Uwaga!
Blog zawiera treści homoseksualne, przemoc oraz wulgaryzmy!
Jeżeli Ci to nie odpowiada, opuść bloga.
Wszystkich innych zapraszam do czytania :)

niedziela, 12 sierpnia 2012

"I hate everything about you" Rozdział 2

Dziękuję wam wszystkim za miłe powitanie mnie i mojego opowiadania PainIta w blogosferze! Naprawdę, nie spodziewałam się od Was az tylu miłych komentarzy, dziękuje Wam wszystkim i każdemu z osobna! :D Postaram się poprawić te błedy, o których wspomnieliście, żeby moje opko czytało się Wam lepiej. ^^
Nie będę już dłużej trzymać was w niepewności, dlatego dodaję drugi rozdzialik!

Rozdział 2

Orochimaru zatoczył się i przeklął pod nosem, ocierając szkarłatne krople krwi, które pojawiły się na jego wardze. Łypnął na Paina wściekle, mierząc go przez chwilę wzrokiem, po czym uśmiechnął się wężowato.
- Ah tak? - zapytał dziwnie syczącym głosem. Itachi przyglądał mu się w zastanowieniu, ale nic nie mówił, tylko obserwował przebieg wydarzeń. - No to dobrze - dodał jeszcze i gdy już miał wyminąć pomarańczowowłosego, zatrzymał się i powiedział mu coś jeszcze na ucho. Coś, co najwyraźniej zirytowało fioletowookiego, gdyż ten wziął zamach w celu uderzenia Orochimaru po raz kolejny, ale jego już nie było, bo szybko poszedł i zniknął.
Pain spojrzał na Itachiego.
 - A ty co tu robisz? - warknął.
- A co mogę robić w kuchni? Kolację. - Wzruszył ramionami.
- Nie pyskuj! - zawarczał Pain.
Itachi patrzył z zaskoczeniem na zmiany malujące się na twarzy Paina. Ten gniew szalejący w jego ametystowych oczach... Zwykle były spokojne jak morze, a teraz zdawało się, że przykrywają je burzowe chmury. Uchiha mógłby przysiąc, że zaraz zacznie się w nich sztorm. Już dawno nie widział tylu emocji w jego zachowaniu. Przez moment zdawało mu się, że w jego oczach błysnęło jeszcze coś, niczym maleńka błyskawica...
Nie, to niemożliwe, Pain na pewno nie był o niego zazdrosny, traktował go jak rzecz i nie lubił, kiedy ruszało się jego własność. Tak, z pewnością chodziło tylko o to. Odwrócił wzrok, starając się ukryć zdradliwy rumieniec malujący się na jego policzkach i tak mocno odcinający się od bladości jego skóry.
Nie odpowiedział nic na mocną odpowiedź lidera, wracając do krojenia warzyw. Starał się wyglądać obojętnie, nie mógł przecież okazać słabości i pokazać, jak bardzo ranią go takie słowa z ust Paina. Kątem oka zauważył jeszcze, jak dłonie jego właściciela zaciskają się w pięści, a usta w wąską linię.
Po chwili usłyszał kroki i po głosach dobiegających gdzieś z oddali łatwo mógł zorientować się, że na dół schodzi nikt inny jak Deidara i Sasori. Jak zwykle kłócili się o tę swoją sztukę. Itachi westchnął głośno, mimo że obaj pracowali w burdelu, niesamowicie się kochali. Chciałby, aby i jemu przytrafiła się taka miłość...
- Mówię ci, un, że gówno się znasz - powiedział blondyn, wchodząc do stołówki wraz z niższym od siebie czerwonowłosym mężczyzną. - Sztuka musi być wybuchowa! Wybuchowa, czaisz? Musi wywierać na odbiorcy gwałtowne, ulotne emocje. - Z każdym wypowiedzianym słowem Deidara nakręcał się, silnie wymachując swoimi męskimi, lecz delikatnymi dłońmi. Był jedną z najbardziej znanych dziwek w całym burdelu "Akatsuki". Nazywano go "wybuchową pułapką", bo chociaż wyglądał na niewinną dziewczynę, tak naprawdę był naprawdę ostrym facetem, o czym przekonał się niejeden jego klient.
- Dobrze wiesz, że nie podzielam twojego zdania. Mówiłem ci, że piękno sztuki polega właśnie na tym, że chociaż twórca umiera, to ona trwa wiecznie. Mówi ci coś cytat "sztuka cenniejsza niż złoto i..." - Sasori nie dokończył mówić, bo Deidara przerwał mu tylko głośnym "blabla" i oparł się o stół, wypinając biodro. Miał na sobie fikuśny różowy top z cekinami układającymi się w napis "art is a BANG!", a na swoje krągłe pośladki włożył czarne leginsy, doskonale uwydatniające wszystko, co trzeba. Do tego wszystkiego założył buty na koturnie - liliowe z masywnym przodem, który zdobiły ćwieki. Och, tak, Deidara był największym miłośnikiem butów, jakiego znali członkowie Akatsuki!
- Hmm, Sasori-sama, słyszysz? - Blondyn podszedł do drzwi prowadzących do kuchni i spojrzał przez okrągłą szybkę znajdującą się w nich. Klasnął w dłonie i jednym szybkim ruchem wszedł (xD dop. autorki) do kuchni.
- A kogo my tu mamy? Nasz słynny Itachi samotnie w kuchni! Nikt nie raczył waćpannie przygotować kolacyjki, un? - zadrwił sobie z niego Deidara, a Sasori, który bez słowa podążył za nim, rzucił mu tylko olewcze spojrzenie. Najczęściej wolał nie wdawać się w rozmowę. Zachowywał kamienną twarz, a odzywał się, kiedy uznawał to za stosowne. Zazwyczaj kończyło się to pospieszaniem Deidary, który miał w zwyczaju marnowanie jego cennego czasu na bezsensowne pogaduszki, ploteczki i inne "babskie" sprawy. Mimo wszystko darzył go sympatią, ba!, może i nawet miłością. Dosyć specyficzną, ale jednak miłością. Cóż on by zrobił bez tego wybuchowego blondyna!
- Odczep się, Deidara - westchnął Itachi. - Zajmij się lepiej swoimi sprawami, ja mam teraz wolne.
- Un! - Deidara krzyknął podekscytowany. - Co ty więc na to, abyś poszedł z nami na mały shopping, hmm?
- Shopping? O tej godzinie? – parsknął Itachi. Sarkastyczny uśmiech pełen ironii wypłynął mu na usta. – Puknij ty się w łeb, Deidara.
- Oj Itachi, Itachi. Jest dopiero pół do dziewiątej, a sklepy w centrum handlowym zamykają najwcześniej o dwudziestej trzeciej. Przynajmniej te sklepy, które są warte mojej uwagi, un. Te które zamykają wcześniej, rzecz jasna, są gówno warte. To jak, Itachi-chaaan, ruszasz swój sexy tyłeczek stąd, czy nadal bawisz się w, un, w przypalanie kolacji?
Mina Itachiemu natychmiastowo zrzedła. Odwrócił się w kierunku kuchenki, jego kruczoczarna kitka smagnęła powietrze ze świstem. Rzeczywiście, jego kolacja była… właściwie to nie była. Znad rondla unosił się dym, kolorowe przedtem warzywa i różowiutkie mięso były teraz czarne jak piekło, czyli całkiem zwęglone. Musiał działać szybko, bo olej osiągnął aż tak wysoką temperaturę, że lada moment a jego niedoszła kolacja ulegnie samozapłonowi. W jednej sekundzie dopadł do palnika, ściągnął garnek z ognia i wrzucił go do zlewu, zalewając hektolitrami wody. To nie okazało się aż tak dobrym pomysłem, za jaki to uznał w pierwszej chwili – gorący olej rozpryskał się na około. Itachi odskoczył zaskoczony, mało brakowało a by się poparzył!
Sasori z Deidarą oglądali całą scenkę z zaciekawieniem graniczącym z fascynacją. Czarnowłosy był dobrze znany z tego, że gotować nie umie ani trochę, a każda jego kulinarna próba kończyła się mniejszą lub większą tragedią. Z tego powodu kolacje przygotowywał mu zawsze Pain, którego obecność w kuchni nie kończyła się przynajmniej popalonymi garnkami i groźbą pożaru.
- Nie muszę chyba pytać, czy zamierzasz to zjeść, un? – zaśmiał się Deidara. – No chyba że ostatnio rozwinąłeś dalej swoje masochistyczne skłonności, Ita-chan.
- No to shopping? – zapytał po chwili. – To chyba jedyny sposób na to, żebyś dostał na kolację coś zjadliwego, un. Chyba że wolisz ananasy, w lodówce zawsze jest zapas, jeśli wiesz, co mam na myśli, haha!
- Niech będzie już ten twój shopping, Deidara – zgodził się niezbyt chętnie Itachi, zerkając na żałosny efekt swojego kucharzenia. - Tylko przestań do mnie mówić per ‘chan’ do cholery!
- No dobra, dobra. Nie nadymaj się tak, bo ci się oczy przekrwią, un – Deidara zawsze dokładnie wiedział gdzie wbić mu szpilę.
- Chodź już, idioto – powiedział nagle Sasori, chwytając swojego kochanka w pasie i prowadząc w stronę drzwi.
Gdy wszyscy trzej znaleźli się na mieście, Uchiha zaczął się rozglądać za jakąś knajpą. Bądź co bądź, był już porządnie głodny, a brzuch co rusz przypominał mu o tym, burcząc niemiłosiernie. Sasori i Deidara chyba to usłyszeli i postanowili zatrzymać się w niedużej knajpie z fast foodem.
O tej porze klientów było wyjątkowo mało, więc nikt nie zwracał uwagi na ich dość nietypowe stroje. Usiedli i zaczęli przeglądać menu. Itachi był tak głodny, że zamówił największy zestaw, jaki był, a chłopaki zaledwie po porcji frytek.
- No to o co poszło, un? – wypalił nagle blondyn, ni stąd, ni zowąd.
Brunet i czerwonowłosy spojrzeli na niego dziwnym wzrokiem, nie rozumiejąc, o co mu chodzi.
- No co się stało w kuchni, zanim przyszliśmy. Przed wejściem minął nas zakrwawiony ten nowy pracownik. Chyba ma na imię Orochimaru, un. A potem, un, wściekły jak sto psów Pain w kuchni. – Deidara wypowiadał słowa z prędkością karabinu maszynowego. Widać, że był ciekawy całego zajścia. – I nie wciskaj nam kitu, że nic, bo ci zabiorę to żarcie, un!
- Bo naprawdę nic nie było i oddawaj moje jedzenie! ­- krzyknął Itachi, wyrywając blondynowi hamburgera, w którego właśnie miał zatopić śnieżnobiałe zęby.
- Kochaniutki, mnie nie oszukasz, un! I poza tym hamburgerem masz tutaj wiele innych, tłustych i niezdrowych pyszności, które mogę ci zabrać. Więc mów, un!
Itachi w milczeniu jadł tak długo wyczekiwany posiłek. W pewnym momencie stracił nawet nadzieję, że uda mu się tego dnia włożyć do ust choćby zwiędły liść sałaty. I nie zamierzał pozwolić Deidarze zepsuć tej chwili.
- Lepiej mi powiedz, co ty zrobiłeś, że Pain był dzisiaj taki zdenerwowany - zapytał. Naprawdę był ciekaw, jaki szalony pomysł wpadł tego dnia do blond głowy jego kolegi po fachu. Po tym jak w zeszłym tygodniu zaproponował swojemu klientowi "wybuchowo szybki numerek", mógł spodziewać się wszystkiego.
- No więc, ja... Un... - Deidara rzucił szybkie spojrzenie na Sasoriego i na jego policzkach pojawił się niewielki, słodki rumieniec.
- Deidara - ton, jakim czerwonowłosy wypowiedział imię kochanka, był podobny do tego, którym właściciel karci nieposłusznego kota. - Nie mów tylko, że znowu...
- Nie o mnie chciałem rozmawiać! - przerwał mu blondyn. - Nie mam ochoty na jedzenie, idę, un. - Z prędkością Strusia Pędziwiatra, Deidara wstał i wyszedł z restauracji.
Itachi spojrzał na udko kurczaka, które właśnie trzymał w ręce, potem na Sasoriego i jeszcze raz na udko.
- Chyba powinniśmy za nim pójść... - powiedział po krótkim namyśle i z żalem odłożył niedokończony kawałek kurczaka. Tego dnia nie było mu dane najeść się do syta.
Wstał i razem z rudowłosym poszli poszukać Deidary.
Znaleźli niebieskookiego w męskiej toalecie. Zbożowowłosy stał przy jednej z umywalek, spoglądając w swoje odbicie w lustrze.
- Coś nie tak? - Sasori podszedł do Deidary, jednak nie wykonał żadnego gestu w jego stronę. Zatrzymał się tuż obok i spoglądał w te niebieskie niczym letnie niebo oczy.
Deidara pokręcił głową, tak, że jego kucyk podskoczył. A Itachi stał koło wejścia do toalety, przyglądając się tej parze w milczeniu. Może oni sami nigdy by się do tego nie przyznali, ale widać było, że się kochali. Miłość w burdelu, śmieszne, a jednak prawdziwe, wystarczyło tylko spojrzeć na tę dwójkę.
- Bo...Bo ja... chciałem tylko jakoś umilić atmosferę. No i to nie było nic groźnego! Zimne ognie tylko... I się poparzył. I się wkurzył. - Jasnowłosy zaczął się trząść niczym galaretka. - I to był mój najlepszy klient...
- Dei, nie martw się.
- Pain się wkurzył, pozabierał mi wszystkie moje fajerwerki, rozumiesz?! - Odwrócił się do swojego kochanka przodem, łapiąc za jego koszulkę. - Wszystkie!!!
Itachi patrzył z lekkim zażenowaniem na rozgrywającą się przed nim scenę. Dobrze wiedział, dlaczego mówi się o Deidarze "wybuchowa sztuka". Nie chodziło nawet o jego temperament, ale właśnie o to, że... napis na jego koszulce nie kłamał. Blondyn naprawdę kochał rozpierduchę i często zapominał się o tym przy swoich klientach. Pamiętał, jak na początku mężczyźni korzystający z jego usług przychodzili z zażaleniami do Paina, który dowiadywał się od nich, że niesamowicie się napalili, kiedy dowiedzieli się, że "zobaczą fajerwerki". Nie takich oczekiwali...
- Może to cię wreszcie czegoś nauczy - odpowiedział Itachi i wyszedł z toalety. Dobrze wiedział, że Deidara przynosił Akatsuki niesamowitą kasę właśnie przez to, jaki był, ale mimo wszystko mu nie współczuł. No, może troszeczkę... Przecież nieraz sam na własnej skórze przekonał się, jaki potrafi być gniew rudego.
- Bezduszna szmata! - Deidara zaczął się wyrywać, lecz powstrzymały go silne ręce jego kochanka.
- Musisz nauczyć się powstrzymywać gwałtowne emocje. Widzisz, do czego doprowadziła ta twoja sztuka? - Sasori spojrzał się na niego i pogłaskał po jedwabistych, złotych włosach. Był taki piękny! Czerwonowłosy westchnął.
- S-Sasori... Nie wytrzymam! Muszę iść na zakupy, bo oszaleję!
Itachi snuł się za chłopakami po sklepach. Nie miał ochoty uczestniczyć w zakupowym szale Deidary. Zdecydowanie wolał obserwować ich z pewnej odległości obawiając się, że blondyn zaraz chwyci go za rękę i wepchnie do przymierzalni z naręczem ubrań.
Co prawda mógłby wrócić do siedziby Akatsuki, ale w zasadzie po co? Żeby spotkać Paina i znów zostać wykorzystanym seksualnie lub zeszmaconym? Czy może po to, by siedzieć samemu w pokoju, pogrążając się w swoich ponurych myślach? Ani jedna, ani druga opcja mu się nie podobały.
Widok szalejącego między półkami i wieszakami pełnych ciuchów Deidary i powoli snującego się za nim jak cień Sasoriego napawał go jednocześnie radością i smutkiem. Radością, ponieważ cieszył się, że ci dwaj potrafią nadal czerpać radość z życia, pomimo swojej hańbiącej pracy. A smutkiem, bo wiedział, że jemu nie będzie dane odczuć takiej radości z ukochanym.
Jak bardzo by chciał, żeby on mógł tak beztrosko spędzać czas z Painem. Chciałby z nim normalnie porozmawiać, czuć te głupie motylki w brzuchu… Nie! Nie może tak myśleć, bo jeszcze bardziej się w nim zadłuży.
I w tym momencie jakby było to zaplanowane w scenariuszu, zobaczył na szybie witryny przeciwległej księgarni plakat książki Paulo Coelho „Alchemik” a pod nim cytat: „Nikt nie może uciec przed głosem własnego serca.”
- Serca, dobre sobie – powiedział Itachi na głos, spuszczając głowę i patrząc na swoje błyszczące, włoskie buty na koturnie. Pasowały do jego obcisłych skórzanych spodni, siateczkowej bluzki i ramoneski.
Czy on jeszcze miał serce? Czy nie zatracił go po tylu latach sprzedawania własnego ciała i usilnych prób odsuwania własnych uczuć na dalszy plan? Własne uczucia… Westchnął, bujając się na piętach. Czy był jeszcze do takich zdolny? Miłość, przyjaźń, zaufanie... czy to jeszcze istniało w tym świecie? Czy tylko przemoc, seks i brudne, zwierzęce pożądanie, które często kierowane było ku jego szczupłemu męskiemu ciału przez różnych innych mężczyzn, których imion w większości nawet nie znał?
Nieświadomie podszedł do witryny z plakatem. Jego własne odbicie odbijało się na tle okładki „Alchemika”, ciemne oczy odbicia świdrowały jego skalaną brudem tego świata duszę. Poruszony tym obrazem wyciągnął nabijany ćwiekami portfel z kieszeni kurtki i skierował swoje kroki do sklepu. Miał szczęście, bo właśnie zamykali, ale zdążył jeszcze poprosić o powieść brazylijskiego autora. Spojrzał na beżowobrązową okładkę, koloru kawy z mlekiem, i ta nagle zaczęła go parzyć, tak jak filiżanka tego wspomnianego gorącego napoju parzy dłoń. Schował ją za pazuchę, tuż pod miejscem, w którym rzekomo znajdowało się serce, i postanowił nie pokazywać swojego zakupu ani Deidarze, ani Sasoriemu. Przeczyta ją w tajemnicy przed wszystkimi, bo co to za świat, w którym dziwka czyta literaturę piękną?
Szybko znalazł swoich kolegów, kierował się tam, gdzie był największy raban i największa sterta mierzonych ciuchów. Deidara wykupił już chyba połowę asortymentu, jeśli chodzi o bluzki, i właśnie przerzucał pary butów w celu znalezienia najpiękniejszej i, jak to często bywało, najdroższej. Ale on mógł sobie na to pozwolić, w burdelu zarabiał naprawdę świetnie i w przeciwieństwie do Itachiego nie zbierał pieniędzy, chcąc odłożyć na swoje lepsze jutro. Jeżeli był ktoś, kto potrafił czerpać jakąś radość z bycia prostytutką, to był to właśnie ten chłopak o twarzy anioła i włosach jak len. Mlecznoskóry cały czas pielęgnował w sobie myśl, że kiedyś to wszystko się skończy, że wyjdzie na prostą, że nie będzie musiał więcej sprzedawać swojego ciała, żeby tylko przeżyć… żeby stąd odejść i nie wrócić już nigdy do Akatsuki. Zostawić Paina i całą tę chorą rzeczywistość za sobą.
Tak naprawdę mogłeś odejść już dawno temu, coś odezwało się w jego głowie, kiedy obserwował czerwonowłosego płacącego kartą za zakupy niebieskookiego. Nie odszedłeś właśnie ze względu na Paina.
Coś zakłuło go w piersi, pod książką, którą przyciskał do piersi jak najcenniejszy skarb.
Kretynie, ty masz jakąś idiotyczną nadzieję, że wy, ty i Pain, też będziecie tak wyglądali. To głupota, skarcił się i wyszedł z butiku poczekać na chłopaków. W drodze powrotnej nie odzywał się, aż nie dotarli do burdelu.
Dotarłszy do budynku, Itachi od razu powędrował po schodach na najwyższe piętro, do gabinetu swojego szefa. Musiał to zrobić, najchętniej nie widziałby się z nim przez resztę tego dnia, ale szef musiał wiedzieć, czy już wrócił.
Zapukał i usłyszawszy ciche: proszę, otworzył drzwi.
- Pain, przyszedłem poinformować, że już wróciłem.
Ale Pain nawet niespecjalnie zwrócił na niego uwagę, przejechał prawie obojętnym wzrokiem i wbił go w swoje dłonie leżące na stercie papierów na biurku.
- Coś się stało? – zaniepokoił się Itachi. Rudy nigdy nie był aż taki apetyczny. Coś musiało być nie tak.
- Nigdy ci o tym nie mówiłem, ale… - urwał i westchnął, podnosząc wzrok na Itachiego. Nagle jakby się rozmyślił, wstał od biurka, szurając krzesłem. - To nie jest nic, co mogłoby cię interesować - warknął rudowłosy.

8 komentarzy:

  1. nie wiem ta końcówka ma jakiś zwzek z tajemnica Paina o ktorej jest napisane w opisie bohaterów? o.O poza tym Deiadara i Sasori som fajni, i ta ksiazka Paulo Coelho bardzo wzruszajace to bylo jak itachi o tym mówił. tez bardzo lubie tego autora
    Czekam na nexta i hardzik
    Yuki-sama

    OdpowiedzUsuń
  2. super rozdzial zrestzą jak wszystkie wychodzące z pod Twojej lapki!! ten Pain jest bardziej nieprzewidywalny i tajemniczy niz myslalam heheh! ciekawe o czym chciał powiedziec Itasiowi? *zastanawia sie xDD*
    O.o a tak wogule strasznie wspułczuje Itasiowi, dobrze ze ma wsparcie w paulo, we dlug mnie to bardzo piekne. i dei-chan jaest taki cudowny, un! hehe x33 od raz go pokochalam!
    mimo, że hardzika nie było to i tak super rozdzialik! czekam na nexta, nie mecz tak dluugo!!!!! ;***

    wIró$3K

    OdpowiedzUsuń
  3. Uuu, podobał mi się opis parki Sasdei x D. No i ogólnie rozdział całkiem, całkiem, nadal jest parę błędów ( np. "Coś zakłuło go w piersi, pod książką, którą przyciskał do piersi jak najcenniejszy skarb." - powtórzenie ), ale z doświadczenia wiem, że każdemu się zdarza... no cóż. . _ .

    Uch, czekam na następny rozdział! *v*

    OdpowiedzUsuń
  4. Czemu tak długo nei było nexta, czekam na następny hardzik, piszesz super, uwielbiam twojego Paina; *** Czekam na następną notkę!
    Weny,

    N.

    OdpowiedzUsuń
  5. oh my ; oo jakie emocje! Chciałabym aby Itaś i Pain byli razem! Przecież Itacz zasługuje na kogoś kto bedzie go kochal. mam nadzieje ze Pain po prostu maskuje swoje prawdziwe uczucia!!! Bo on go napewno kocha!!
    Ej a tak wogóle to czema z niecierpliwosciom na te tajemnice Paina ; oo!
    szkoda ze hardzika nie bylo ale jak to mowia co za duzo to nie zdrowo, hehehe. ale nie oogardze, wiesz : *? Bo superasnie piszesz, serio!!

    Lilka-chan

    OdpowiedzUsuń
  6. O.O Boże.. jak ty pięknie piszesz! Normalnie popłakałam się czytając to o książce, jak paliła jego 'skalaną duszę' ToT
    Musisz! Mnie powiadomić o kolejnym rozdziale! Po prostu musisz!!!! >.<

    Jestem ciekawa jak to dalej pójdzie, kiedy w końcu Pain i Itachi będą razem? Co to za tajemnica Paina? Normalnie aż mnie nerwy zżerają z ciekawości >.<

    natasha-x.blogspot.com

    Reiciakowa

    OdpowiedzUsuń
  7. Ta część opowiadania wydaje mi się ciekawsza od poprzedniej, i z pewnością tak jest.
    Lepiej mi się to czytało.
    Hmmm... Taka tajemnicza końcówka. Lece przeczytać następny rozdział( jeśli jest) i mam nadzieję, że rozwikła się tajemnica ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. Biedne fajerwerki Deia :( No i co to za tajemnica?! Nie trzymajcie nas w niepewności!
    Shi

    OdpowiedzUsuń