Przepraszam za tak długi brak jakiegokolwiek odzewu. Rozdział był napisany już jakiś czas temu, niestety z powodu zamotania około- i pomaturalnego nie byłam w stanie go sprawdzić i wstawić na bloga. Zamieszanie i nawał nauki miałam ogromny, bo wzięłam sobie na rozszerzeniu chyba wszystko, co możliwe - z tego tylko względu, że nie wiem, na co chcę iść na studia. XD Tak że zakres miałam od rozszerzonego polskiego po rozszerzoną fizykę, czy angielski. Kwestia jak je napisałam pozostaje jednak tajemnicą jeszcze przez niecały miesiąc, a potem czekają mnie nieprzespane noce z rekrutacją pt.:"Na co złożyć papiery".
W każdym razie - mam nadzieję, że ten rozdział, po taaaak długiej przerwie Wam się spodoba. ;*
abunai ^w^
PS Przypisów niestety cała masa - myślę, że nie opłaca się zjeżdżać po tłumaczenie dla każdego słówka, tylko ewentualnie po tłumaczenie sięgnąć po przeczytaniu rozdziału. Niestety nie umiem na blogu zrobić przypisów po najechaniu na wyraz...
Rozdział 20
W pierwszej chwili odczuł niewyobrażalną ulgę. Rudowłosy żył! Nic mu nikt nie
zrobił, a przynajmniej nic, co można by było zarejestrować na pierwszy rzut
oka. Kakashi miał racje. Żył! Znaczy...żyje, dopóki Itachi nie dorwie go w
swoje łapy!
Nagle... Coś w nim po prostu pękło.
- Ty idioto! - wrzasnął. I rzuciłby się na fiołkowookiego, gdyby nie to, że
ktoś błyskawicznie chwycił go za ręce, uniemożliwiając mu to. - Ty tępy idioto!
TY! Cholerny DEBILU! Ty... Ty...
-Dwużopnyj karakan[1]? - podsunął mu
usłużnie Madara, który obserwował wybuch złości czarnowłosego z widocznym zainteresowaniem.
- DUPNY KARAKANIE! - skorzystał nieumiejętnie Itachi, nie mając właściwie
pojęcia, co to wyrażenie miało oznaczać. - Ja... Zabiję cię, imbecylu!
Zamorduję! WYBEBESZĘ! Bo nie mogłeś mi wszystkiego powiedzieć, nie?! I musiałeś
kretyńsko polecieć do Orochimaru! CZY TY WIESZ, PRZEZ CO JA PRZESZEDŁEM?!
Myślałem, że cię tam zabili! Że już cię nie zobaczę! Co to za debilne intrygi!
Do jasnej cholery, no wezmę i cię po prostu uduszę! - wrzeszczał ile sił w
płucach, wyrzucając z siebie wszystkie emocje.
Cały strach, wściekłość, niepewność, zamartwianie się o brata i rudowłosego, w
końcu znalazły ujście. I tak też, napędzany siłą swoich odczuć, w końcu wyrwał
się z uścisku, doskoczył do Yahiko i... Trzasnął z pięści w policzek mężczyzny.
Ot, bez żadnych ostrzeżeń, bez wahania, wkładając w cios całą złość, która mu
towarzyszyła od dłuższego czasu. Twarz rudowłosego obróciła się pod wpływem
uderzenia, a mężczyznę najwyraźniej zatkało, gdyż podczas rzewnej przemowy
nawet nie starał się wyksztusić słowa.
Pośród ciszy, która zaległa w pomieszczeniu, dało się słyszeć tylko pełne
wściekłości dyszenie Itachiego. Ciche parsknięcie, zwróciło uwagę czarnowłosego.
Uchiha oderwał wzrok od Paina i zmierzył ponurym spojrzeniem Naruto, którego
najwyraźniej cała sytuacja bardzo śmieszyła.
- Tobie też obić twarz? - warknął, unosząc groźnie pięść.
Jednak zanim blondyn zdołał w jakikolwiek sposób zareagować, w pomieszczeniu
rozległ się dźwięk klaskania. Leniwego, acz pełnego klasy klaskania. Wszyscy,
niczym jeden mąż, spojrzeli w kierunku jego źródła.
- Charaszo, Uchiha. Charaszo. Twiordyj chłop z ciebie[2] -
powiedział z uznaniem Madara, podnosząc się z szezlongu. - Prawą rukę [3] szefa mafii obić bez
zastanowienia. Smjełyj [4] jesteś, a
nie wyglądasz.
- Prawą rękę? - wystękał Itachi. Prawą rękę?! Jak to?
- Da - potwierdził starszy mężczyzna,
podchodząc do Uchihy, cały czas spoglądając na niego z zainteresowaniem. – Pain,
eto prawa ruka maja, ty nie znaju? Przecież eto twój ljubimyj? -
zacmokał z dezaprobatą. - Dowjerie
ważna rzecz. Niezwykle ważna![5]
- Dowjerie?- zapytał onyksowooki. W głowie mu się zaczynało kręcić od nadmiaru
wrażeń. Albo to przez to, że Madara znajdował się niebywale blisko, a aura
otaczająca tego mrocznego mężczyznę przytłaczała go niemiłosiernie. Itachi
rozumiał piąte przez dziesiąte z jego wypowiedzi. I powoli zaczynało go to
poważnie irytować.
Madara pstryknął palcami, najwyraźniej poszukując odpowiedniego słowa.
- Zaufanie - oświadczył w końcu tryumfalnie. Nikt nie wtrącał się do ich
rozmowy, najwyraźniej wszyscy byli za bardzo zszokowani widząc Madarę widocznie
zafascynowanego młodszym mężczyzną. - Zaufanie, Uchiha. A Pain tebia nie ufa, bo nie skazał prawdy o swojej proszlości.[6]
- Bo ja... - zaczął rudowłosy.
- Sza! - Madara uciszył go wymownym uniesieniem dłoni, nie zaszczycając
mężczyzny ani jednym spojrzeniem. - Pain także stracił moje zaufanie. Patamu szto, ja muszę go ukarać.[7]
- Co? Jak to? - zapytał czarnowłosy, patrząc na szefa mafii bez zrozumienia.
Mężczyzna za to uśmiechnął się groźnie, ukazując białe zęby i wyjaśnił:
- Ukarać go, malcziku. Ja chciał szto by on patrzył na twoją smierć, no... Ty, Uchiha, przydasz się
mnie żywoj. Ty mnie się podobasz,
Itachi [8]
- CO? - krzyknął zaskoczony. Niby zrozumiał, ale jakoś nie wierzył w to co
słyszy.
- Ty objazanyj znać ruski jazyk, szto by przejąć rodzinny
biznes. [9]
- CO? - tym razem wrzask nie wyszedł z ust Uchihy, tylko od Paina. Itachi
spojrzał na niego bez zrozumienia. - Jak to? To... - Yahiko zwracał się
bezpośrednio do Madary. - To twoja rodzina?
- Da - przyznał mafiozo bez
skrępowania. - Eto syn majej siestry.
[10]
- Chciałeś, żebym zabił twojego siostrzeńca?!
- Zaraz - zaczął Itachi roztrzęsionym głosem. - Miałeś mnie zabić? Kiedy?
- Da - odpowiedział mu Madara. -
Sześć ljet temu. Ale durak spasał tebja żizni, nadszarpując
maje zaufanie. [11]
- Ale... Ale dlaczego? - zapytał swojego... wuja. - Co ci przeszkadzałem?!
Przecież nawet nie wiedziałem, że istniejesz!
- Bierieżennogo i Bog bierieżet [12]
- stwierdził. - Wot, teraz to i tak bez znaczenija...
Zostaniesz mają prawą ruką, Itachi. Ale
on najpierw zostanie ukarany. Z twaju
ruku. 13] - Madara obrócił się i powrócił do swojego szezlongu. W
międzyczasie ponownie strzelił palcami, a w dłoniach Itachi'ego wylądował
pistolet. - Zabijcie jego, malcziku. To twoje pierwyje zadanie. [14]
Itachi spojrzał z przerażeniem na trzymaną broń. Następnie jego wzrok
prześlizgnął się po twarzach zebranych w sali ludzi, na dłuższą chwile
zatrzymując się na obliczu Sasuke i Yahiko i ponownie powrócił do pistoletu.
Przełknął głośno ślinę. A następnie, zanim zdążył przemyśleć to co chce zrobić,
wycelował lufę w siedzącego już Madarę.
- Nie - powiedział, o dziwo pewnym tonem. - Nie zrobię tego.
Spojrzenie mężczyzny wyrażało przez chwilę szczere zdumienie. Jednak w
następnej chwili wybuchnął wręcz serdecznym śmiechem, zamaszystym ruchem
przyklaskując rękoma o kolana.
- Wot, lowkacz![15] - zakrzyknął
radośnie. - Ja lubię tebia coraz
bardziej, u tebia tupet!16]
- Nie żartuję! - krzyknął Itachi, a ręka trzymająca broń zadrgała mu
mimowolnie.
- Niet, rozumiem- stwierdził, już spokojnie jego stryj. - Ja dumaju, ty
potrzebujesz odpowiedniej motywatsji.[17]
W następnej chwili do uszu Itachiego dobiegło ciche kliknięcie. Z jak
najgorszymi przeczuciami, wciąż celując w Madarę, obrócił głowę ku jego źródłu.
I zamarł.
Naruto, na którego obliczu widniał radosny uśmiech, przyciskał lufę do skroni
jego młodszego brata.
- Wybieraj, Itachi - usłyszał głos Madary. - Twaj brat ili twaj ljubimyj?[18]
Powoli opuścił wycelowaną broń, równocześnie wbijając spojrzenie w podłogę.
Cholera, cholera, cholera, myślał spanikowany. Parszywe położenie. I tak źle, i
tak niedobrze. Co teraz? Przecież nie był w stanie zabić Yahiko! Nie był w
stanie zabić brata! Cholera, przecież on nie był w stanie zabić nikogo! Chyba,
że...
Poczuł chłód metalu, gdy dłoń samoistnie uniosła broń i przystawiła ją do jego
czoła.
- A więc... - zaczął, zdobywając się na delikatny uśmiech. - Chyba ja.
Sekundy w tamtym momencie dłużyły się jak godziny, sączyły się pomału jak
piasek w klepsydrze z bardzo wąską szyjką. Ziarenko po ziarenku, powolutku –
zdawało się Itachiemu, że nawet bicie jego serca zwolniło w tamtym momencie do
takiego bardzo powolnego. Nie denerwował się jakoś bardzo mocno; prawie wcale.
Broń w jego dłoni był chłodna i nieprzyjemna w dotyku, ramię tylko trochę
drżało, kiedy nabrał głęboki oddech. Strzelić, tylko tyle, to proste, Itachi.
Nacisnąć spust i strzelić, przy odrobinie szczęścia umrzesz od razu i nawet
niczego nie poczujesz. Taka prosta rzecz – strzel. Strzelaj!
- Itachi, ty nie znajesz, że
eta niczego nie rozwiąże? Twoja śmierć mnie
nie nada. A, Pain jest już mertwyj,
ty zabijesz siebja, my tak czy siak zabijemy jego. Nie zdiełasz tego ty, zdiełajet
ktoś inny. Prosta sprawa.[19]
Itachi zacisnął zęby.
- Ja ich nie zabiję, nie zabiję żadnego z nich, Madara. Jesteś głupi,
jeżeli myślałeś, że potrafię to zrobić, wolę zabić siebie. Wtedy… - zawiesił
głos, patrząc na znów na swojego ukochanego, potem na brata; poczuł bolesny
uścisk w sercu i szybko ponownie zwrócił wzrok na bossa mafii. -…wtedy chociaż
będę mógł się łudzić, że ich oszczędziłeś.
- Zabij mnie – usłyszał cichy, ale zdecydowany głos Paina. – Jeżeli
masz wybór pomiędzy mną, a twoim bratem, zabij mnie. Ja… Madara dobrze mówi, wiem, że dobrze mówi. Nie
powiedziałem ci nigdy, kim byłem, z czym się to wiąże. Myślałem, że to wyjdzie
ci na dobre, jak nie będziesz tego świadomy, ale myliłem się. Wszyscy
znaleźliśmy się tutaj, wciągnąłem cię to w to bagno i chcę, żebyś wyszedł stąd
bez szwanku, razem z Sasuke. Ja jestem w tym za głęboko, cokolwiek zrobię, nie
wyjdę stąd. Jestem jak przeklęty – zaśmiał się smutno i wbił w Itachiego swoje
piękne ametystowe oczy. – Chciałem cię uratować, a obaj skończyliśmy w ten
sposób, w tym miejscu. Spóźniłem się i nie udało mi się. Nigdy w życiu nic mi
się nie udało. Zrób to.
- Yahiko… - głos Itachiego nagle się załamał. – Ja nie-
- Zrób to – powtórzył rudowłosy mężczyzna. – Zrób to, zabij mnie i… uwolnij się
ode mnie, od tego wszystkiego. Żadnych sentymentów, zakochasz się jeszcze
kiedyś. W kimś lepszym ode mnie, tego kwiatu jest pół światu, Itachi. Nietrudno
znaleźć kogoś lepszego.
- Ja nie chcę się od ciebie uwalniać, ale… będę musiał. Sasuke
właściwie mnie wcale nie zna, nie będzie mu mnie żal, a ty… a ty mnie przecież
nie…
- Tak – odpowiedział pewnie Pain i rzucił to słowo Itachiemu prosto w
zaskoczoną twarz.
- …tak? – ledwo z siebie wydusił, bowiem to nie do końca wyznanie
poruszyło nim do głębi. Nigdy mu tego nie mówił, nawet w tak zawoalowany
sposób, który sprawił, ze ich konwersacja stała się zrozumiała tylko dla nich
dwóch, stojących na po dwóch stronach pokoju, otoczonych przez uzbrojonych,
wrogo nastawionych ku nim ludzi.
- Miło mi to słyszeć – powiedział łagodnym głosem, starając się nie
dopuścić do siebie pełnych żalu myśli.
Zacisnął oczy i zdeterminowany, by zrobić to bez zawahania, zsunął palec
na spust.
- Itachi! – usłyszał krzyk swojego ukochanego, potem jakąś szamotaninę,
ale palec bezlitośnie nacisnął na spust.
To był koniec.
A przynajmniej powinien być.
Po naciśnięciu spustu nic się nie stało, Itachi więc otworzył oczy
(całe zapłakane; nie wiedział, że płakał, dopóki nie poczuł, że czemuś cała
broda i usta są mokre) i powiódł wzrokiem po pokoju. Żył? Ale jak to? Jak to,
do jasnej cholery?!
Ściągnął pistolet ze skroni i przyjrzał się mu. Nie był plastikowy, spust też
wyglądał całkiem prawdziwie i na pewno się wcisnął, więc…
- Pistoljet nie był
załadowany – powiedział Madara, podchodząc do niego i wyrywając broń z dłoni.
Coś kliknęło i pistolet złamał się wpół, odsłaniając magazynek. Pusty. – Wot, bez
buli.[20]
Madara odrzucił broń w stronę Naruto, blondyn złapał ją bez żadnych
problemów.
- Nie… nie rozumiem – wyjąkał. Nagle zmiękły mu kolana i żeby nie upaść
musiał złapać się jednej z poustawianych wszędzie zdobionych szafeczek, stołków
i komódek.
- Kto znajet, co ci mogło wpaść
do głowy, Itachi. Zamiast Paina czy Sasuke, mógłbyś ubić mienja czy Naruto, czy
Kibę, czy kogokolwiek. Zapobiegliwie z majej storony, ha? Ja chaciel sprawdzić,
kak zareagujesz w takiej sytuatsji. I przyznam, że udało ci się mienja udziwić.[21]
- Nie zabijesz nikogo? Wypuścisz nas? – zapytał kruczowłosy z nadzieją.
Madara wybuchnął śmiechem, niemalże opętańczym. Machnął ręką i Naruto zaraz
ruszył do karafki, by nalać mu wódki do szklanki. Łyknął trochę przezroczystego
płynu i dopiero wtedy odparł:
- Nadiożda eta krasiwaja
rzecz. Ty durak, maja odpowiedź eta „niet”. [22]
Nagle wielkie zdobione odrzwia do pokoju się otwarły i Itachi zobaczył
jak zza nich wyłania się ta niewysoka chyba Kubanka z przedtem. Wróciła, czyli
chyba przyniosła lub zrobiła to, czego Madara chciał od niej przedtem. Ale co
to było?
- Masz? –
zapytał Madara ową Kubankę na co ona skinęła głową. – Charaszo.
Itachi spojrzał na kobietę. Trzymała w ręce jakąś grubą teczkę.
- Eva, podaj odpowiedni dokument mojemu
młodszemu siostrzeńcowi. – Dziewczyna powtórnie skinęła głową i wyjęła z
teczki jedną kartę, którą potem wręczyła Sasuke.
Ten nie bardzo wiedział, o co chodzi; patrzył to na zmianę na Evę, Madarę,
Itachiego i kartkę. To był jakiś dokument. Wyglądało na coś w stylu umowy.
- Sasuke, bądź tak miły i czytajcie wtoraj punkt [24] –
powiedział spokojnie szef mafii, a za jego plecami ustawiły się trzy kobiety,
Eva, Sasza i nieznana im długowłosa piękność, uśmiechając się tajemniczo. Widać
rosyjska mafia nie składa się z samych facetów.
Najmłodszy Uchida odchrząknął i drżącym głosem zaczął czytać we wspomnianym
miejscu.
- My niżej podpisani Uchiha Mikoto oraz Uchiha Fugaku… – głos mu się załamał.
Ten dokument był podpisany przez rodziców.
Spojrzał na Itachiego, który wydawał się być tak samo wstrząśnięty jak on sam.
Sasuke chciał zapytać, o co chodzi, ale surowa mina wuja i broń Naruto
stojącego tuż obok nakłoniły go do dalszego czytania. I najgorsze miało dopiero
nadejść.
- …zrzekamy się praw do naszych synów Itachiego i Sasuke Uchiha na rzecz Madary
Uchiha. – Zakręciło mu się w głowie i wziął głęboki oddech. Wiedział, że musi
czytać dalej. – Jest to forma zapłaty za długi, które zostały zaciągnięte przez
nasze osoby u wyżej wymienionego Madary Uchiha…
- Skaryje [25] – powiedział cicho szef mafii.
Sasuke, podobnie jak sekundę wcześniej Itachi, osunął się na podłogę z nadmiaru
wrażeń. I to jak najbardziej niepozytywnych.
- C-co to jest? – wyjąkał starszy z braci.
- Oj, Itachi – mężczyzna zaśmiał się. – No ty durak, jesli ty nie panimajesz
szto brat czyta. [26]. – Po
pokoju rozniósł się śmiech wszystkich członków mafii. Jednak on dalej nie
widział co w tym takiego zabawnego. – Yahiko wytłumacz swojemu ljubimaj
– podkreślił – szto eto znaczit [27].
Pain spojrzał najpierw na Itachiego, a potem na jego brata. Cholera, mieli się
o tym nigdy nie dowiedzieć, pomyślał z wściekłością. Wiedział jednak, że
odwrotu już nie ma. Skończyło się ukrywanie, zatajanie prawdy, unikanie
przeszłości.
- Itachi, wasi rodzice zadłużyli się u pana Madary. Nie mieli jak oddać
pieniędzy, bo wszystko już należało do waszego, jak się okazało, wuja. Jedyną
rzeczą, jaką jeszcze posiadali, byliście wy. Dwaj młodzi synowie – westchnął
ciężko, wiedząc, że najgorsze wyznanie jeszcze przed nim. – Spisali umowę, że
od jej podpisania należelibyście do pana Madary, który mógł was wykorzystać w
dowolnym celu. I wyszło, że najbardziej opłacalnym byłoby wyciąć wasze ograny i
sprzedać na czarnym rynku – głos mu się załamał, a twarz ukrył w dłoniach.
- CO? – bracia krzyknęli jednocześnie.
- A teraz Yahiko, powiedz, kto miał się tym zająć – Madara zaśmiewał się w
najlepsze.
Pain wbił w niego nienawistny wzrok a następnie spojrzał w oczy Itachiemu.
Szczerze.
- Ja.
- Nie! - krzyknął chłopak – Nie wierzę w to. Nawet jeśli byłeś członkiem mafii,
to nie mógłbyś czegoś takiego zrobić!
- I właśnie problem w tym, że nie zrobił – odezwała się tajemnicza długowłosa
kobieta w fioletowej sukni.
- Karolino – zwrócił się do niej Marada – nie ma sensu żebyś gawarila z tym ścierwem. Nawet jeśli niedługo
zostanie twoją rodziną – ucałował jej rękę. – Najlepiej idź z Saszą i Evą
zobaczyć, co porabia nasza ljubima Alisa.
Kobieta skinęła głową. Dla Itachiego ta sytuacja była irracjonalnie… śmieszna.
Bo toczą się jego przyszłe losy, a ci rozmawiają sobie jakby byli na
popołudniowej herbatce. Miał nadzieję, że Madara był z jego ojcem przyrodnim
rodzeństwem, bo nie chciał mieć we krwi ani grama szalonych rosyjskich genów.
- Czy, do cholery, może mi ktoś powiedzieć, o co tu, kurwa, we wszystkim chodzi!
– wydarł się nagle Sasuke, który coraz mniej orientował się w obecnej sytuacji;
nie żeby na początku orientował się jakoś bardzo.
- Yahiko, kontynuuj – Madara wydawał się być człowiekiem, którego nic nie jest
wyprowadzić z równowagi.
Rudowłosy westchnął po raz kolejny, ale podjął przerwany temat.
- Miałem was odebrać od Mikoto i Fugaku, a następnie zawieźć do szpitala na
operację. Jednak gdy wszedłem do waszego domu, wszędzie było pełno krwi, a na
środku leżały ciała waszych rodziców. – Jego głos co chwila się łamał i musiał
sobie robić drobne przerwy. Jednak wytrwale patrzył w oczy Itachiego. Chciał,
żeby chłopak był świadom tego, że jest całkowicie szczery. – Zobaczyłem tylko
jak Jiraiya wlecze małego Sasuke do samochodu, zapewne chcąc zawieźć go do
szpitala. I wtedy zobaczyłem ciebie Itachi jak wszedłeś do domu i uświadomiłeś
sobie, co się stało.
- Mnie? Ale ja ciebie nie pamiętam sprzed naszego zimowego spotkania.
- Ty mnie nie widziałeś, stałem za daleko, a ty byłeś zbyt wstrząśnięty. Wtedy
zrozumiałem, że muszę uratować ciebie i twojego brata. Nie miałem jednak czasu
na to, żeby cię gdzieś zabrać i zdążyć przechwycić Sasuke, więc od razu
pojechałem do tego szpitala i zdążyłem go odbić w ostatniej chwili. Jednak po
powrocie do twojego domu… ciebie już nie było – zwiesił głos.
Nastała chwila głuchej ciszy. Itachi nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć.
To było takie nierealne. Ta cała mafia, jakaś dziwna umowa rodziców,
morderstwa, ograny… Miał wrażenie, że wszystko jest jakimś wyjątkowo pokręconym
snem i zaraz się obudzi w swoim łóżku, a Deidara będzie znów wypróbowywać nowe
fajerwerki. I im większą miał na to nadzieję, tym bardziej to nie nadchodziło.
Czyli to… prawda?
- Da – powiedział nagle Madara, a jego cichy głos zdawał się być niczym
wystrzał armaty, sprowadzając wszystkich na ziemię. – Teraz znasz już wsią historję
[28], Itachi. Ale wciąż możesz mi się przydać, bo ja daję tebia wybór. Albo
przystępujesz do mojej mafii, albo wszystkich których znasz i kochasz będziesz
mógł odwiedzać jedynie na cmentarzu. Wybierz mądrze. – Madara uśmiechnął się po
raz kolejny, a Itachiemu znów przebiegł zimny dreszcz po plecach.
Wybór wydawał się być prosty, ale…
[1] Dwużopnyj karakan -
dwudupny karaluch
[2] Charaszo, Uchiha. Charaszo. Twiordyj
chłop z ciebie - Ładnie, Uchiha. Ładnie. Twardy chłop z ciebie.
[3] Prawą rukę - prawą rękę.
[4] Smjełyj - śmiały
[5] Pain, eto prawa ruka maja, ty nie
znaju? Przecież eto twój ljubimyj? - zacmokał z dezaprobatą. - Dowjerie ważna
rzecz. Niezwykle ważna! - Pain to moja prawa ręka, nie wiedziałeś? Przecież
to twój ukochany? - zacmokał z dezaprobatą. - Zaufanie ważna rzecz. Niezwykle
ważna!
[6] A Pain tebia nie ufa, bo nie skazał
prawdy o swojej proszlości. - A Pain ci nie ufa, bo nie wyjawił ci prawdy o
swojej przeszłości.
[7] Pain także stracił moje zaufanie.
Patamu szto, ja muszę go ukarać. - Pain także stracił moje zaufanie.
Dlatego też, muszę go ukarać.
[8] Ukarać go, malcziku. Ja chciał szto
by on patrzył na twoją smierć, no... Ty, Uchiha, przydasz się mnie żywoj.
Ty mnie się podobasz, Itachi - Ukarać go, chłopcze. Chciałem, żeby patrzył na
twoją śmierć, ale... Ty Uchiha, przydasz mi się żywy. Podobasz mi się, Itachi.
[9] Ty objazanyj znać ruski jazyk, szto
by przejąć rodzinny biznes. - Musisz nauczyć się ruskiego, żebyś mógł
przejąć rodzinny biznes.
[10] Eto syn majej siestry. - To syn
mojej siostry.
[11] Sześć ljet temu. Ale durak spasał
tebja żizni, nadszarpując maje zaufanie - Sześć lat temu. Ale dureń cię
uratował, nadszarpując moje zaufanie.
[12] Bierieżennogo i Bog bierieżet -
strzeżonego pan Bóg strzeże.
[13] Wot, teraz to i tak bez
znaczenija... Zostaniesz mają prawą ruką, Itachi. Ale on najpierw zostanie
ukarany. Z twaju ruku. - Teraz to i tak bez znaczenia. Zostaniesz moją
prawą ręką, Itachi. Ale najpierw on zostanie ukarany. Z twojej ręki.
[14] Zabijcie jego, malcziku. To twoje
pierwyje zadanie. - Zabij go, chłopcze. To twoje pierwsze zadanie.
[15] Wot, lowkacz! - Ot, cwaniak!
[16] Ja lubię tebia coraz bardziej, u
tebia tupet! - Lubię cię coraz bardziej, masz tupet!
[17] Ja dumaju, ty potrzebujesz
odpowiedniej motywatsji. - Myślę, że potrzebujesz odpowiedniej motywacji.
[18] Twaj brat ili twaj ljubimyj? -
Twój brat, czy twój luby?
[19] - Itachi, ty nie znajesz, że
eta niczego nie rozwiąże? Twoja śmierć mnie nie nada. A Pain jest już mertwyj,
ty zabijesz siebja, my tak czy siak zabijemy jego. Nie zdiełasz tego ty,
zdiełajet ktoś inny. Prosta sprawa. – Itachi, czy ty nie wiesz, że to
niczego nie rozwiąże? Twoja śmierć jest mnie na cholerę. A Pain i tak jest już
martwy, ty zabijesz się, a my tak czy siak zabijemy go. Nie zrobisz tego ty,
zrobi ktoś inny. Prosta sprawa.
[20]Pistoljet nie był załadowany.| Wot, bez buli – Pistolet nie był załadowany.
Ot, bez kuli.
[21]Kto znajet, co ci mogło wpaść
do gołowy, Itachi. Zamiast Paina czy Sasuke, mógłbyś ubić mienja czy Naruto,
czy Kibę, czy kogokolwiek. Zapobiegliwie z majej storony, ha? Ja chaciel
sprawdzić, kak zareagujesz w takiej sytuatsji. I przyznaję, że udało ci się
mienja udziwić. – Kto wie, co ci mogło wpaść do głowy, Itachi. Zamiast
Paina czy Sasuke, mógłbyś zabić mnie albo Naruto, albo Kibę, albo kogokolwiek.
Zapobiegliwie z mojej strony, ha? Chciałem sprawdzić, jak zareagujesz w takiej
sytuacji. I przyznaję, że udało ci się mnie zadziwić.
[22]- Nadiożda eta krasiwaja
rzecz. Ty durak, maja odpowiedź eta „niet” – Nadzieja to piękna rzecz. Ty
jesteś kretynem, moja odpowiedź to: „nie”.
[24] Sasuke, bądź tak miły i czytajcie wtoraj punkt – Sasuke, bądź
tak miły i przeczytaj punkt drugi.
[25] Skaryje – dość
[26] No ty durak, jesli wy nie ponimajecie szto brat czyta - Ty jednak
głupi jesteś skoro nie zrozumiałeś co brat przeczytał
[27] szto eto znaczit – co to oznacza.
[28] wsią historję – całą historię
[32] tak szto ja daje ciebie wybór – więc daje ci wybór
Przecież Itachi nie potrafi zabijać więc co to za wybór. Biedny Itaś i Sasuś.Myślałam, że Naruta pociąga Sasuke, dalej tak myślę i mam nadzieje, że z tego coś wyjdzie.Świetny rozdział
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńbardzo się cieszę, że rozdział się pojawił... trochę się rozjaśniła cała sytuacja, ciekawe jaką decyzję podejmie Itachi... Pain jest prawą ręką Madary, no cóż stracił jego zaufanie, bo nie wykonał rozkazu... dla braci to musiał być wielki szok, na temat tego czego się dowiedzieli z dokumentu.... Madara jest ich wujkiem...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Ohayo :3
OdpowiedzUsuńŚledzę już losy Itahiego od dłuższego czasu ale dopiero teraz zdecydowałam się skomentować. Więc tak twoje opowiadanie to muzyka dla moich oczu XD ale Itachi nie zabiłby ani Paina ani Sasuke. Siebie? Możliwe, wiem jak to jest * uznaje sie za dziewczyne po przejsciach* dwie próby samobójcze i jeszcze nie w psyhiatryku ).(
Ok czekam na nexta. Wenyy >3
/Yukki
Ohayo :3
OdpowiedzUsuńŚledzę już losy Itahiego od dłuższego czasu ale dopiero teraz zdecydowałam się skomentować. Więc tak twoje opowiadanie to muzyka dla moich oczu XD ale Itachi nie zabiłby ani Paina ani Sasuke. Siebie? Możliwe, wiem jak to jest * uznaje sie za dziewczyne po przejsciach* dwie próby samobójcze i jeszcze nie w psyhiatryku ).(
Ok czekam na nexta. Wenyy >3
/Yukki
O___O naprawde chcialabym napisac jakis cudny komentarz, ktory capilby elokwencja na kilometr, ale po prostu moje dosyc rozwiniete slownictwo mbie nie lubi i zamiast robic to co robic powinno prowadzi rozmyslania moralne nad wyborem Itachiego i brakiem przejawow humanitarnosci Madary ^^ [ tak... Moje slownictwo to moja druga jazn, nie zawsze bedaca kompatybilna z tym co chce wyrazic...]. Krotko mowiac: zabije Yahiko ( #*-&#*/% Madara innej ofiary ( np. Kubanki od cygar- uda jak uda o.O wiele raczej by nie stracil...) sobie wybrac nie mogl!? ) ZLE,przystapienie do mafii wydaje sie ''najlepszym " rozwiazaniem, ale wlasciwie przy Madarze nie za bardzo moglby moec pewnosc co do bezpieczenstwa Pain'a i Sasuke... Wlasciwie to moglabym sie rozwodzic tak nad kolejnymi( co 1 to bardziej odbiegajacymi od ogolnie przyjetej normy) pomyslami i przypuszczeniami, ale znajac zycie nawet nie zblize sie do prawdy, a Ty wszystkich zaskoczysz xD przepraszam za bledy i ogolne przynudzanie, ale sie ucieszylam, ze notka jest i trudno mi sie skupic na dluzsza mete T.T juz nie moge sie doczekac c.d! Powodzenia ! =3
OdpowiedzUsuń