Uwaga!
Blog zawiera treści homoseksualne, przemoc oraz wulgaryzmy!
Jeżeli Ci to nie odpowiada, opuść bloga.
Wszystkich innych zapraszam do czytania :)

piątek, 26 lipca 2013

"I hate everything about you" Rozdział 21

Przez zawirowania ze studiami nie miałam zbytnio czasu na pisanie, przepraszam, bo wiem, że czekaliście. Mam nadzieję, że teraz, już po złożeniu dokumentow (na 4 kierunki, bo nie umiałam się poki co zdecydować XD) z publikowaniem pójdzie mi lepiej.
Miłego czytania!
abunai ^w^

Rozdział 21

Itachi spojrzał na Madarę z zaciętym wyrazem twarzy. Nagle wpadł mu do głowy cudowny, w jego mniemaniu, plan. Musi się udać. Było to dosyć ryzykowne, ale…
- Czy mógłbym prosić o broń? – spytał kruczoczarnowłosy spokojnym i opanowanym tonem.
- A szto wam nużna? – odpowiedział Madara, patrząc podejrzliwie na swojego siostrzeńca.
- Zgadzam się wstąpić do mafii. Ale mam parę warunków – powiedział Itachi, rozglądając się po zebranych.
- Szto? – Szef mafii uniósł brwi do góry i wyłożył się wygodniej na swoim szezlongu.
- Chcę zabić Yahiko – wydusił, uważając na to, by nie zdradzić swojego zdenerwowania. – Potrzebna mi do tego broń. Jednakże chciałbym zostać z nim sam. Ewentualnie ty, wuju – to słowo z trudem przeszło mu przez gardło – i Sasuke. Reszta ma wyjść.

Madara uśmiechnął się lekko i pstryknął palcami, na co od razu przyleciał do niego Naruto z wściekłym wyrazem twarzy. Był zły. No bo co ten dzieciak sobie wyobrażał? Takie warunki stawiać, szefowi mafii! I to jeszcze ruskiej mafii! Samobójca, jak nic – pomyślał blondyn i nachylił się nad swoim przełożonym, który zaczął mu coś szeptać na ucho. Oczy niebieskookiego rozszerzyły się w niedowierzaniu. Kiwnął głową i wyszedł z pomieszczenia, po chwili wracając do niego z powrotem z pistoletem w dłoni. Serce Itachiego zabiło szybciej.
Broń wylądowała w jego ręce. Narząd zaczął walić jak młot pneumatyczny. Kruczowłosy miał nadzieję, że nikt nie zauważył jego zdenerwowania. Zerknął na swojego młodszego braciszka i kiwnął pocieszająco głową, uśmiechając się przy tym leciutko, prawie niedostrzegalnie. Sasuke zrozumiał. Może to była braterska telepatia ?
Natomiast Pain nic już nie rozumiał. Jednak nie pokazał niczego po sobie. Stał z poważną miną, tak jak wcześniej, tyle że bez towarzystwa. Obok niego był jedynie Sasuke. Reszta po prostu wyszła za rozkazem Madary, który, najwyraźniej, dobrze się bawił, patrząc na jego uśmiech.
- No, i szto ty teraz zrobisz, Itachi? – zapytał.
Uchiha spojrzał na pistolet w jego delikatnej dłoni. Postanowił sprawdzić, czy tym razem jest on naładowany. I owszem – był. Trzy naboje! To dawało jakieś szanse. Itachi odbezpieczył broń i wycelował ją w Yahiko.
- Przepraszam, ale zrozum, że to wszystko, co mi zrobiłeś… Kochałem cię, Pain – powiedział, modląc się do swoich oczu, by nie postanowiły teraz bezczelnie się nawilżyć. Nic takiego się jednak nie stało, a to wszystko dzięki wspaniałemu planowi Itachiego, który za chwilę miał być wprowadzony w życie.
- Ja też cię kochałem, Itachi – odpowiedział mu Yahiko, na co czarnowłosy uśmiechnął się lekko.
- Nie martw się, będziesz jeszcze mnie kochał przez długi czas – szepnął czarnowłosy, przykładając palec do spustu. Usta Madary wykrzywiły się w jeszcze większym uśmiechu, natomiast Sasuke zerkał kątem oka na okno, uważnie je obserwując.
To były dosłownie sekundy. Itachi, który zmienił cel ze swojego kochanka na potencjalnego wuja. Strzał. Jedna kula wbiła się w ramię szefa rosyjskiej mafii.
Strzał. Druga kula rozbiła okno.
Trzy sylwetki biegnące do błogosławionego wyjścia.
- Za njimi, idioty! – wrzasnął resztkami sił Madara, po czym zemdlał. W pomieszczeniu nagle zrobił się tłok. Kubanka oraz narzeczona szefa mafii podbiegły szybko do Uchihy, krzycząc przy tym i zabierając go od razu z miejsca katastrofy.
Naruto zaklął i wybiegł przez rozbite okno. Reszta pobiegła za nim.
Liczyła się każda sekunda.
Jedna kula! Jedna!
Itachi zauważył, że zaczęło ich gonić coraz więcej ludzi. Zaczęły się strzały i nawoływanie, szczekanie psów. Sasuke dostał w nogę i upadł na ziemię, krzycząc przy tym z bólu. Pain wziął go szybko na ręce i biegli dalej. Udało im się wybiec na jakąś dróżkę, lecz dalej był tylko las. I Itachi wiedział, że to już nie ma sensu. Że zginą. Że wszystko co robili do tej pory zaraz straci na wartości. Zaraz wszystko się skończy. Jeszcze chwila…
- Wsiadajcie! – Usłyszeli stanowczy, kobiecy głos i odwrócili się w jego stronę. Zobaczyli czerwone auto, a w nim jakąś blondwłosą dziewczynę, która strzelała teraz do członków mafii, jednocześnie prowadząc samochód i zatrzymując go przed trójką mężczyzn. Bez zastanowienia wsiedli do środka i odjechali, tym samym uwalniając się od kłopotów.
A przynajmniej tak im się wydawało.
Chwilę później jechały już za nimi trzy czarne, sportowe samochody. Chciały ich otoczyć.
- Gnojki! Myślą, że mnie dorwą tak łatwo? Haa, to nie znają mocy Ślimaka! – krzyknęła kobieta za kółkiem i przyłożyła telefon do ucha. W tym samym czasie ominęła sprawnie ogromną ciężarówkę, która jechała przed nimi. Jednemu z czarnych samochodów to się nie udało i niechybnie przywalił w tył wielkiego auta. Goniło już ich tylko dwóch.
- No, jeden z głowy! – zaśmiała się blondynka i po chwili zaczęła już rozmawiać z kimś po drugiej stronie telefonu. – Delfin? Jesteś z Kakashim? Super. Mam ich. Gdzie jestem? A nie wiem, cholera, w lesie jakimś! Namierzcie mnie, niech Jeleń się tym zajmie! Muszę ich zgubić. I zróbcie to jak najszybciej, zrozumiano?! – krzyknęła, po czym rozłączyła się i rzuciła telefon na tylne siedzenia. Spadł na kolana Itachiego. – Pilnuj.
Kruczowłosy pokiwał posłusznie głową. Czyli ona jest od Kakashiego! Jednak im pomogli! Ale była jedna rzecz, która męczyła Uchihę.
- Jak… jak nas znalazłaś? – spytał Yahiko, jakby czytał w myślach swojego kochanka. Itachi chciał zapytać dokładnie o to samo!
- Pff, wątpisz w moje umiejętności? Śmieszne! – prychnęła, skręcając w jakąś leśną drogę. – Ma się specjalne walory, to i się idzie dowiedzieć, gdzie kto przebywa. Nawet nie wiecie jak dobrze jest być kobietą – zaśmiała się, dotykając jedną ręką swojej piersi. Chłopacy skrzywili się i postanowili tego nie komentować. Sasuke, jak przyszły lekarz, próbował zatamować sobie jakoś krwawienie w nodze i chciał sprawdzić, jak głęboko kula się wbiła, czy może przebiła go na wylot. Nie miał jednak do tego warunków, więc na razie postanowił w ogóle tą nogą nie ruszać i jakoś przeżyć ból. Ważne, że żył. Ale nie wiadomo, jak długo…
***
Tymczasem, w mafijnej Kwaterze Głównej, postrzelony Madara leżał nieprzytomny na szezlongu. Zemdlał widząc ilość krwi, która wypływała ze zranionego ramienia. Jak na szefa mafii był dość wrażliwy. Karolina, jego narzeczona, próbowała zatamować krwotok, ale stos czerwonych szmat rósł coraz większy i nie chciał przestać. Wszyscy mężczyźni ruszyli w pogoń za uciekinierami, a więc w budynku zostały tylko cztery kobiety. Sasza próbowała odciągnąć Karolinę od przyszłego męża, by obejrzeć ranę i założyć chociaż niewielki opatrunek. Eva siedziała na podłodze i zwijała cygara mając nadzieję, że choć trochę odciągnie swoje myśli od minionych zdarzeń.
- Musimy zadzwonić po Nejiego! - wykrzyknęła nagle Alisa. - To lekarz, w sekundę doprowadzi Madarę do porządku!
Karolina poderwała się ze swojego miejsca, a młoda pielęgniarka korzystając z okazji, zaczęła owijać ramię Madary bandażem.
- Tak! Niech przyjedzie, teraz! - narzeczona bossa podbiegła do Alisy i rzuciła się na nią przytulając mocno. Nie mogła uwierzyć, że wcześniej nie wpadła na to, by skorzystać z pomocy lekarza.
- I teraz jest w szpitalu, zapomniałaś? - Kubanka odłożyła kolejne cygaro do pudełka. Widząc, że jest już przepełnione, wstała i wyszła z sali w poszukiwaniu większego pojemnika.
- A do tego nie jest chirurgiem. - Sasza spojrzała na nieco krzywy opatrunek, który w kilka sekund zabarwił się na czerwono. - Chyba najpierw trzeba było wyjąć kulę...
- I co z tego! On się zaraz wykrwawi! - po policzku Karoliny zaczęły spływać łzy. Alisa poklepała ją delikatnie po plecach, chcąc ją uspokoić. Nie wyszło jej to jednak byt dobrze, bo Karolina odepchnęła ją i podeszła do ciągle nieprzytomnego Madary przytulając się do jego zdrowej ręki.
- A ja i tak po niego zadzwonię - wyciągnęła telefon i wybrała numer Nejiego.
Nie odebrał. Zadzwoniła raz jeszcze, z takim samym skutkiem. Próbowała jeszcze kilka razy, aż w końcu, zdenerwowana rzuciła telefonem. Ten, jakimś cudem, nie rozbił się, tylko nawiązał połączenie z Hyuuga po raz kolejny. Alisa wyrwała Evie, która w międzyczasie zdążyła wrócić, świeżo zrobione cygaro i próbowała je podpalić. Po kilku nieudanych próbach, je również rzuciła. O dziwo, wpadło prosto do pudełka, układając się równolegle w stosunku do innych.
Nagle, szybka, radosna melodyjka rozbrzmiała w całym pomieszczeniu. Alisa szybko podniosła telefon i widząc, wyświetlony na ekranie napis „Neji <3”, szybko wcisnęła guziczek akceptujący połączenie.
- Neji! W końcu! Dlaczego nie... Co mnie obchodzi twój pacjent! Musisz... Neji, nie rozłączaj się! Madara właśnie... Jak ci jeden pacjent umrze, to nic się nie stanie. I nie przerywaj mi! Słuchasz mnie? Nieprawda, ty mnie nigdy nie słuchasz! No dobra, niech ci będzie. Mogę już mówić? Madara został postrzelony i... No przecież chciałam ci to powiedzieć od razu, to ty mi przerywałeś! Przestać się martwić pacjentami, Madara się wykrwawia. Zostaw szpital i... A Madarę zostawisz?! Jak się dowie to... No mam nadzieję, że już jedziesz. Czekamy!
Dziewczyna rozłączyła się i z szerokim uśmiechem schowała telefon do kieszeni.
- Przyjedzie!
Karolina odetchnęła z ulgą, przyciskając kolejną szmatkę do krwawiącego, już coraz mniej, ramienia ukochanego.
Nie mając nic lepszego do roboty, dziewczyny czekały na młodego lekarza, zajęte swoimi sprawami. Sasza przygotowywała odpowiedni sprzęt na przyjście Nejiego, Karolina coraz bardziej zmęczona, położyła głowę na klacie Madary, chcąc choć chwilę odpocząć, a Eva dalej zwijała cygara. Alisa nie wiedząc, co ze sobą zrobić, usiadła obok Kubanki przyglądając się jej pracy. Po chwili stwierdziła, że sama mogłaby spróbować skręcić jedno. Było troszkę małe i krzywe, ale z pomocą Evy szybko doszła do niemal perfekcyjnej wprawy.
W końcu drzwi do sali otworzyły się i wbiegł przez nie Neji. W mgnieniu oka dotarł do Madary i obejrzał jego ramię.
- Trzeba jak najszybciej wyjąć kulę. - powiedział i nie zastanawiając się ani chwili dłużej, wziął odpowiednie szczypczyki i pogmerał chwilę w ranie. Z trudem wyciągnął niewielki, zakrwawiony pocisk.
- Stracił dużo krwi. Sasza, szybko przynieś z magazynu AB minus.
Dziewczyna wyszła szybkim krokiem, a Neji znowu skupił swoją uwagę na pacjencie. Wyciągnął nić chirurgiczną i dwoma ruchami szybko zaszył ranę. Następnie wyjął gazę, bandaż i delikatnie owinął zranioną kończynę, zakładając zgrabny opatrunek.
- Neji! - Sasza wbiegła do sali, a na jej twarzy widoczny był lekki niepokój. - Została ostatnia torebka! Wystarczy...?
- Cholera! - to jedno słowo wystarczyło, by wszystkie dziewczyny spojrzały przerażone na Nejiego, potem na Madarę i jeszcze raz na Nejiego.

***

Pędzili przez las, a dwa samochody dalej siedziały im na ogonie. Nagle drogę zajechał im kolejny samochód i niestety nie był to ich sprzymierzeniec. Tsunade skręciła gwałtownie, chcąc wjechać głębiej w las, ale w tej samej chwili ze wszystkich stron rozległy się strzały. Kule odbijały się od karoserii wgniatając ją, jedna rozbiła przednią szybę pasażera. Po chwili usłyszeli huk, a zaraz za nim następny. Tsunade straciła na chwilę panowanie nad kierownicą, ale ta sekunda wystarczyła, by wjechali w drzewo. Mieli szczęście, że blondynka wcześniej zaczęła hamować i cudem nie zginęli na miejscu.
- Co robimy...? - wyszeptał przerażony Itachi. Jeszcze chwila i będą otoczeni przez najprawdopodobniej wszystkich członków ruskiej mafii, a każdy z nich miał broń. Rewolwery, karabiny maszynowe, gdzieś na pewno też był kałasznikow. Szanse na przeżycie mieli niewielkie.
- Dzwoń do Delfina, szybko! Niech przyśle helikopter.
- Tsunade, to nie ma sensu! - wykrzyknął Pain. - Mafia dotrze do nas w kilkadziesiąt sekund, a helikopter w kilkanaście, ale minut!
- To co proponujesz, do cholery?! A może uważasz, że już jesteśmy martwi?!
- Tak, dokładnie tak myślę.
W samochodzie zapadła cisza. Wszyscy zdali sobie sprawę, że w słowach Yahiko jest sporo racji. Ze zranionym Sasuke, nie byli w stanie daleko uciec. Do tego ich przeciwników było więcej, o wiele więcej.
Z zamyślenia wyrwał ich odgłos tłuczonej szyby. Na tylne siedzenie posypały się kawałki szkła, obsypując braci i zostawiając na ich ciałach niewielkie ranki. Po chwili drzwi otworzyły się gwałtownie. Ktoś złapał Itachiego za ramiona i wyciągnął go z auta, rzucając brutalnie na ziemię. Po chwili, to samo stało się z Sasuke. Pain, widząc, co się dzieje, sam wyskoczył z samochodu i podbiegł do starszego bruneta, nie chcąc by zrobili mu jeszcze większą krzywdę. Tsunade również wysiadła z pojazdu i szybkim, stanowczym krokiem podeszła do Sasuke i podniosła go, pozwalając mu opierać się na swoim ramieniu.
Cała czwórka spojrzała przed siebie. Ciasno ustawieni członkowie mafii, stali na około nie zostawiając nawet najmniejszej szczeliny, przez którą można było uciec. Każdy z nich trzymał broń, wycelowaną prosto w uciekinierów. Widać było, że nie zawahają się przed wystrzałem.
- Dalej jesteście tacy odważni? - usłyszeli znajomy głos Naruto. - No, to kto pierwszy?
Nikt się nie odezwał, bali się wydać z siebie jakikolwiek, nawet najmniejszy dźwięk.
- No kto? Zdrajca? - przyłożył lufę do czoła Paina. - A może jego kochanek?
Tym razem pistolet dotknął skóry Itachiego. Ten spojrzał prosto w niebieskie oczy, modląc się by nie zrobił nic Sasuke.
- A może biedny, skrzywdzony braciszek? Och... Ten już dostał – zaśmiał się pod nosem, wkładając palec do rany bruneta. Młodszy Uchiha jęknął głośno z bólu. Spojrzał na palce blondyna i dostrzegł na nich krew.
- Świr - wyszeptał tak cicho, by usłyszał go tylko Naruto.
- Na razie zostawię cię w spokoju. Ale tylko na razie. – Wytarł zakrwawione palce w koszulkę Sasuke i podszedł do Tsunade.
- A teraz, pożegnamy się z waszym wybawcą. - Wycelował broń prosto w głowę blondynki i strzelił.
Tuż przed śmiercią, Tsunade uśmiechnęła się tajemniczo, a sekundę później kulka trafiła prosto w jej czoło. Padła na ziemię, a wokół rozległ się krzyk przerażenia Itachiego. Jednak nie tylko ona upadła.
- Co do… - wymamrotał Naruto, wypuszczając pistolet z dłoni i padając na kolana. Przyłożył dłoń do swojej klatki piersiowej i po chwili spojrzał na nią. Cała zakrwawiona! Zamglonym wzrokiem zerknął na blondynkę. W jej dłoni zauważył Mini 1911, czyli najmniejszy pistolet zdolny do strzału. Zaklął głośno i zemdlał od straty dużej ilości krwi. Od razu wokół niego zebrała się reszta mafii, a Pain uznał to zamieszanie za dobry moment do ucieczki.
Itachi nie rozumiał, jakim cudem Tsunade była w stanie postrzelić Naruto. No i czy on nie powinien mieć jakiejś kamizelki kuloodpornej? Może zapomniał założyć?
Pain szybko wziął Sasuke na ręce i kazał Itachiemu biec za sobą.
- Słuchaj, skarbie, musimy się rozdzielić. Biegnij slalomem między drzewami, do ruchomego celu trudniej się strzela. Rozumiesz? – powiedział Yahiko, skręcając gdzieś w prawo. Itachi, z łzami w oczach, kiwnął głową i biegł przed siebie, omijając zgrabnie drzewa i uważając, by się nie przewrócić. Kątem oka śledził Paina. Nie mogli się ot tak oddzielić od siebie! Itachi zaklął i również skręcił w prawo, jednak zachowywał pewien dystans. Za sobą słyszał przekleństwa i strzały oraz głośne łamanie gałązek. Biegną za mną, pomyślał kruczowłosy, omijając kolejne drzewo.
- Yahiko! – zawołał, prawie się potykając. – Nie zostawiaj mnie!
Jednak Pain go nie słyszał. Itachi wkurzył się i przyspieszył, dorównując mu kroku.
- Idioto! Mówiłem, że mamy się rozdzielić – krzyknął marchewkowowłosy, przebiegając przez jakieś roślinki.
- Nie chcę – odpowiedział mu onyksowooki z determinacją w oczach.
- Skończcie tę romantyczną szopkę, bo zginiemy! – odezwał się Sasuke, uchylając głowę przed gałęzią drzewa.
I biegli tak, ciągle na ogonie mając czterech ludzi z mafii, którzy, no cóż, chyba nie byli dobrymi biegaczami. Albo nie zależało im na złapaniu trójki uciekinierów. No bo skoro Naruto dostał kulkę i już nimi nie dowodził, to po co mieli to robić? Chociaż, gdyby ich nie złapali, to w razie gdyby blondyn się obudził, mieliby, lekko mówiąc, przesrane. A tego nie chcieli.
Wybiegli na jakąś leśną dróżkę i spojrzeli w niebo. Helikopter!
Piasek zaczął wirować, drzewa wyginać, a na ziemię zsunęła się długa drabina. Niewiele myśląc, Pain postawił na niej Sasuke, który mimo bólu nogi, wszedł po niej szybko, a za nim Itachi i Yahiko. Ludzie z mafii nie zaprzestali strzelania i trafili w rękę rudowłosego, który wchodził na końcu. Krzyknął z bólu, a kruczoczarnowłosy z przerażenia o swojego kochanka. Po wielu trudnościach udało im się wejść na pokład helikoptera, a drabinka została wciągnięta do góry.

Czy byli uratowani?

2 komentarze:

  1. o moj boze, jaki suspens! na poczatku myslalam, ze Itachiemu walnęło na mozg i faktycznie chce zabic Paina. ;o ale na szczescie mial inny plan i chwala mu za to, bo smutnego konca chyba bym nie zniosla. milo mnie zaskoczylas - chociaz w aktualnej sytuacji obawiam sie, ze tak prosto i kolorowo nie bedze. mysle, ze z tym helikopterem moze stac sie cos niedobrego. :<

    nie moge sie doczekac kolejnej notki! decyduj sie szybko na studia I PISZ. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    rozdział jest świetny, Itachi wpadł na świetny pomysł, aby uciec... ehh. Tsunade biedna, musiała zginąć, mam nadzieję, że Naruto przeżyje... bo Madarą to za bardzo się nie przejmuję.....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń