Uwaga!
Blog zawiera treści homoseksualne, przemoc oraz wulgaryzmy!
Jeżeli Ci to nie odpowiada, opuść bloga.
Wszystkich innych zapraszam do czytania :)

sobota, 29 września 2012

"I hate everything about you" Rozdział 8


 Straszne urwanie głowy mam w szkole, serio masakra. :"""C Prawie nie mogłam wejść na kompa, a co dopiero na Internet! Ale rozdział już jest, nie przedłużam więc - dziękuję bardzo za Wasze komentarze i zapraszam do czytania! ^w^
No i, tak, jeszcze raz - ten cudowny szablon to ten prezent od Reiciakowej, jeszcze raz bardzo, bardzo dziękuje! :*
Rozdział 8

Tego dnia, śniadanie nie było dla Itachiego przyjemnym posiłkiem. Każda kolejna osoba, która wchodziła do kuchni, musiała dokładnie wypytać go o to, co się stało z Painem, jak się czuje, czy to coś poważnego, czy wróci, a jeśli tak, to kiedy. A Uchiha, chcąc nie chcąc, musiał im odpowiadać. Wiedział, że i tak nie dadzą mu spokoju i chciał mieć ich jak najszybciej z głowy. Do tego kot Paina, Zetsu, miauczał coraz głośniej dopraszając się o jedzenie. Czarnooki nie miał pojęcia, co takie koty jak on jedzą, stał więc przed otwartą lodówką którąś minutę z kolei i próbował znaleźć coś odpowiedniego. W końcu jego wzrok spoczął na niewielkiej puszce tuńczyka w oleju, którą wyciągnął z radosnym okrzykiem zwycięstwa.
- Ha! Tu cię mam!



 Jego radość nie była jednak długa, puszka zniknęła z jego ręki wyrwana silnym szarpnięciem, a po chwili poczuł niezbyt silny cios z tylu głowy.
- Ej! To moje, un! - Oburzony karygodnym zachowaniem kolegi Deidara stał i z miłością tulił rybę do piersi.
- Przecież ty nie jesz ryb. Nie podarujesz odrobiny głodnemu, słodkiemu kociakowi? - Złapał biedne zwierzę i podstawił je Deidarze tuż przed twarzą. Kot prychnął i spróbował ugryźć blondyna w nos. Na szczęście chłopak zdążył odskoczyć i uratować istotną część swojej twarzy przed utratą.
- Un, zabierz ode mnie tego szatańskiego stwora!
Itachi nie miał zamiaru rezygnować z dalszego dręczenia blondyna. Z każdym kolejnym krokiem Deidary do tyłu, Uchiha robił jeden do przodu, cały czas trzymając kota na wysokości nosa niebieskookiego.
- Itachi, un! Ten tuńczyk jest mój i żaden zapchlony kocur nie będzie go jadł! - Blondyn chciał jak najszybciej wyjść z kuchni, ale wpadł z hukiem na stół, puszka wypadła mu z ręki i potoczyła się prosto pod nogi Uchihy.
- Nie! - krzyknął, widząc jak czarnowłosy schyla, się by ją podnieść. - Ja jej potrzebuję!
- Do czego niby? - prychnął Itachi. Wszyscy w burdelu wiedzieli, że Deidara nie lubił ryb. Między innymi dlatego nie darzył wielką sympatią Kisame. Dlaczego ktoś, kto nigdy dobrowolnie nie włoży kawałka tuńczyka do ust, tak zaciekle o niego walczy?
- No ten, un... Pracuję nad nowymi fajerwerkami... - Zawstydzony blondyn opuścił głowę i zaczął bawić się krawędzią koronkowej bluzki, którą miał na sobie.
- I do tego potrzebna ci ryba? Oszalałeś? - Czarnooki spokojnie otworzył puszkę i powoli wyłożył jej zawartość na talerzyk, który później postawił przed Zetsu. Podrapał jeszcze kota chwilę za uchem i z szerokim uśmiechem odwrócił się do Deidary.
Blondyn patrzył na niego zły, mocno zacisnął usta i obrażony ruszył w stronę drzwi.
- Jasne, głupi sierściuch jest ważniejszy ode mnie, un! - krzyknął oburzony.
- Oj, Deidara, już nie przesadzaj. Jak będziesz tak jęczeć, to Sasori włoży sobie te stopery do uszu na stałe. – Itachi nie mógł sobie podarować tej małej uszczypliwości względem blondyna. Ten momentalnie spojrzał na swojego chłopaka z wielkim wyrzutem na twarzy.
- O jakich stoperach on mówi, Sasori?
Sam czerwonowłosy odwrócił prędko wzrok od swojego ukochanego i rzucił pełne wściekłości spojrzenie Itachiemu wyrażające ni mniej ni więcej: „Zabije cię, jeśli tego nie odkręcisz.”
Czarnowłosy wiedział, że kolega nie żartuje. No, może by go nie zabił, ale na pewno skutecznie uprzykrzyłby mu życie.
- Deidara, ty naprawdę jesteś takim debilem na jakiego wyglądasz – rzucił w stronę blondyna Uchiha, chcąc ratować sytuację. – Uwierzysz w każdą głupotę, którą ci powiedzą.
W tym momencie chłopak nabrał powietrza w płuca, planując chyba odwdzięczyć mu się jakimś mocnym tekstem, jednak ostatecznie nie powiedział nic, tylko zrobił się nagle czerwony od zbytniego nadęcia się.
- Wal się, Itachi – powiedział po chwili, gdy już się odpowietrzył.
- No miszczem ciętej riposty to ty nie będziesz – zaśmiał się brunet otwarcie, po czym zwrócił się do chłopaka stojącego obok: – Musisz go trochę wyedukować w tej jakże subtelnej i wymagającej nieprzeciętnej inteligencji sztuce.
Sasori uśmiechnął się, próbując jednak ukryć rozbawienie spowodowane tą ironiczną uwagą, której Deidara oczywiście nie zrozumiał. Spojrzał tylko na nich zdezorientowany, nie do końca ogarniając, że właśnie został obrażony. Czerwonowłosy postanowił wyprowadzić z kuchni swojego narwańca, zanim ten kapnie się, co się stało.
- Dobra, słonko, my idziemy – powiedział, chwytając blondyna w pasie i wychodząc.
Minęła dobra minuta zanim Itachi usłyszał dochodzący z piętra wyżej przenikliwy krzyk Deidary.
- Aaaaa! Ten drań mnie obraził, un! Szlag by go trafił!
Kruczowłosy zaśmiał się pod nosem. Ten nadpobudliwy blondyn zawsze poprawiał mu humor swoim nieobeznaniem w kwestii ironii i sarkazmu.
Sam Itachi miał ochotę zjeść jeszcze coś, ale chwilowo nikogo w kuchni nie było, a onyksowooki znając swoje możliwości kulinarne, nie podjął się zadania przygotowania sobie posiłku. Przerosło go już na starcie, kiedy ocenił kolejne etapy przygotowania i rzeczy, których musiałby użyć w jego trakcie – kuchenka, palnik i ziarna owsa. Puściłby cały burdel z dymem. Westchnął ciężko, biadoląc w myślach na swój brak talentu w kwestii kucharzenia i chwycił kromkę suchego chleba. Posmarował ją serkiem topionym i położył na nią plasterek szynki – kanapka idealna i pożywne uzupełnienie śniadania w jednym. Zadowolony, wziął Zetsu pod pachę, ten prychnął niezadowolony, jak przystało na kota Paina, i pogryzając kanapkę ruszył na piętro do swojego pokoju. Puścił kota na podłogę, rzucił mu kulkę z papieru, żeby sobie polatał po dywanie, próbując ją upolować, a sam walnął się na łóżko.
Oparł dłoń na poduszce, potargał włosy zmęczonym ruchem i westchnął po raz kolejny. Boże, ależ był zmęczony! Poprzedniego ranka wstał chyba o ósmej, czy dziewiątej, potem klienci i ten jego wielki plan uwiedzenia Yahiko, potem szpital,  spotkanie Sasuke, seks z rudym, kolejne odrzucenie, wizyta tajemniczego Nagato, powrót do domu i przeszukiwanie gabinetu Paina… Tyle tego było, że naprawdę miał wszelkie prawo, żeby czuć się steranym jak matka nowonarodzonych dziesięcioraczków. I jeszcze ten telefon. Itachi przewrócił się na plecy i wziął w dłonie srebrzyste urządzenie. Nacisnął przycisk i ekran pojaśniał: „Podaj hasło.”Jakie hasło, do jasnej cholery?
Nagle usłyszał jak czarno-biały kot Paina kicha. Zupełnie bez powodu, Itachi uniósł się na łokciach i spojrzał w stronę zwierzątka. Jego ogon poruszał się jak wahadło zegara, a zamiary względem papierowej kulki leżącej o kilka metrów od niego były wyraźnie mordercze.
Wysunął klawiaturę i wstukał w miejsce na hasło: „ZETSU”, imię kota. Potem nacisnął ‘okay’ i…
Wstrzymał oddech.
„Hasło nieprawidłowe. Pozostało prób: 2”
Wypuścił powietrze ze świstem. No tak, to byłoby za proste.
Pomyślał jeszcze, że dobrze by było, gdyby ściągnął sukienkę i poszedł się umyć, ale nie potrafił się ruszyć z miękkiego materaca – natychmiast zapadł w sen. Kot wskoczył na posłanie i ułożył się obok bruneta, mrucząc słodko.

***

Itachi śnił. A co najdziwniejsze, zdawał sobie sprawę z tego, że zasnął, a nie, że był tego nieświadomy. W swoim śnie siedział, tak jak przed zaśnięciem z telefonem Paina w ręce. Na jego kolanach spoczywał "Alchemik", a w głowie huczała mu jedna z niedawno przeczytanych sentencji: "Najciemniej jest tuż przed wschodem słońca". Itachi odłożył telefon i delikatnie pogładził okładkę książki.
Chłopak uśmiechnął się do siebie delikatnie. Wiedział, co to oznacza. Dokładnie zdawał sobie sprawę z tego, co Paulo usiłował mu przekazać. Otóż, oznaczało to, że był bliski poznania odpowiedzi. A ową odpowiedzią było hasło do telefonu Paina. I czarnowłosy wiedział, że już za chwilę spłynie na niego potrzebna wiedza.
Wiedza jednak nie spłynęła. Tylko czarny kot wskoczyła mu na kolana, siadając na książce.
- Nie - powiedział do Zetsu. - Nie siadaj na Paulo.
- Jesteś kretynem - oznajmił mu zwierzak. Ale Itachi się nie zdziwił. W końcu wiedział, że śni.
- Dlaczego?
- Bo nie wiesz - zadrwił kot. - A powinieneś wiedzieć. "Słuchaj po prostu głosu swego serca. Ono wie wszystko."
I Itachi obudził się nagle, łapiąc gwałtownie powietrze w płuca. A następnie łapiąc za telefon.
- Czy to możliwe... - mruknął do siebie.
Spojrzał przelotnie na Zetsu. Kocie oczy wpatrywały się w niego natarczywie i w głowie Itachiego ponownie zabrzmiał cytat Paulo: "(...) Ono wie wszystko."
Itachi przełknął ciężko ślinę.
No, tak, pomyślał, a ból ścisnął jego serce. Łzy zaszkliły się w ciemnych oczach.
Czyli... Tak, to musiało być to. Pain musiał kochać Nagato. Bo co innego mógł mieć Paulo na myśli? Itachi przyłożył dłoń do swojego serca, próbując się w nie wsłuchać. Jednak nie, nie, nie chciał w to uwierzyć! Nie to mówiło mu serce!
Albo też, on po prostu nie chciał tego usłyszeć.
Powstrzymał szloch, który chciał wyrwać się z jego piersi. Ponownie spojrzał na Zetsu i zapytał przytłoczonym głosem:
- Co mam robić?
Jednak kot mu nie odpowiedział. W końcu już nie spał. Z ciężkim sercem chwycił telefon i wstukał hasło: „NAGATO”, imię kochanka Paina. Potem nacisnął ‘okay’ i...
Wypuścił wolno powietrze.
„Hasło nieprawidłowe. Pozostało prób: 1”
Jego serce na chwilę przestało bić. Aby po chwili rozpocząć taniec dzikiej radości. Nie pasowało! Świat nabrał jaśniejszych barw. Skoro nie pasowało, to nic nie mogło już łączyć Paina z Nagato! Źle zinterpretował słowa swojego ukochanego autora! Czyli...
"Słuchaj po prostu głosu swego serca. Ono wie wszystko." Sentencja powróciła do niego ze zdwojoną mocą. Drżącymi dłońmi ścisnął telefon.
Mimo podniecenia jakie go ogarniało, postanowił nie wykorzystywać ostatniej próby wpisania hasła. Gdyby mu się nie powiodło, to nie dość, że straci szansę zobaczyć zawartość komórki, to na dodatek Pain zobaczy, że ten grzebał mu w rzeczach. Wolał się mocniej zastanowić, jakiego hasła użył rudy.
Znając Yahiko na tyle, wiedział, że hasło jest łatwe to zapamiętania, ale nie banalne jak data urodzenia. Nim się zorientował, chwycił kartkę i długopis, po czym zaczął wypisywać rożne możliwości. Po mniej więcej dwóch godzinach rozmyślania, pisania i kreślenia miał około pięciu pomysłów na hasło.
Gdy przyglądał się krytycznie swoim wyborom, poczuł się strasznie zmęczony i znużony. No tak, ta krótka drzemka nie bardzo pomogła mu zregenerować siły. Zdecydował położyć się spać, uprzednio odwołując wszystkich swoich klientów. No cóż, dziwka też człowiek.
Gdy tylko przyłożył głowę do poduszki już był w krainie Morfeusza. Nie miał pojęcia, ile spał, jednak gdy się obudził, czuł się wyspany i wypoczęty. Spojrzał na zegarek i zobaczył mrugającą liczbę 17.30.
Dobrze, nie było jeszcze zbyt późno, więc postanowił pojechać do szpitala. Zastanawiał się chwilę nad ubiorem, czy znów nie założyć jakiejś sukienki, ale ostatecznie zdecydował się na zwykłe, męskie ubrania. W zasadzie sam się sobie dziwił, że w ogóle posiada coś takiego w swojej szafie, ale czemu by nie skorzystać. Ubrany w sprane jeansy, ciemne Nike i trochę wyciągnięty sweter, zmył resztki makijażu, a długie włosy związał na karku. Gdy spojrzał w lustro, to się nie poznał. Wyglądał na zwykłego dwudziestodwulatka. Raczej nikt na ulicy nie poznałby w nim jednej z najlepszych męskich dziwek w mieście. I podobała mu się ta wizja. Normalny wygląd – normalne życie.
W całkiem dobrym humorze wyszedł z pokoju i zostawił w kuchni kartkę, gdzie wychodzi i żeby w poważniejszych problemach dzwonić.
W drodze do szpitala, do którego postanowił wybrać się pieszo, został zmuszony zatrzymać się w małej budce z kebabami. Sam nie wiedział, że jest niemiłosiernie głodny, póki nie poczuł smakowitego zapachu wydobywającego się z baru. Zamówił dużego w cieście z wołowiną i ostrym sosem plus Cola. Mając jeszcze lepszy humor, ruszył w dalszą drogę. Uśmiechał się do przechodniów, a oni odwdzięczali mu się tym samym. Zauważył również, że kilka młodych dziewczyn obejrzało się za nim, chichocząc z podekscytowaniem. Raz nawet usłyszał jak jedna grupka, nie kryjąc się z tym szczególnie, kontemplowała na temat jego urody.
- Zobaczcie jaki przystojniak – pisnęła niska blondynka, wskazując na Itachiego. Tamte zamarły na sekundę, by po chwili zrobić do niego maślane oczy i wypiąć biust.
- Nooo… Niezłe ciacho. Schrupałabym takiego – odpowiedziała jej dosyć biuściasta szatynka, oblizując przy tym usta.
Itachi, zauważając jak na niego patrzą, puścił do nich oko, uśmiechając się figlarnie w momencie, gdy przechodził obok. Momentalnie usłyszał piski zachwytu i sprzeczki, do której z nich było to skierowane.
Nawet nie zauważył, kiedy znalazł się pod szpitalem. Bez większego problemu trafił pod salę numer siedem, jednak jakie było jego zdziwienie, że Yahiko w niej nie było. Sala była zupełnie pusta.
Rozejrzał się wokół, szukając jakiejś wskazówki, gdzie może teraz być Pain i dokładnie w tym momencie pojawił się przed nim pielęgniarz. Dokładnie ten sam, który wczoraj dał mu rzeczy rudego i dał jasno do zrozumienia, że zna jego profesję. Teraz jednak nie poznał go w najmniejszym stopniu.
- Przepraszam, nie wie pan gdzie znajdę Yahiko Itami? Słyszałem, że trafił wczoraj do tego szpitala – zapytał uprzejmie.
- To ten okolczykowany z siódemki? – widząc, że Itachi kiwa głową na potwierdzenie, zastanowił się chwilę. - Z tego co wiem, to chyba przenieśli go na oddział zamknięty. Wie pan jak tam trafić?
- Niestety nie. Mógłby mi pan pokazać drogę? – zaprzeczył brunet.
- Musi pan pójść tym korytarzem i skręcić w pierwszą alejkę w lewo. – Pielęgniarz wykonał gest, pokazując mu kierunek drogi. – Jak dojdzie pan do wind, to musi pan pojechać na drugie piętro i powinien pan wyjść prosto na recepcję oddziału psychiatrycznego. Tam proszę pytać o stażystę Uchiha, bo to chyba on się nim zajmuje.
- Dziękuję panu bardzo. – Długowłosy uśmiechnął się serdecznie, na co pielęgniarz odpowiedział mu tym samym. Kto by pomyślał, że wygląd może spowodować taką zmianę nastawienia otoczenia.
Idąc za wskazówkami, udało mu się dotrzeć do wspomnianej recepcji i zapytał o brata… Znaczy o stażystę Uchiha. Nie musiał na niego długo czekać, bo najwidoczniej sam właśnie zmierzał w kierunku recepcji.
- Proszę pana – zwróciła się do Itachiego pielęgniarka, uśmiechając się słodko, jakby mając nadzieję na co najmniej jego numer telefonu. – Pan Uchiha właśnie idzie. – Wskazała na Sasuke.
- Dziękuję pani bardzo – spojrzał na plakietkę na jej uniformie – Sakura. – Pielęgniarka zarumieniła się i wyprostowała, najwyraźniej chcąc zaprezentować swoje atuty, których, cóż tu dużo mówić, za dużo nie było.
W końcu podszedł do Sasuke.
- Dzień dobry. Nazywam się Kakashi Hatake – powiedział, mając nadzieję, że małe oszustwo mu się uda. Nie mógł przecież powiedzieć mu jak się nazywa. – Jestem przyjacielem Yahiko Itami. Słyszałem, że trafił na ten oddział w wyniku wczorajszego eee… wypadku – zawahał się przy ostatnim słowie.
- Dzień dobry. Sasuke Uchiha. Zaprowadzę pana do niego. Jeżeli przyzna, że pana zna, będzie mógł pan z nim porozmawiać. – Powiedział Sasuke beznamiętnym tonem. – A mogę jeszcze wiedzieć, skąd pan wie o pacjencie?
- Jego żona mi powiedziała – odparł krótko, na co młodszy Uchiha tylko skinął głową.
Po wejściu na oddział przeszli kilka metrów, po czym zatrzymali się pod salą numer dwanaście. Sasuke wszedł pierwszy. Itachi usłyszał, jak pyta Paina, czy zna niejakiego Kakashiego Hatake, na co ten odparł twierdząco. Gdy jednak kruczowłosy wszedł do sali, Pain przez sekundę wyglądał na zaskoczonego, jednak momentalnie zrozumiał małą grę aktorską Itachiego. Uśmiechnął się do niego ze słowami:
- Nieźle żeś się odszczelił, Kakashi – zaakcentował ostatnie słowo.

6 komentarzy:

  1. ooooo hasło to pewnie Itachi. Tak myślę.
    Niby codzienna scenka z życia ale post mi się bardzo podoba, zresztą jak zwykle.
    Oj kotek jest po prostu uroczy, tak myślę sobie, że Pain nie chciał żeby Ita wchodził do gabinetu więc co by się stało z kotem..OOo

    OdpowiedzUsuń
  2. AAA!! Hasło to Itachi! Inaczej nie może być! >.< Jak będzie inaczej to ja dorwę autorkę i uduszę! Hasło musi być Itachi - koniec kropka, tralalallalala.
    Rozdział tak trzymał w napięciu gdy Itachi śnił! Co za kretyn. Na prawdę nie może się domyślić, że tu chodzi o niego? >.<" Debilizm do kwadratu, no ale nie ma co się dziwić, w końcu Pain tak źle go traktuje (czasami dobry Pain wyłania się z czeluści złego). A Zestu jest identyczny jak jego pan xD Kocha Itachiego i nie pozwala nikomu siebie ani jego tknąć. Kocham tego kociaka :D
    Eterna - koty mają to do siebie, że chodzą swoimi ścieżkami i gdy są głodne, spokojnie same sobie poradzą. Na pewno Pain zadbał o Zetsu lub... wiedział, że Itachi wejdzie do gabinetu :)

    Czekam na kolejny rozdział!! Hmm.. i czemu on leży na tym oddziale? Może miałam rację? o.O Pain ma w sobie dwie osoby!

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział, taki nawet, nawet. Nie umiem więcej powiedzieć. Ale podobała mi się końcówka :). To raczej tyle. Czekam na następny rozdział. Yuu

    OdpowiedzUsuń
  4. @Reciakowa- jak chce się popełnić samobójstwo to na psychiatryczny też sie idzie...

    OdpowiedzUsuń
  5. W związku z wprowadzeniem możliwości otrzymania oceny nieszablonowej, prosiłybyśmy o wybór rodzaju oceny (szablonowa/nieszablonowa). Nie spowoduje to zmian w kolejce. Informację o wyborze, prosimy zostawić w zakładce "OD WAS".

    Pozdrawiam, Overrated |weryfikator.blogspot.com|

    OdpowiedzUsuń