Uwaga!
Blog zawiera treści homoseksualne, przemoc oraz wulgaryzmy!
Jeżeli Ci to nie odpowiada, opuść bloga.
Wszystkich innych zapraszam do czytania :)

czwartek, 6 września 2012

"I hate everything about you" Rozdział 5

Uch, no i zaczęła się szkoła, a w raz z nią maaasa nauki, wybór tematów maturalnych, przedmiotów. A ja nie wiem, co chcę zdawać i na co iść na studia, ech. :// Macie jakieś pomysły?
Dziekuję Wam bardzo za wszystkie komentarze i zapraszam na kolejną część! ^w^!
abunai


Rozdział 5



- Jezus Maria! – krzyknął Itachi i rzucił się w stronę rudego. – Pain? Co ci, do jasnej cholery, strzeliło do głowy?! Po co te tabletki, po co to wszystko, po co, po co…!
Uchiha stracił panowanie nad sobą, krzyczał na mężczyznę, który z każdą chwilą coraz bardziej bladł i odpływał. Jego piękne fioletowe oczy mętniały, traciły blask, a mlecznoskóry nie wiedział, co powinien zrobić.
- Ty też… - wyszeptał słabo, sinymi ustami. – Ty też się odpierdol.
- Pain? Pain! – Poklepywał go po jakby przezroczystych, pozbawionych koloru policzkach, ale nie doczekał się jakiejś szczególnej reakcji. Płomiennowłosy kaszlnął słabo i zamknął oczy – przerażenie podeszło wtedy kruczowłosemu do gardła i zacisnęło mocno tam swoje palce. Zachciało mu się płakać – czy Pain naprawdę może teraz…?
Wyciągnął słuchawkę z dłoni rudego i szybko wykręcił numer na pogotowie. Ręce tak mu się trzęsły, że udało mu się nacisnąć właściwe przyciski dopiero za drugim razem.



Odebrał jakiś dyspozytor z pięknym radiowym głosem, ale Itachi nie zwracał uwagi na barwę i ton jego głosu – tutaj chodziło o życie ukochanego, które w tym momencie wisiało na włosku!
- Karetka, szybko, proszę! – wyjęczał do mikrofonu, nasłuchując płytkiego oddechu Paina i obserwując jak ciężko unosi się jego klatka piersiowa. Podał adres, powiedział, że chodzi o połknięcie dużej ilości tabletek, przeczytał ich nazwę przez łzy, które całkowicie nieświadomie osiadły na jego rzęsach i spadały na krwistoczerwony materiał sukienki niczym małe, drogocenne diamenty. "Diamonds Are a Girl's Best Friends", irracjonalnie przypomniał mu się tytuł piosenki, którą kiedyś śpiewała Marylin Monroe. Pokręcił głową, odsuwając tę niepotrzebną myśl; łzy pociekły bystrzejszym strumieniem.
- Już wysyłamy – odparł dyspozytor. – Proszę mi jeszcze powiedzieć, ile pacjent ma lat? Przebyte choroby, uczulenia?
- Ja nie wiem – spanikował Itachi. – Pewnie około dwudziestu pięciu, co do przebytych chorób… nie wiem. Nie wiem. Nie mam pojęcia!
- Nie zna go pan? – zdziwił się dyspozytor.
- ZNAM! To mój… - urwał. Kto „mój”? Chłopak, ukochany, narzeczony? „Diamenty to najlepsi przyjaciele dziewczyny”… Itachi ma na sobie sukienkę, wygląda teraz jak kobieta, więc…
- Jestem jego żoną – powiedział zdecydowanie. Dyspozytor zaniemówił, pewnie zrobiło mu się głupio, że powiedział do niego „pan”.
W tej chwili Pain zakrztusił się i zaczął wymiotować. Czarnowłosy przerażony odrzucił słuchawkę i starał się przytrzymać tak głowę rudego, żeby ten nie udławił się swoimi wymiotami.
Szybciej, szybciej, szybciej, modlił się w duchu, przyciskając nieprzytomne ciało Paina do swojej piersi.
Dotarcie do szpitala zajęło zaledwie kwadrans, ale czarnooki pamiętał wszystko jak przez mgłę. Ratownicy wbiegający do pokoju, Pain na noszach, karetka i wreszcie OIOM. Nikt nawet przez chwilę nie zwątpił w to, że Itachi jest żoną rudowłosego, aż do momentu wypełnienia dokumentów. Całe szczęście, że nie musiał wszystkich danych dyktować pielęgniarce, a sam wypisać formularz. I problem pojawił się już przy pierwszym pytaniu. „Nazwisko i Imię pacjenta.”
Cholera, zawsze mówił do niego po prostu „Pain”, nie przypominał sobie, żeby kiedyś spotkał się z personaliami rudego, a wpisanie jego ksywki nie wchodziło w grę. Wytężył umysł w poszukiwaniu informacji, ale te nie chciały się pojawić. I gdy myślał, że to już koniec, że jego wyrzucą z tego szpitala, a Painowi nie udzielą pomocy, wtedy nadszedł objawiony ratunek.
A tym ratunkiem był pielęgniarz, który przyniósł w niewielkim plastikowym pudle wszystkie rzeczy rudego. Itachi idealnie zagrał rolę roztrzęsionej i zmartwionej żony, jednak ten tylko wymownie spojrzał na jego strój, zapewne kojarząc skąd pacjent został zabrany. Tak czy owak onyksowooki momentalnie odnalazł dokumenty Paina.
Wyciągnął dowód i znieruchomiał. Z małego kawałka plastiku spoglądała na niego twarz rudowłosego. Jednak wyglądał zupełnie inaczej. Na jego twarzy nie było ani jednego kolczyka i ewidentnie ubrany był w garnitur. Garnitur! Pain! Itachi musiał przysiąść na ławeczce, ponieważ sam zaraz trafiłby na Intensywną Terapię z powodu silnego wstrząsu. Gdy przyjrzał się bliżej zauważył również, że mężczyzna na zdjęciu jest znacznie młodszy od tego, którego widzi na co dzień. Wreszcie spojrzał na rubryczkę z nazwiskiem. Yahiko Itami.
Itami… Czarnooki zawsze wiedział, że Pain interesuje się Japonią, ale nie miał pojęcia, że miał japońskie korzenie. Bo jego nazwisko w tym języku znaczy dokładnie ‘ból’ czyli to samo co Pain. Chłopak od razu zrozumiał znaczenie tych słów, ponieważ umiał powiedzieć ‘Pain’ w naprawdę wielu językach. Kiedyś sprawdził to z ciekawości i jakoś samo zapadło mu w pamięć.
Niewiele brakowało i wpadłby prosto w nieskończoną spiralę myśli o ukochanym, gdy zauważył wzrok już mocno zniecierpliwionej pielęgniarki czekającej na wypełniony formularz. Czym prędzej wypełnił wszystkie rubryczki i oddał kartę uśmiechając się przy tym przepraszająco.
Mijały minuty i wciąż nikt nie poinformował go o stanie zdrowia rudowłosego. Najgorsze jest to, że jeszcze przez najbliższą godzinę nie zapowiadało się na zmianę tego stanu rzeczy. Czarnowłosy postanowił więc dla zajęcia czymś rąk kupić kawę. Niedaleko niego stał automat Nescafe do którego wrzucił kilka monet i po chwili już trzymał gorącą Cafe Macchiato. Dokładnie taka, jaką lubił. Delikatna a jednak z mocną nutą kofeiny i przede wszystkim dużą zawartością mleka.
Gdy tak siedział cały w nerwach, popijając kawę nawet nie zauważył, kiedy ktoś do niego podszedł.
- Dobry wieczór. Pani Itami? – Usłyszał nad sobą niski głos. Szybko poderwał głowę, żeby spojrzeć w ciemne oczy mężczyzny stojącego tuż obok.
Mężczyzna był dosyć wysoki, miał ciemne włosy i bardzo jasną cerę. W zasadzie był bardzo podobny do Itachiego, gdy ten nie miał żadnego makijażu. Jedynie włosy miał zdecydowanie krótsze, a rysy twarzy ostrzejsze.
- Tak, to ja – odpowiedział, wstając szybko i pamiętając, by brzmieć jak kobieta.
- Dobrze – odparł tamten rzeczowym tonem. – Jestem stażystą opiekującym się pani mężem. Sasuke Uchiha.
Nagle po podłodze rozlała się kremowo-brązowa Cafe Macchiato.
Sasuke.
Itachiemu zakręciło się w głowie. Obrazy z tamtego dnia, z tamtej nocy ponownie przesunęły mu się przed oczami.
Sasuke Uchiha.
Krzyki. Krew. Broń błyszcząca najpierw w świetle żyrandola w salonie, a potem w świetle ulicznych lamp, broń przystawiona do głowy jego matce. Krzyk, najpierw jej, potem jego. Czarna krew na ścianie jakiejś rudery, ze zwalonymi ceglanymi ścianami i przegniłymi deskami na podłodze. Dławiące w gardle łzy i spływające po pucołowatych, dziecięcych jeszcze policzkach. Ciepłe ciało Sasuke tulące się do jego boku…
- Proszę pani? Dobrze się pani czuje? – zapytał Sasuke, ten sam Sasuke, jego malutki braciszek, o którym myślał, że już dawno… że już nigdy więcej, że już…!
Onyksowooki spazmatycznie nabrał powietrza do ust.
- W… w po-porządku – powiedział z trudem, z oczami zamglonymi wzruszeniem i wspomnieniami. Więc Sasuke żyje. Żyje i ma się dobrze.
Chciał go uściskać tu i teraz, w tym momencie. Powiedzieć mu, że jest jego bratem, zapytać, czy go pamięta. Wycałować w oba policzki i zaprosić do siebie, żeby mogli nadrobić jakoś te wszystkie stracone lata. Kupiliby butelkę wina i rozmawiali do białego rana – Itachi byłby najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, gdyby to było możliwe.
- Może niech pani na chwilę usiądzie. - Sasuke podprowadził Itachiego do krzesła pod ścianą. – Widzę, że pani strasznie blada. Słabo pani? Proszę się nachylić. Tak, trochę niżej, głowa między kolanami, jak najniżej przy ziemi. Zaraz pani przejdzie.
Itachi wpatrywał się w podłogę korytarza z tej dziwnej perspektywy.
- Ja pójdę po ścierkę wytrzeć tę kawę. Jeszcze się ktoś poślizgnie – powiedział jego młodszy brat i odbiegł.
Nadrabianie straconych lat z Sasuke nie było możliwe. Jak by się czuł, gdyby dowiedział się, że pani Itami jest w rzeczywistości Itachim - jego jedyną żyjącą rodziną? Jak by zareagował, gdyby dowiedział się, że jego brat jest prostytutką? Mógłby tego nie znieść. Już wystarczająco wiele wycierpiał, Itachi nie chciał mu dokładać bolesnych wspomnień i traum, których miał i tak już zbyt wiele.
Długowłosy wstał z krzesła akurat wtedy, kiedy Sasuke pojawił się na końcu korytarza. W trzy sekundy dobiegł do niego. Ten strzepnął sukienkę, żeby nie patrzeć nowo odnalezionemu bratu w tak samo czarne jak jego oczy. Przygryzł wargę i patrzył się w noski swoich niebotycznie wysokich, eleganckich szpilek.
- Co z Pain… - Itachi natychmiast się zreflektował: - Jak się czuje Yahiko? – zapytał drżącym, prawie całkiem kobiecym głosem.
- Będzie pani mogła wejść i go odwiedzić.
- Teraz, już?
- Nie, jeszcze trochę. Jak tylko skończą, zawiozą go pod siódemkę. Pewnie i tak to na wiele się pani nie zda, bo będzie spał, ale zawsze będzie go pani mogła potrzymać za rękę. Potem przeniosą go na psychiatryczny, będzie pod stałą obserwacją i kontrolą lekarza.
- Co mu teraz robią? Czy on… czy on wyjdzie z tego?
Ta rozmowa sprawiała Itachiemu niesłychany ból. Nie dość, że mówili o ciężkim stanie rudowłosego, to jeszcze prowadził ją ze swoim bratem, któremu nie mógł nawet powiedzieć, jak naprawdę się nazywa. Rozdzierało to jego duszę na strzępy.
- Płukanie żołądka. Organizm trzeba odtruć, proszę pani. To były cholernie mocne tabletki, ale tak, wyjdzie. Mamy najlepszych specjalistów w okolicy, niech się pani nie martwi.
Itachi skrzyżował ręce na piersi i odwrócił się w stronę sali, na której przeprowadzali na Painie zabieg. Ile to czasu jeszcze zajmie? Jak długo będzie się denerwował?
- Czy pan Itami choruje na depresję? – zapytał Sasuke.
- …nic mi o tym nie wiadomo – wydusił z siebie Itachi, nagle zwracając się prosto do brata. – Nie mam pojęcia, dlaczego to zrobił. Ja… ja… może on zażył tabletki przez pomyłkę?! – wybuchnął nagle.
Dlaczego. Co było źle? Z perspektywy Itachiego płomiennowłosy miał wszystko i nie musiał się o nic martwić, niczego wstydzić – to nie on dawał dupy, on tylko zbierał pieniądze, które dawali mu za to, że ktoś inny się puszczał. To nie on beznadziejnie zakochał się w swoim pracodawcy, to nie on stracił rodzinę i wszystko co miał w wieku niecałych dwunastu lat!
- Niech się pani uspokoi – powiedział jeszcze Sasuke, kładąc pocieszająco rękę na prawie nagim ramieniu Itachiego. Wciąż miał na sobie tamtą czerwoną sukienkę z piórami, nie było czasu nawet złapać jakiejś marynarki. – O, zabieg skończony.
Łóżko z bladym Painem leżącym na materacu wyjechało zza dwuskrzydłowych drzwi z mleczną szybą. Przetransportowano go, tak jak mówił młodszy Uchiha, pod siódemkę.
Przez chwilę stał, nie wiedząc, co zrobić. Chciał pobiec do sali w której leżał jego ukochany, ale coś nie pozwalało mu odejść od Sasuke. Był tak blisko, a jednak tak daleko. Nie dane mu było jednak długo zastanawiać się nad decyzją, ponieważ silna ręka brata delikatnie popchnęła go w stronę sali. Poczuł jak zimny dreszcz przebiega mu po plecach. Kiedyś to on wspierał i pomagał Sasuke. Był jego opiekunem i obrońcą. Teraz te role zupełnie się odwróciły. Teraz to Sasuke tym delikatnym gestem dodawał mu otuchy, przekazując niemą wiadomość, że wszystko będzie dobrze.
W oczach Itachiego stanęły łzy. To wszystko było ponad jego siły. Poniżający go zawód, beznadziejna miłość do Paina, jego próba samobójcza i teraz jeszcze nieoczekiwane spotkanie z dawno utraconym bratem, z którym być może nigdy nie dane będzie mu normalnie porozmawiać. Wściekał się, że los potraktował go w tak okrutny sposób.
W tym momencie znalazł się w progu sali numer siedem. Spojrzał na śpiącego teraz Paina, a potem na czarne, dokładnie takie jak jego, oczy uśmiechającego się pokrzepiająco Sasuke. I wtedy poczuł, jak ogarnia go wszechobecny spokój i determinacja. Nie podda się. Trzeba walczyć o swoje życie. Trzeba je wygrać. Po przeczytaniu tylu książek Paulo Coelho był tego świadom, ale dopiero teraz w zupełności dotarło do niego znaczenie tych słów i uczucie im towarzyszące. Pokaże, że Itachi Uchiha, pomimo swojego dość kobiecego ciała, jest mężczyzną i zrobi wszystko, żeby już nigdy nie żałować i iść przez życie z podniesioną głową.
Z tym postanowieniem uniósł wyżej brodę i odwzajemnił uśmiech bratu.
- Dziękuję panu bardzo. Poradzę już sobie – w jego głosie nie było już załamania tylko pewność siebie. – Do zobaczenia.
Po czym wyprostowany wkroczył do sali i usiadł przy swoim mężu.
Pain na tle szpitalnych prześcieradeł i w szpitalnej piżamie w niebieskawe drobne prążki wydawał się bardzo blady. Rude włosy były potargane, ametystowe oczy miał zamknięte, pod nimi sine worki, jedynie kolczyki błyszczały jak dawniej w świetle sączącym się zza drzwi na korytarz. Żaluzje w sali numer siedem były do połowy zasunięte, światła zgaszone i głównie te drzwi były źródłem słabego, szarawego światła. Itachi chwycił Paina za rękę, była ciepła. Ciepła, ale mimo to rudy wyglądał jak trzy ćwierci od śmierci. Westchnął i najpierw nachylił się nad nieprzytomnym ciałem mężczyzny, by potem, zauważywszy, że na pewno nie ma zamiaru teraz się obudzić, położyć głowę na materacu.
Kruczowłosy nie wiedział sam, ile czasu spędził przy ametystowookim. Stracił rachubę, obserwując powolnie unoszącą się klatkę piersiową. Chyba też zasnął, bo pierwszym co wyrwało go z tego dziwnego letargu było szturchnięcie. Natychmiast powrócił do pionu. Najpierw zauważył, że jego czerwona szminka zostawiła odcisk na prześcieradle, potem, że to Pain go szturchnął. Musiał się więc obudzić. Ciekawe, ile godzin minęło?
- Co to, kurwa, ma znaczyć? – zapytał Pain, mierząc go wzrokiem pełnym irytacji. – Natychmiast odpowiadaj!
- Co? – odezwał się niezbyt przytomnie Itachi. Jeszcze nie zdążył się ucieszyć, a rudy od razu wychodzi z takim rozkazem.
- Dlaczego jestem w cholernym szpitalu?! Itachi, ciebie musiało do reszty popieprzyć, żeby mnie tutaj wysłać! Nie po to kupiłem te tabletki, żebym teraz przechodził badania psychiatryczne. Jesteś idiotą!
Itachi zacisnął usta.
- Nie jestem idiotą – powiedział twardo. – Ty jesteś. Dlaczego próbowałeś się zabić? Czy chodzi o to, czego nie chciałeś mi powiedzieć przedtem?
- Nie muszę ci niczego mówić. – Pain wyrwał dłoń z uścisku czarnowłosego. – Chyba już mówiłem, że to moja sprawa i masz się odpierdolić.
- Wiesz doskonale, że się nie… nie odpierdolę. Nie po tym, co widziałem i słyszałem. A już na pewno nie po tym, jak znalazłeś się w szpitalu.
- Oho, a co jest powodem twojej troski, Itachi? Myślałem, że wolałbyś, gdybym już dawno kopnął w kalendarz, nie musiałbyś wtedy dawać dupy wszystkim, którzy mnie, zauważ, mnie zapłacą. Beze mnie byłbyś wolny.
- Nie! Boże, dlaczego ty... – w oczach chłopaka pojawiły się łzy – dlaczego zawsze taki jesteś? Yahiko…?
- Nie grzeb w moich dokumentach – zagrzmiał Pain złowrogo. – Wyjdź stąd i ogarnij się trochę. Wyglądasz jak tańsza dziwka, niż jesteś w rzeczywistości. Cały makijaż ci się rozmazał.
Itachi wbił paznokcie w dłoń, tak był zdenerwowany.
- No? Miałeś chyba stąd spierdalać, ogłuchłeś?
Kruczowłosy nie wytrzymał, zamachnął się i uderzył Paina w twarz, aż klaśnięcie odbiło się echem w pustej sali. Na twarzy szefa najpierw odmalowało się zdziwienie, potem już furia. Ani się obejrzał, a rudy pociągnął go i po chwili leżał już na materacu z ekstremalnie wkurzonym rudowłosym nad nim.

6 komentarzy:

  1. Witam witam!
    No, przyznam, że ten rozdział dziwny jakiś był. Śmiechem wybuchłam gdy powiedział że jest jego żoną. Nie wiem czy o to ci chodziło, ale naprawde dziwnie zabrzmiało to w takim momencie.
    Końcówka też mnie zdziwiła, bo myślałam, że Itachi jak go uderzy to wybiegnie z płaczem, a wtedy Pain zrozumie, jak bardzo się mylił... No ale... Zobaczymy jak będzie dalej.
    Ten rozdział był za krótki. Uważam , że powinnaś dodaj jeszcze jakąś przynajmniej połowę tego. Jest tak dlatego, że takie momenty bardzo szybko się czyta (taki klimat [np. czy coś się zaraz stanie?, czy się obudzi? Czy to już koniec?] naprawdę trzyma w napięciu. Dlatego liczę na szybkie dodanie następnego rozdziału. Żegnam i czekam na jak najszybsze nowe rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam. Oceniająca (Armina) u której Twój blog jest w kolejce zrezygnowała z oceniania. Czy mogłabyś wybrać inną osobę, która miałaby zająć się Twoim blogiem? Taką informacje napisz w komentarzu pod najnowszym postem.

    Pozdrawiam,
    Czekoladowa z era-krytyki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże.. o.O
    Ja chcę więcej!! Kurwa! Niech Itachi powie, że kocha Paina! Może to czymś poskutkuje? A ten Pain jest na prawdę idiotą! Skoro, wie, że Itachi może pójść sobie w świat, to niech pomyśli głębiej czemu chce zostać z NIM!

    Przeczytałam dwa ostatnie rozdziały, bo wcześniej nie miałam jak czytać itp.-.-
    Kocham twoje opowiadanie. Normalnie uwielbiam! *.*

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj! Jest mi niezmiernie, wręcz niewyobrażalnie miło, że spodobał Ci się mój blog. Och, tyle ciepłych słów <3
    Również się cieszę, że zmuszająca mnie do pisanie Mecha istnieje, mam dziwne wrażenie, że byście się bardzo dobrze dogadywały ;) Zwłaszcza w kwestii pisaniu rzeczy typu, że mam pisać częściej. I, co zabawniejsze, ona też myślała, że mam w adresie wpisane SasuNeji, a nie SasuNaru, może jesteś jej zaginioną siostrą bliźniaczką? xD

    Twój blog widziałam, a i owszem, wcześniej. Ba! Czytałam i muszę powiedzieć, że historia przez Ciebie pisana mnie zafascynowała :D Już się nie mogę doczekać, co będzie dalej. Na pewno jeszcze do Ciebie zajrzę ;)

    Pozdrawiam cieplutko,

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniałe... Anime i Manga to może i nie jest mój ulubiony gatunek, ale nie powiem, ze nie lubię... Jeśli bym tak powiedziała, to najzwyczjniej bym skłamała. Fascynujące, po prostu brak mi słów... Ciekawe, na pewno wpadnę jeszcze nie raz... A ja zapraszam do mnie http://life-in-shadow-news.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Hey xD Tu znów ja ^^ Utworzyłam nowe opowiadanie na natasha-x.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń