem z nieprzytomnymi pacjentami w środku chyba jako dodatkową atrakcją.
Zerkając na lewą stronę… Aż dziwne, że nikt po takim nieprzytomnym Naruto nie skakał, wykorzystując chłopaka jako trampoliny! Bo szarpanie go za już dość mocno pokłutą rękę przez Sasuke ze strzykawką, który z kolei był szarpany przez Nejiego, na którego darła się jakaś dziewczyna z nieco pokrwawionym bandażem na żebrach, było chyba równie niebezpieczne, co takie skakanie.
— Neji, co ty…! — krzyczała dziewczyna.
— Puść mnie, cholera, jestem w pracy! — odkrzykiwał jej Neji. — Czy ja ci zresztą nie mówiłem, że masz leżeć w łóżku i się nie przemęczać? Nawet dałem ci proszki nasenne.
— Wyplułam do wazonu z różami od ciebie — rozpromieniła się dziewczyna i przylgnęła do wyciągniętego do odepchnięcia ramienia lekarza. — Och, Neji! Teraz już będziemy na zawsze razem, kochanie.
— Cooo- O, cholera, Sasuke! — Neji odwrócił głowę. — Odłóż w końcu tę strzykawkę, przecież jest pusta, co ty niby chcesz mu tam…
— Neji, w ogóle mnie nie słuchasz! — oburzyła się długowłosa, szarpiąca go dziewczyna, a po chwili rozpłakała. — Neeeejiiii, juuuż mnie nie kochaaasz!
Nejiemu udało się wytrącić strzykawkę z ręki Sasuke akurat w tym samym momencie, w którym jego ukochana postanowiła stracić przytomność i bardzo widowiskowo osunąć się na jasne kafelki podłogi. Strzykawka poszybowała na szafkę znajdującą się po drugiej stronie łóżka nieprzytomnego Naruto Minatowicza (właściwie bardziej Madarowicza) Uzumakiego, gdzie na stołeczku siedziała rosyjska pielęgniarka Sasza i popijała coś drobnymi łyczkami z butelki po wodzie mineralnej. Sasuke nie mógł już jej dosięgnąć.
— O szlag — wymamrotał Neji i wziął się za zbieranie dziewczyny z podłogi. — Sasuke, ani waż się tknąć mojego pacjenta, dopóki nie przyjdę tutaj z powrotem.
— Ale doktorze, jeżeli zaraz czegoś nie zrobię, on… on… on się skończy! — wybuchnął Sasuke łamiącym się głosem. — Jako lekarz nie mogę pozwolić, żeby pacjent…
Neji zmarszczył złowrogo czoło i zmrużył niebezpiecznie srebrzyste oczy:
— Chyba TY się skończysz, Uchiha; pamiętaj, że masz w tym tygodniu poprawkę egzaminu u MNIE. A stan pacjenta jest stabilny. Dotknij go palcem, a masz dwóję. No, ewentualnie możesz mu wysłać smsa o treści „pomagam”, jeśli to cię jakoś urządza — powiedziawszy to, Hyuuga kopnął drzwi do sali i zniknął w białym korytarzu.
No, to była lewa strona pomieszczenia. Prawa strona składała się ryczącego telewizora, siedzącego w kącie Kakashiego z Evą na kolanach oraz z Paina, który poprawiał bandaże na swoim dość mocno uszkodzonym ramieniu. Kakashi i Eva byli zajęci szeptaniem sobie jakichś tajemniczych rzeczy i wymienianiem króciutkich pocałunków, a Pain z jednym kawałkiem bandaża w zębach chyba starał się wynaleźć jakiś lepszy sposób na wiązanie opatrunku. Wszyscy tutaj mieli na sobie trójkątne czapeczki, takie jak na urodziny, a w nogach Evy walał się transparent z napisem mniej więcej: Gratul. Czym był ten „gratul” oszołomiony tym wszystkim Itachi wiedzieć nie mógł i chwilowo raczej nie bardzo mógł kogokolwiek spytać — wszyscy byli tak zajęci sobą, że nawet nie zauważyli, że czarnowłosy się obudził.
Itachi więc swoje oczy zwrócił na telewizor, którego głośniki co najmniej dwukrotnie przekraczały dopuszczalną dla ludzkiego ucha granicę decybeli. Po reklamie jogurtów („SCHWUELLER, TAK DOBRY, ŻE POBIJESZ SIĘ O NIEGO W SUPERMARKECIE Z NIEBEZPIECZNYM GANGSTEREM!!! TERAZ O SMAKU BANANOWO-CZEKOLADOWYM!”) nadszedł czas na jakieś wiadomości.
— Godzina czternasta, Anko Mitarashi, wiadomości dnia — powiedziała krótkowłosa brunetka w przejrzystej bluzce, która więcej odsłaniała, niż zakrywała. — Pięćdziesiąt kilometrów od miasta policja rozbiła główną grupę należącą do rosyjskiej mafii działającej na terenie naszego kraju. Cała akcja była oparta na posunięciach agentów specjalnych działających pod przykrywką i polegała na zniszczeniu struktur mafijnych od wewnątrz. Niestety główne uderzenie na kwaterę główną Madary U. okupione zostało krwawą walką i wieloma ofiarami. Policja obawia się, że kilku gangsterów mogło uciec z miejsca działań i ukryć się w lesie, żeby potem niezauważenie przemknąć przez granicę. Nasza ekipa znalazła się na miejscu zdarzenia jeszcze zanim policja zdołała zabezpieczyć teren. — Ekran mignął i zamiast studia na kineskopie pojawił się obraz… willi Madary, oczywiście. Itachi miał wrażenie, że cała krew odpłynęła mu z twarzy. — To właśnie w tym miejscu, w pięknym lesie, którego część należy do parku krajobrazowego miały miejsce te tragiczne wydarzenia. Pogotowie od dwóch godzin szuka rannych w całej posiadłości i stara się udzielić pomocy tym, którym jeszcze można pomóc… — Itachi zacisnął mocno oczy, żeby nie patrzeć na ciała zamknięte w foliowe worki. Kiedy znów je otworzył, wspominano o tym, że akcja policji nie miała zbyt wiele wspólnego z tą rzezią, która wydarzyła się na miejscu. Anonimowy informator stwierdził, że nastąpił rozłam wewnątrzmafijny i w posiadłości starli się zwolennicy Madary i innego wysoko postawionego członka mafii Nagato U. (którego ciała nie odnaleziono i policja obawia się, że czmychnął do Urugwaju) oraz rzekomego siostrzeńca szefa mafii, którego danych personalnych policja postanowiła nie ujawniać ze względu na dobro osób postronnych. Ekran znów się przełączył na studio.
— Na miejscu nie znaleziono również ciała Madary U., szefa rosyjskiej mafii oskarżonego między innymi o sutenerstwo, handel narkotykami, alkoholem bez akcyzy, liczne rozboje, kradzieże i morderstwa. Chodzą pogłoski, że mężczyzna został zastrzelony, ale anonimowy informator obawia się, że widział jak przestępca, słaniając się na nogach, ucieka z posiadłości. Ponoć towarzyszyła mu kobieta o nieustalonej dotąd tożsamości. Policja jest w stanie podwyższonej gotowości, wszyscy przekraczający granicę są poddawani dodatkowym kontrolom. Patrole również zostały zwiększone.
Itachi jęknął — jak to Madara uciekł z posiadłości? Czy to znaczy, że ten koszmar ma nigdy się nie skończyć, czy ten skurwysyn jest nieśmiertelny?!
Jęk zwrócił uwagę Yahiko. Rudy wypluł bandaż z ust i rzucił się na Itachiego, wsadzając łokieć zdrowej ręki w będący i tak w dość lichej kondycji tort.
Jego usta szybko i gwałtownie przycisnęły się do warg Itachiego, by po pięknej chwili się odsunąć:
— Itachi, nareszcie! Wiesz, jak bardzo…
Ale, niestety, tutaj znów odezwała się lewa strona pokoju i inny jęk. Ten brzmiał:
— UŁAAAAA — i wydobywał się z gardła nagle oprzytomniałego Naruto. Itachi zauważył, jak Sasza szybko odrywa strzykawkę od przedramienia chłopaka i rzuca dowód winy pod szafkę, po czym wraca do sączenia płynu z butelki PET. Jeżeli strzykawka była pusta, wtedy gdy Sasuke próbował zająć się Naruto, to niewątpliwie Sasza musiała znaleźć coś, czym można było ją wypełnić. I Itachi miał niejasne przeczucie, że to coś znajdowało się w butelce w dłoniach pielęgniarki. I miało co najmniej 40% zawartości alkoholu i stanowiło wspaniały lek zdolny przywrócić każdego członka rosyjskiej mafii do życia.
Żeby tego było mało, w tym samym momencie Kakashi z Evą uświadomili sobie, że w pokoju nie są sami i może dzieje się tutaj też jakieś życie, więc ruszyli w stronę łóżka oprzytomniałego Itachiego, a drzwi od szpitalnej sali zostały niemalże wyważone głośnym waleniem w nie.
Nie czekając na jakiekolwiek zaproszenia, drzwi otworzyły się z hukiem i stanęła w nich jedyna osoba, której tu brakowało do powstania całkowitego chaosu. Był to nikt inny jak Deidara.
Długowłosy blondyn chwilę rozglądał się po sali, próbując ogarnąć, co mniej więcej się dzieje, ale gdy tylko namierzył swój cel, rzucił się do przodu. Na nieszczęście Itachiego to właśnie on był tym celem i Deidara niemal płacząc, runął w jego ramiona. Tuż za nim do pokoju wsunął się Neji.
- Itachiiiiiiiiiiiiiiii! - zawył blondyn. - Ty żyjesz, un!
Itachi mimo bólu, jaki odezwał się w jego plecach, po tej napaści uśmiechnął się. Deidara czasami zachowywał się jak kilkuletnie dziecko i ciężko było się na niego wkurzać. Poza tym brunet ucieszył się, że przyjacielowi też nic nie jest. Przez ten cały cyrk nawet nie zdążył pomyśleć, co się stało z Akatsuki po najeździe mafii.
- Tak, żyję. Ledwo co prawda, ale jednak - wyszczerzył się i ku swojemu zdziwieniu uścisnął blondyna przyjacielsko. Kątem oka dostrzegł jak Yahiko też uśmiecha się z ulgą, widząc, że Deidara jest cały.
- Boże, nawet nie wiesz, jak się o was martwiliśmy. A po tym co zobaczyliśmy, un, w telewizji, to już kompletnie myśleliśmy, że was pozabijali. Obiecaj, że już nigdy się w nic takiego nie wplączesz! - Jego twarz zalana łzami zdradzała, że był całkowicie poważny.
- Postaram się, Dei. - Pogłaskał go po głowie jak młodszego brata, na co Sasuke strzelił zazdrośnie oczami. Wtem nagle sobie przypomniał: - Właśnie, Deidara. Co się stało z wami jak nas porwali? Zostawili was w spokoju?
Deidara nagle przestał płakać i popatrzył na niego zdziwiony.
- To szef ci nic nie powiedział?
- Jakoś nie było ku temu czasu - wtrącił się Yahiko.
Itachi nie miał mu tego za złe, bo on sam nawet nie miał czasu, żeby pomyśleć o kolegach, a co dopiero o nich wypytywać.
- Nie, Yahiko ma rację. Mieliśmy tak jakby nóż na gardle i nie mogliśmy swobodnie porozmawiać.
- Cóż - uśmiechnął się Deidara tryumfująco - to chyba oznacza, że JA będę musiał wam wszytko opowiedzieć!
Na te słowa Itachiemu jak i Yahiko zrzedły miny, ale obaj kiwnęli głowami.
- Po tym jak ciebie i tego tu Sasuke - wskazał na młodszego z braci - wywlekli za szmaty, nasz zastraszyli bronią i chcieli uwięzić w jadalni. Szefa niestety związali i przystawili mu karabin do skroni. Niestety dla nich, my znajdowaliśmy się na swoim terenie i chyba uznali, że ze względu na swoją profesję, nie umiemy się już bić. I tu popełnili pierwszy błąd. Jeden z tych oprychów próbował się do mnie dobrać, no i Sasori się wkurzył i mu przywalił, że facet stracił przytomność. Oczywiście zaczęło się robić zamieszanie, które ja zamierzałem wykorzystać i powiększyć. - Wyszczerzył się.
- Założę się, że odpaliłeś te fajerwerki, które zawsze masz przy sobie - domyślił się brunet.
- Zgadza się. Jak zobaczyli wybuchające w powietrzu sztuczne ognie, przestraszyli się nie na żarty. My tym czasem chwyciliśmy za patelnie, krzesła, czy cokolwiek było pod ręką i ich pobiliśmy.
W tym momencie Itachiemu i Sasuke opadły szczęki. Nie mogli uwierzyć, że grupka młodych chłopaków pokonała patelniami uzbrojonych po zęby mafiosów. Starszy z braci spojrzał na Paina na co ten pokiwał głową, potwierdzając słowa Deidary.
- Od razu ich związaliśmy, a potem wrzuciliśmy do Puszka - przy ostatnim słowie wzdrygnął się. Zresztą podobnie jak i Yahiko i Itachi.
Puszek był psem z sąsiedztwa, który w całej okolicy wzbudzał grozę. Był mieszańcem dobermana i amstafa. Jedyną osobą, której nie chciał rozerwać na strzępy była piętnastoletnia córka właścicieli. Przy tej dziewczynie był łagodny niczym labrador.
- Potem szef powiedział, że szybko musi jechać do jakieś willi i zanim zdążyłem o cokolwiek zapytać, już go nie było.
Itachi był mocno zszokowany tą historią, dlatego dopiero za drugim razem usłyszał pytanie blondyna:
- To może teraz opowiedz, co się z wami działo, un?
Niestety nie dane mu było opowiedzieć tej historii, ponieważ drzwi ponownie otworzyły się hukiem i zobaczył blondynkę, na której widok Sasuke i Neji stanęli na baczność.
- Co tu się wyprawia do cholery?! - krzyknęła. - To jest szpital, a nie dom towarzyski! W tym pokoju powinny być trzy osoby a nie - policzyła szybko - dziesięć!
W tym samym momencie zobaczyła znajome twarze.
- A wy - wskazała palcem mężczyzn stojących na baczność - jesteście lekarzami. Powinniście do cholery pilnować porządku, a nie pomagać w sianiu chaosu! Wynocha mi stąd wszyscy, ale już! - jej krzyk niemal wstrząsnął całym pomieszczeniem.
- Ale Ino-sensei, ja jestem ranny - spróbował błagalnie Sasuke. - Czy nie mogę zostać z bratem? - Itachi nie omieszkał zauważyć, że zamiast na niego, to młodszy Uchiha zerknął na nieprzytomnego Naruto. Westchnął. Chyba naprawdę będzie się musiał pożegnać z przyszłym bratankiem.
- Chyba sobie żartujesz! - krzyknęła Ino. - skoro jesteś tak ciężko ranny, to powiedz mi, jakim cudem przywiało cię tu aż z sali na drugim końcu korytarza? - Zmierzyła resztę groźnym wzrokiem. - Wynocha wszyscy! Następnym razem, jak tu wejdę mam zastać tylko pana Itami, starszego - nacisnęła - Uchihę i Uzumakiego. Zrozumiano?
- Ale ja chcę usłyszeć ich historię! - zawołał Deidara i wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać. Wiadome jednak było, że udawał, bo kiedy Ino spojrzała na niego z miną seryjnego mordercy, prychnął tylko, wzruszył ramionami i skierował się w stronę drzwi. - No nic, potem opowiecie, un! - dodał z uśmiechem.
Zaraz po nim rozeszła się cała gromada i w pokoju faktycznie został tylko Itachi, Naruto i Yahiko.
- Wreszcie trochę odpoczynku - westchnął rudowłosy i odwrócił głowę w stronę Uchihy.
Spojrzeli sobie głęboko w oczy i obaj uśmiechnęli się szeroko. Itachi pociągnął nosem i przetarł oko wierzchem dłoni - nie chciał płakać, ale to było silniejsze od niego.
- Cieszę się, że to już koniec... - wyszeptał, a chwilę później wtulił się w Yahiko, który podszedł do jego łóżka.
- Najważniejsze, że żyjemy. I jesteśmy razem - odpowiedział mu Pain, a następnie pocałował go w czoło.
Posunęliby się do dalszych czułości, gdyby nie odchrząknięcie i słaby głos Naruto.
- Naprawdę wzruszająca scena - wychrypiał. - Ale możecie to zostawić na potem?
Itachi zaśmiał się, a Yahiko wrócił na swoje miejsce. Wszystkim należał się długi odpoczynek, dzięki któremu chociaż na chwilę zapomną o wszystkim, co wydarzyło się w ciągu ostatnich dni.

***

- Jak dobrze, że już jesteście zdrowi - mruknęła Konan, a Kisame potaknął i usiadł przy wielkim stole w siedzibie Akatsuki.
Itachi uśmiechnął się i przytulił do Yahiko.
- Zrobimy coś do jedzenia! - oznajmił czarnowłosy i zapanowała cisza. Wywrócił oczami i wskazał palcem na Paina. - Dobra, on coś zrobi, ja będę asystentem...
Cała sala rozbrzmiała śmiechem i wszyscy zgodzili się na taką opcję. Kiedy obaj zniknęli za drzwiami kuchni, śmiechy ucichły i zamieniły się w zwykłe rozmowy.
- To co, młodszy Uchiho, un! - zawołał Deidara, obejmując Sasuke ramieniem. - Zostajesz z nami? Może chciałbyś wdać się w brata, hm? Masz taką urodę...
- Zostaw go, Dei - powiedział Sasori, przyciągając blondwłosego do siebie. - Daj chłopakowi spokój. Musi sobie wszystko przemyśleć.
Sasuke westchnął i rozejrzał się po pomieszczeniu oraz po wszystkich zgromadzonych. Nie miał pojęcia, że jego starszy braciszek jest... kimś takim. Ale przynajmniej miał przyjaciół, dobry dach nad głową, był jakoś ustawiony. Młodszy Uchiha marzył o karierze lekarza i nie mógł się doczekać spełnienia tego pragnienia.
Zerknął kątem oka na Nejiego, który wgapiał się w niego od dobrych pięciu minut.
- O co ci chodzi? - spytał Sasuke, mrużąc oczy, a Hyuuga uśmiechnął się kątem ust.
- Tym razem ci się uda. Na pewno zaliczysz.
Z początku Uchiha nie wiedział, o czym Neji mówi, ale kiedy zdał sobie w końcu sprawę... uśmiechnął się szeroko i wstał, mocno go ściskając.
Teraz już wszystko będzie dobrze, prawda, Itachi?, pomyślał, patrząc na drzwi do kuchni i miał nadzieję, że tak właśnie będzie.

14 komentarzy:

  1. Witam,
    rozdział bardzo dobry, te wszystkie sytuacje jakie się działy w szpitalu rewelacja... czyżby Sasuke zakochał się w Naruto? Pain też wiele okazał uczuć względem Itachiego...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszamy na nasz nowy blog z ocenami blogowymi.

    Pozdrawiamy,
    Ocenialnia.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć :) Z doświadczenia wiem, że próby promocji na facebook'u czy google + mogą być bardzo trudne - a na pewno bardzo drogie!!!
    Potrzebujemy ludzi którzy będą klikać "Lubię to", co nie zawsze przynosi oczekiwane rezultaty.
    Blogowskaz.org jest serwisem społecznościowym, konkurującym z innymi znanymi Ci portalami.

    Skoro kampanie marketingowe w internecie mogą okazać się bardzo drogie, spróbuj czegoś nowego! Często nie potrafimy panować nad procesem, za który płacimy.
    Tu pojawia się darmowe rozwiązanie czyli http://Blogowskaz.org !!!

    Skąd więc mamy mieć pewność, że to działa? Na szczęście jest to darmowe rozwiązanie które przetestujesz i przekonasz się że warto być częścią społeczności ;) Działasz szybko, skutecznie i posiadasz pełną kontrolę nad swoją popularnością. Uwierz, to się opłaca.
    http://czarnyszczur.blogspot.com - poleć mój blog przy rejestracji ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialnie piszesz ;) Rozdział cudo ^^ Uwielbiam PainIta, ale i tak wolę ItaSasu xD Jestem zła, wiem ;)
    Mam nadzieję, że zechcesz napisać jeszcze jakieś opko po tym, bo stanowczo za późno się za nie zabrałam ;)
    Kocham, kocham, kocham, kocham ;)
    Błędów nie wytykam, bo nie pamiętam czy coś było ;) Musiałabym na bieżąco je wytykać ;)
    Liczę na szybki koniec i jeszcze szybszy nowy początek!! ^^
    Pod Epilogiem skomentuję treść jako całość, o! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Zastanawiam się czemu taki tu zastój.Dawno nic tu nie było i zastanawiam się czy to brak weny? Cóż, moim zdaniem powinnaś kończyć już to opowiadanie i zacząć zabierać się do kolejnego. W końcu pozostawienie tak opowiadania bez końca i happy end

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    droga autorko żyjesz? Bo już od tylu miesięcy nie ma nowego rozdziału, doskonale rozumiem, że są ważniejsze rzeczy na głowie, ale chociaż jakieś info by wystarczyło...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Zajebiste opowiadanie! Czytałem je bezustannie do godziny czwartej nad ranem a musze jutro pójść na zakończenie roku szkolnego! taka historia...! Świetne opowiadanie, bardzo fajnie ułożona akcja - pokazanie bohaterów : no po prostu miód na moje serce! Z niecierpliwością czekam na dalsze twoje dzieła bo c jak co, ale dawno nie czytało mi się tak dobrze opowiadania! Życzę dalszej weny w pisaniu!! Gilbert

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam,
    buu, buu droga autorko, tak dawno nic nie dodałaś, a ja cóż tęsknię za tym opowiadaniem, chociaż jakiś znak by wystarczył, informacja...
    weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam,
    autorko, halo? Jesteś jeszcze? Od tak dawna, nawet małej informacji.... a ja tęsknię.....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  10. Hejeczka,
    kochana ja tutaj tak od czasu do czau zaglądam tutaj w nadzieji  a rozdział... proszę wróć lub chociaż coś napisz...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  11. Hejeczka,
    kochana autorko mam nadzieję, że mimo tylu lat jednak powrócisz tutaj...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń
  12. Hejeczka
    trafiałam niedawno, i kurcze... szkoda, że nie ma kontynuacji, bo opowiadanie jest świetne...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  13. Hejeczka,
    kochana bardzo liczę na coś nowego, zaglądam tutaj teraz dość regularnie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  14. Hejeczka,
    kochana powróć tutaj do nas, bardzo tęsknię...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń