Uwaga!
Blog zawiera treści homoseksualne, przemoc oraz wulgaryzmy!
Jeżeli Ci to nie odpowiada, opuść bloga.
Wszystkich innych zapraszam do czytania :)

niedziela, 28 października 2012

"I hate everything about you" Rozdział 11

Cóz, widze, ze poprzedni rozdział nie bardzo przypadł Wam do gustu, a i do tego był raczej krótki, także... tym razem napisałam coś dłuższego i mam nadzieję, ze tym razem spodoba Wam się bardziej! ^w^



Rozdział 11




- Co kurwa?! – Itachi mógł się założyć, że krzyk Deidary słychać było teraz w całym burdelu. Jednak nie zwracał na niego uwagi, tylko jednym susem doskoczył do zlewu, wyławiając nieszczęsny telefon.
- Nie stój tak debilu tylko mi pomóż do cholery! – wrzasnął brunet na otępiałego chłopaka. – Kurwa, jak to nie będzie działać to powiem, że wszystko to twoja wina i ty będziesz miał u niego przejebane!
Blondyn natychmiast zareagował. Momentalnie znalazł się przy długowłosym i bogu ducha winnym telefonie.
- A mogłeś mi kupić ten jogurt – mruknął pod nosem.
- Deidara!

Bardzo szybko rozmontowali telefon i wycierając go suchymi ścierkami, modlili się w duchu do wszystkich możliwych bogów, żeby telefon zadziałał. To była jedyna możliwość bo jeśli Pain dowiedziałby się, co zrobili z jego własnością, to nawet bogowie im nie pomogą.

Zaalarmowani krzykami do kuchni zbiegli się inni pracownicy Akatsuki, chcąc dowiedzieć się, co się stało.
- O co się tak drzecie, senpai? – do uszu Itachiego dobiegł głos Tobiego.
- Zagła-kurwa-ada! – odwrzasnął mu roztrzęsiony blondyn.
- Co? – tym razem to był Hidan.
Kruczowłosy podniósł wzrok i zobaczył cały personel burdelu przyglądający im się z ciekawością, nie kryjąc rozbawienia. Postanowił to wykorzystać.
- Który zna dobrego serwisanta od komórek pracującego do późna?
- I co, może jeszcze frytki do tego? – zaśmiał się któryś, a reszta mu zawtórowała.
- Który, do kurwy nędzy, się pytam! – Wszyscy zaniemówili. Itachi prawie nigdy nie krzyczał, nie mówiąc już o przekleństwach. Momentalnie zrozumieli, że to nie jest zabawna sprawa. Przynajmniej nie dla tych dwóch.
- Ja znam! – Długowłosy popatrzył z nadzieją na Tobiego, który się zgłosił. – Tyle że właśnie teraz zamyka.
- To zadzwoń do niego i powiedz, że dostanie podwójną stawkę za nagły przypadek. I zajebiście ważny przypadek.
Chłopak na to kiwnął głową i wyciągnął telefon.

***


Stali w małym, ale przestronnym warsztaciku elektronicznym. Wszędzie w zasięgu wzroku były najróżniejsze urządzenia, o zastosowaniu których Itachi nie miał najbladszego pojęcia. Naprzeciwko niego siedział pochylony młody szatyn. Plakietka na drzwiach informowała, że nazywa się Shikamaru Nara i jest właśnie serwisantem telefonów komórkowych. Nara studiował komórkę-topielca już od dobrej godziny sprawdzając to i owo. W końcu odezwał się do onyksowookiego.

- Mam nawet dobrą wiadomość. Telefon jest do uratowania, jednak najwcześniej będzie na jutro rano – powiedział monotonnym głosem, a Itachi skinął głową. – Postaram się skopiować całą zawartość wraz z ustawieniami, choć nie ukrywam łatwiej i taniej byłoby kupić nowy aparat.
- Taka opcja nie wchodzi w grę. Właściciel telefonu nie wie o usterce i najlepiej nie powinien się o niej dowiedzieć.
- Hmm - zastanowił się Shikamaru – myślę, że coś uda mi się wykombinować
I w tym momencie rozdzwonił się telefon Itachiego. Przeprosił Narę na chwilę i wyszedł z budynku.
- Halo? – zapytał do słuchawki.
- Itachi? Tu Pain. – Czarnooki zamarł. – Musisz mi jutro przynieść mój telefon, bo jest kilka spraw do załatwienia.
- A skąd teraz dzwonisz? Nie możesz tak tego załatwić?
- Nie debilu! Potrzebny mi mój telefon i już! Zrobisz to, czy mam poprosić tego bęcwała Deidarę? – Dreszcz przerażenia przebiegł mu po plecach.
- Uch… no tak… Jasne… - odpowiedział w końcu Painowi. – Przyniosę go jutro wieczorem.
- Nie! Ma być u mnie do godziny trzynastej… - rzucił rudy i rozłączył się.
Wrócił do warsztaciku i spojrzał na Shikamaru cierpiętniczym wzrokiem.
- Czy da radę go odebrać między dziesiątą a jedenastą?
- Hmmm… Myślę, że tak, ale to już potrójna stawka.
- Niech będzie – Itachi skapitulował. I tak nie miał wyboru.

***


Patrzył i nie dowierzał własnym oczom! Wczoraj wieczorem oddawał do serwisu lekko podniszczoną czarną komórkę, teraz w rękach trzymał niemal nowiusieńki telefon. Nie to było jednak najgorsze. Z obudowy spoglądała na niego jedna z najsłynniejszych bajkowych postaci. Hello Kitty.

W zasadzie mógł już się rzucić pod pociąg, bo teraz czekają go tylko tortury.
- Udało mi się przełożyć oryginalną płytę główną, taśmę i pamięć – usłyszał jakby z oddali znudzony głos Shikamaru. – Jedynie nieodwracalnemu uszkodzeniu uległ mikroprocesor, ale proszę się nie martwić, to nie ma wpływu na funkcjonowanie telefonu. Jest dokładnie taki jak przed usterką.
Itachi spojrzał na niego wzrokiem zbitego psa. Nie było już rady, szedł na pewną śmierć. Spojrzał jeszcze raz na telefon i uśmiechnęła się do niego kocia twarzyczka z wyłożonymi maleńkimi kryształkami wąsami. Śmierć to przyjemność w porównaniu z tym, co go czeka.
Co prawda była możliwość zmiany obudowy, bo Shikamaru jedynie taką miał na składzie, ale nie było na to czasu. W zasadzie już był spóźniony na spotkanie z Sasuke a potem musiał się spieszyć do Paina. Świat jest okrutny.

***


Jakimś cudem udało mu się spóźnić tylko pięć minut. Sasuke czekał już na niego w środku i gdy go tylko zobaczył, zamachał ręką. Itachi dosiadł się do niego.

- Cześć Kakashi – zaczął rozmowę młodszy. – Jakoś kiepsko wyglądasz. Stało się coś?
Ten tylko westchnął.
- Nie nic. Problem natury technicznej. – Próbował się uśmiechnąć ale nie bardzo mu to wyszło. Na szczęście z pomocą przyszedł mu kelner, pytając o zamówienia. Wyglądał dosyć ciekawie. Rozwichrzona blond czupryna, przeraźliwie niebieskie oczy i osobliwe blizny na policzkach, które dodawały mu niejakiego uroku.
- Poproszę herbatę. Najlepiej zieloną. – Itachi miał już dosyć dużą dawkę adrenaliny we krwi. Nie chciał jeszcze bardziej podnosić swojego ciśnienia kawą.
- To samo – potwierdził Sasuke.
Nagle długowłosy drgnął. Czy mu się tylko zdawało, czy jego młodszy brat wpatrywał się w kelnera z jakąś dziwną fascynacją. No nie… tylko nie mówcie, że Sasuke też jest gejem, a przystojny blondyn wpadł mu w oko. Koniec klanu Uchiha.
Jednak po głębszym zastanowieniu się, Itachi zauważył, że Sasuke wręcz piorunuje go nieprzychylnym wzrokiem.
- Sasuke – zapytał w końcu – czemu się tak przypatrujesz temu kelnerowi?
- Co za pacan – odpowiedział mu po krótkiej chwili. – Próbuje poderwać tamte dziewczyny na wiedzę medyczną i opowiada jakieś bzdury o tym, że zespół Cushinga to inaczej pląsawica. Totalny debil. Przecież każdy wie, że pląsawica to inne określenie zespołu Huntingtona.
Itachi nie bardzo zrozumiał, o co chodzi, ale to nie on tu miał medyczne wykształcenie.
- Powiedz mi, jak radzisz sobie na studiach?
- Hm? – młodszy Uchiha w końcu się do niego odwrócił. – Jestem pierwszy na roku, a co?
- Tak właśnie myślałem. – Itachi uśmiechnął się, szczerząc do niego zęby. Już wiedział, że to będzie ciekawe spotkanie i nawet udało mu się zapomnieć na chwilę o koszmarze jaki go czeka.
Sasuke opowiadał mu o swoich studiach, o tym jak ciężko było mu wejść pierwszy raz do prosektorium i jak niemalże zemdlał, po raz pierwszy czując ten charakterystyczny, mdły zapach, którym już za moment czuł się cały przesiąknięty – ubranie, a nawet włosy, wszystko potem zdawało mu się przypominać o tym niespecjalnie przyjemnym miejscu. Na szczęście potem było z tym trochę lepiej, mówił, to był pierwszy szok, potem trochę do tego przywykł, jednak nigdy nie uznał zajęć tam za przyjemne.
Aż się wzdrygnął.
Potem gadał o innych zajęciach, o tym jak ciężko było mu zdać egzamin z dawkowania, bo ma problemy z matematyką (zupełnie jak ja, pomyślał wtedy Itachi) i że udało mu się to dopiero za trzecim razem. Opowiedział jeszcze ciekawą anegdotkę o tym, jak miał praktyki w karetce.
- Niedawno kończyłem praktyki jako lekarz w karetce, przedtem oczywiście odsiedziałem swoje w dyspozytorni, potem na różnych wyjazdach, no ale nie o tym mowa – zaśmiał się Sasuke, ukazując lśniąco białe zęby światu. – Tak się złożyło, że koniecznie musieliśmy faceta, noo… zwiotczyć. Jakaś baba wtedy wydziera się nam nad uchem, że: „Boże, chyba nie podaliśmy mu Pavulonu! Boże, boże, Jezus Maria!” No to ja na to, że oczywiście, że nie, bo podaliśmy Pankuronium. No to ona uspokojona, że uff, bo myślała, że my łowcy skór, czy co. Z tym że, pewnie się nie orientujesz, Kakashi, ale Pankuronium i Pavulon to dokładnie to samo. Tylko że Pavulon jest nazwą handlowa, ale tego ta babka wiedzieć już nie musiała. No cóż, jak trzeba użyć, to trzeba użyć, haha – inaczej mogłoby się skończyć dość nieciekawie.
- To naprawdę interesujące – stwierdził Itachi, biorąc kolejny łyk herbaty.
- No a jeszcze chciałbym… - zaczął Sasuke, ale nie zdążył, bo jego telefon zadzwonił. - Kurde – powiedział i wyciągnął go z kieszeni. – Przepraszam na moment.
Sasuke odszedł od stolika, a onyksowooki w międzyczasie wypił swoją herbatę i nawet zdążył popatrzeć na innych gości w kawiarni. Blondwłosy kelner nadal strzelał oczami w kierunku stolika obsadzonego przez dziewczyny i uśmiechał się, kiedy tylko jakaś zerknęła nieśmiało w jego stronę.
- Ech, Kakashi – powiedział jego brat, kiedy w końcu przyszedł z powrotem do stolika. – Tak się składa, że muszę już wracać do szpitala. Ino znowu chce ode mnie jakichś raportów od innego doktora. Na razie, tak się składa, jestem takim chłopcem na posyłki, „przynieś-wynieś-pozamiataj”. No ale co się dziwić, dopiero pierwszy rok, co nie. Yamanaka raczej poważnie tych moich nabytych umiejętności nie traktuje i wszystko każe mi sprawdzać po pięćdziesiąt razy. Ja wiem, że to nie jest wysoki poziom, ale trochę więcej zaufania by mogła mieć – poskarżył się. – Gdybym był beznadziejnym studentem, raczej nie dostałbym się na praktyki tutaj, w najlepszym szpitalu w mieście, ech.
Itachi popatrzył na zegarek na telefonie Paina i przeraził się.
- O jasna cholera! Nogi mi z dupy wyrwie! – krzyknął szczerze przestraszony. – Mam być u Yahiko już na za chwilę. Zagadałem się z tobą, Sasuke.
- To możemy pójść razem, obaj idziemy w tym samym kierunku – zaproponował krótkowłosy, zostawiając pieniądze za herbatę na stoliku. To samo zrobił Itachi i wyszli.
Tuż przy wejściu do szpitala (dojście zajęło im jakieś pięć minut, bo Itachi nagle odkrył w sobie niesłychane umiejętności chodziarskie i kondycję godną samego Korzeniowskiego), zaczepił ich jakiś przystojny długowłosy mężczyzna w kitlu. Itachi z zainteresowaniem zaobserwował, jak jego dłoń dłużej, podejrzanie długo, zatrzymuje się na barku Sasuke i jak przeciągłym spojrzeniem jasne tęczówki mężczyzny wpatrują się w ciemne oczy jego brata. Sasuke spuścił wzrok i chrząknął, chyba trochę onieśmielony.
- Tak, doktorze Hyuuga? Nie bardzo mogę teraz rozmawiać, bo doktor Yamanaka mnie, khm, zabije, jak nie pojawię się w jej gabinecie za pięć minut i nie przyniosę pewnych dokumentów od kilku innych doktorów, i… - wpadł w słowotok i gapił się na swoje buty, a to już naprawdę trochę przeraziło Itachiego.
Boże, Sasuke, ty chyba naprawdę jesteś homo!, krzyknął Itachi w myślach. Istnienie jego hipotetycznego bratanka wisiało już naprawdę na włosku, a nadzieja malała z każdą chwilą. Sasuke gapił się na każdego w miarę ładnie wyglądającego faceta – straszne. Czyżby to było rodzinne?
- Nie ma sprawy, Sasuke – odparł rzeczony doktor Hyuuga, uśmiechając się pogodnie. Odrzucił swoje długie włosy z ramienia i podał jego bratu jakaś teczkę. – Pewnie była też mowa o mnie, zaoszczędzę ci roboty i niepotrzebnego chodzenia.
- Dzię-dziękuję – zająknął się Sasuke i szybko się pożegnał. Itachi poszedł w ślad za nim, patrząc pytająco.
- To był twój, eee – uciął.
- Ten facet oblał mnie dwa razy na egzaminie z dawkowania! – powiedział stanowczo Sasuke. – Boże, straszna piła z niego. I wiesz co jeszcze Kakashi? Za dwa tygodnie mam z nim kolejną poprawkę, tym razem z farmakologii. Chyba umrę, bo ostatnim razem z całej listy leków umiałem powiedzieć tylko co nieco o Pindololu. Nawet nie wiesz, jak mnie wyśmiał i jeszcze tak dziwnie gapił się przez caaałe zajęcia. Nie wspominając, że musiałem zostać po godzinach, chociaż wtedy był dla mnie zaskakująco miły i powiedział, ze dostanę drugą szansę i lepiej, żebym tego nie spaprał.
- I tylko to? – drążył Itachi, wchodząc z Sasuke na oddział psychiatryczny.
- No, z grubsza, że tak powiem, khm, khm – odpowiedział wymijająco Sasuke, odwracając wzrok. – Nie chciałbym za dużo o tym mówić, Hyuuga jest raczej spoko, mimo wszystko, no ale to naprawdę nie czas na takie rozmowy. W każdym razie, Kakashi, muszę uciekać. Zdzwonimy się, koniecznie musimy się jeszcze spotkać, bo jesteś naprawdę miłym facetem.
Sasuke popędził do gabinetu Ino Yamanaki, zostawiając Itachiego samego przed drzwiami do sali Paina. Z telefonem Hello Kitty w ręce. Kruczoczarnowłosy przełknął ślinę.
Itachi bał się otworzyć drzwi i wejść do środka. Bał się Paina, tego co powie, co mu może zrobić. Spojrzał raz jeszcze na niewielkiego kotka znajdującego się na obudowie i przerażony tym, co go spotka, przekroczył próg sali.
Pain leżał w łóżku i widać było, że się nudzi. Bawił się brzegiem pościeli, próbując rozerwać szew łączący dwa kawałki materiału. Wyglądał jakby zamyślił się nad czymś bardzo głęboko i zapomniał o otaczającym go świecie. Itachi był pewien, że nawet nie zauważył jego wejścia.
- Przepraszam, że się spóźniłem, spotkałem się dzisiaj z... - Itachi patrzył na Paina, który dalej próbował przerwać cieniutką niteczkę w poszewce. - Pain?
- O, Itachi. Cześć. - Yahiko podniósł wzrok, patrząc prosto w szeroko otwarte ze zdziwienia oczy Uchihy.
Kolejny raz Pain zachowywał się zupełnie jak nie on. I znowu Itachi nie wiedział, co miał z tym zrobić. Nawet nie wiedział czy taka nagła zmiana na lepsze mu odpowiadała.
- Cześć. Przyniosłem ci... - Itachi bał się dokończyć zdanie, pomimo całej dobroci bijącej teraz od rudego, nie wiedział jak zareaguje na nagłą zmianę wyglądu najważniejszego elementu wyposażenia jego biura. - Twój telefon.
Pain znowu spojrzał na Itachiego, a tym razem w jego wzroku pojawiło się niezrozumienie. Był w szpitalu, po co mu był teraz telefon? Przecież miał odpoczywać, a nie wydzwaniać do klientów.
- No wiesz... Prosiłeś mnie wczoraj – wybełkotał niepewnie Uchiha. - Wydawało mi się, że jest ci potrzebny jak najszybciej.
- Ah, tak. - Mimo swoich słów, Pain dalej wyglądał jakby nie rozumiał, co się dzieje. - Połóż go na stoliku, później zadzwonię.
Itachi podszedł niepewnie bliżej i odłożył telefon obok łóżka Paina. Starał się zrobić to tak, żeby jego ukochany nie dostrzegł Hello Kitty na obudowie. To że w tej chwili był miły, a nawet przemiły, nie znaczyło, że będzie taki do końca dnia.
- Siadaj, Itachi - powiedział Pain najmilszym tonem jaki kiedykolwiek ktoś usłyszał padający z jego ust.
Dla starszego Uchihy to było za dużo. Pochylił się nad nim, złapał za ramiona i potrząsnął lekko.
- Jasna cholera, Pain! O co ci, do kurwy nędzy, chodzi?!
Rudy po raz kolejny uśmiechnął się czarująco do Itachiego.
- Kochany, nie unoś się tak! Złość piękności szkodzi, a ta buźka jest bardzo cenna.
Chcąc nie chcąc, Itachi zaczerwienił się słysząc słowa Paina. Dawno nie usłyszał żadnego komplementu od niego, a to, co mu teraz mówił było temu najbliższe. Puścił piżamę Paina i delikatnie otulił go kołdrą.
- Jasne, nie wciskaj mi teraz kitu, że ci na mnie zależy.
Pain nie odpowiedział od razu. Przez chwilę przyglądał się płynnym ruchom rąk Itachiego, jak głaskały kołdrę okrywającą tors rudego, jak następnie niezauważalnie musnęły jego dłoń, aż w końcu spoczęły w pobliżu uda Paina.
- A jeśli naprawdę tak jest? - zapytał bardzo cicho.
Itachi myślał, że się przesłyszał. Dlaczego Pain miałby nagle mówić mu takie rzeczy?!
- To pomyślę, że jesteś chory psychicznie - odburknął niemiło Itachi, odwracając od niego wzrok i patrząc przez okno. Poczuł jak na policzkach znowu pojawia się rumieniec.
Ciszę, która zapadła w sali, przerwał głośny śmiech rudego.
- Nie wiem, czy zauważyłeś, kotku, ale właśnie odwiedzasz mnie w psychiatryku. A to oznacza, że ta choroba jest bardzo prawdopodobna.
Itachi rzucił Yahiko złowrogie spojrzenie. Najpierw jest miły, potem prawi mu komplementy, później śmieje się z niego, no i co jeszcze? Czy ten skretyniały rudzielec, nie mógł być konsekwentny w swoim zachowaniu i albo być miłym, albo niemiłym? Jego huśtawka nastrojów była gorsza niż u Deidary!
- A wiesz, że masz rację? To co to jest, schizofrenia? Rozdwojenie jaźni? - Skoro Yahiko zmienił swój stosunek do niego o całe sto osiemdziesiąt stopni, to Itachi też mógł, prawda? Dość słodzenia i zachwycania się jego idealnie gładką cerą czy puszystymi włosami. Chociaż włosy, to miał naprawdę fajne, takie miękkie i gęste, aż się chciało wsunąć w nie rękę. Po powrocie do domu, Itachi będzie musiał przeszukać łazienkę szefa i zobaczyć jakiego szamponu używa.
- Jeszcze czekam na diagnozę. A co, chcesz pomóc w leczeniu? - Uchiha był pewien, że nie chodziło mu o zwykłe lekarstwa. Pain domagał się specjalnego traktowania, kuracji przeprowadzonej tylko przez bruneta. Pain chciał seksu.
Itachi poczuł, że jego ręce zaczynają się pocić. Seks w szpitalu? Znowu? Nie chciał, nie miał najmniejszego zamiaru kochać się teraz z Yahiko. Mógł to zrobić w domu, po powrocie rudego, ale nie teraz! Teraz chciał tylko porozmawiać, może troszkę poflirtować, ale na pewno nie pozwolić się wypieprzyć do utraty sił. Po prostu nie.
- Lekarzem nie jestem, nie będę cię leczył. - Itachi postanowił udawać, że nie dostrzegł żadnej dwuznaczności i kontynuować rozmowę jak gdyby nigdy nic.
- Ale Itachi... - w głosie Paina można było usłyszeć niewielkie podniecenie. - A jeśli dzięki temu wyjdę szybciej? Szybciej będę mógł się zająć moją małą dziwką.
Nie, nie nie, nie po raz kolejny! Itachi odskoczył od łóżka cały czerwony na twarzy, mając nadzieję, że Pain niczego nie dostrzeże. Niestety, pomylił się.
- Nie uciekaj, przecież widzę, że też tego chcesz! Nie daj się prosić!
Napalony Pain nie był najprzyjemniejszą osoba, z jaką można się było spotkać. Chciał zdobyć to, czego pragnął, nie ważne czy siłą, sprytem czy po dobroci. Musiał zdobyć każdego mężczyznę, na którego miał ochotę.
Itachi nigdy się mu specjalnie nie opierał, skoro ukochany chciał jego ciała, to dlaczego miał odmawiać? I dzięki temu, Pain wiedział, że Itachi w każdej chwili mu da, nie ważne w jakich okolicznościach i o jakiej porze. A teraz Uchiha odmawiał i próbował od niego uciec.
- Przecież lubisz kochać się ze mną... No chodź! - Pain dalej próbował przekonać bruneta do uprawiania seksu po raz kolejny na szpitalnym łóżku. Za pierwszym razem było nieziemsko, więc dlaczego tym razem nie miało być tak samo, jak nie lepiej?
Itachi zapragnął uciec ze szpitala i nie wracać aż do wypisania Paina. Albo w ogóle nie wracać. Cieszył się, że Yahiko nie zdenerwował się za telefon, chyba nawet nie zauważył, że coś jest z nim nie tak. Ale z drugiej strony, wolał wybuchowego i wrzeszczącego Paina niż tego dziwnego, uprzejmego i napalonego.
Nagle drzwi otworzyły się. Itachi zamarł w pół kroku i patrzył na postać wchodzącą do sali. Sasuke spojrzał na niego i uśmiechnął się.
- I jak, pogadaliście sobie? - zapytał, podchodząc do łóżka i sprawdzając coś w swoich notatkach.
- Taak, ale... Sasuke, on jest jakiś dziwny.
- Dziwny? Ah, to pewnie przez tabletki uspokajające, które dostaje!
Itachi spojrzał na brata zdziwiony. Tabletki? Na uspokojenie? No tak, to dlatego nie nakrzyczał na niego ani razu!
- Mam wrażenie jakby był trochę przygłupi... I bardzo pobudzony seksualnie. - To ostatnie Itachi powiedział nieśmiało, opuszczając nieco głowę by ukryć kolejny rumieniec.
- To pewnie zwykły skutek uboczny albo reakcja organizmu na jakiś składnik leku. - Sasuke uśmiechnął się do niego, zapisując coś w notesie. - Dzięki, że o tym mówisz, powinniśmy mu w takim razie zmienić tabletki.
Młodszy Uchiha spojrzał jeszcze raz na brata, po czym wyszedł z pokoju.
No tak, to tylko tabletki, a nie nagła zmiana charakteru, pomyślał Itachi pochodząc do Paina i całując go lekko w usta, po czym wybiegł z sali.


4 komentarze:

  1. Niestety to tylko tabletki, bo przecież Pain nie zmieni się, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wspaniała notka, warto było czekać. Zresztą jak zwykle :)
    Życzę mnóstwo weny

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczę >.< Czemu to musi być przez tabletki? ToT Czyli teraz Pain będzie wredny?
    Strasznie mi żal Itachiego i jego bezustanną walkę o miłość Pain'a. :( A co do Sasuke.. Mam nadzieję, że będzie kręcić z Naruto :D

    OdpowiedzUsuń
  3. *Posłaniec kłania się i otwiera kopertę* Ekhm.. Czy mogę prosić o szklankę wody? *Uśmiecha się słodko i poprawia blond grzywkę* Przybyłem by ogłosić iż CZWARTY rozdział zaistniał na stronie www.yaoi-by-rei.blogspot.com *Wyciąga z koperty zaproszenie* Oto imienne zaproszenie. *Całuje w dłoń gospodarza po czym udaje się w dalszą podróż*

    OdpowiedzUsuń
  4. Hah :D Ja tam lubię takiego miłego, uprzejmego i napalonego Paina. Huhu :D Tylko szkoda, że się nie zgodził. Tak jakoś od rana potrzebuje czegoś... Na rozruszenie organizmu. Ten rozdział był lepszy niż poprzedni. Tylko ta rozmowa w kawiarni... Nie musiałaś aż tak bardzo wtajemniczać nas w medycynę. Wiesz moja rodzina to po prostu sami lekarze i takie ich doktorskie żarty... -_-'.
    Cieszę się, że ten rozdział był taki a nie inny. Po ostatnim jakoś trudno mi było się do niego zabrać. A co do sasuke.. To mam nadzieję.. Ze sobie tam z tym doktorkiem.. No dobra ja kończę. Czekam na kolejne ;). Pozdrawiam. Yuu

    OdpowiedzUsuń