Uwaga!
Blog zawiera treści homoseksualne, przemoc oraz wulgaryzmy!
Jeżeli Ci to nie odpowiada, opuść bloga.
Wszystkich innych zapraszam do czytania :)

niedziela, 23 września 2012

"I hate everything about you" Rozdział 7


Tak jak obiecywałam, wstawiam kolejny rozdział. Bardzo wszytkich przepraszam, że tak późno, ale niestety w ostatnim tygodniu nie miałam ani chwili dla siebie.
Ten rozdział chciałabym zadedykować Reciakowej, jako podziękowanie za cudny prezent jaki mi sprawiła ^^
Myślę, że dziś wieczorem, ew jutro rano, też zobaczycie to cudo *_*
Naprawdę dziękuję Ci serdecznie :* To skarb mieć taką czytelniczkę jak Ty ^^
No a teraz zapraszam już do najnowszego rozdziału =3


Rozdział 7

Gdy tylko znalazł się poza salą, oparł czoło o zimną ścianę i zwiesił ramiona. Miał ochotę się rozpłakać, ale nie, powstrzyma łzy. Powoli zaczynał mieć dość huśtawki nastrojów Paina. Najpierw jest miły i robi nadzieje, żeby potem rzucić nim jak zużytą szmatą. Może i jest dziwką, ale jakąś tam godność jeszcze ma.
Jednak mimo że Itachi starał się wytrzymać, to co wcześniej się stało, zabolało. I to jak cholera. Nim zdążył to zauważyć, jedna łza spłynęła po jego porcelanowym policzku i spadła prosto na zielone linoleum korytarza. Po prostu nie potrafił zrozumieć rudego i jego postępowania. Albo mu się podobał albo nie, krótka piłka. Chyba, że fioletowookiemu podobało się ciągłe ranienie Itachiego i zabawa jego uczuciami.
  


Najwidoczniej czarnowłosy musiał najpierw utemperować Paina, a dopiero później go w sobie rozkochać. Teraz jednak wolał już o tym nie myśleć. W tej chwili marzył o aromatycznej kąpieli, ciepłym kakao i wygodnym łóżku. Dziś za wiele się wydarzyło, musi ochłonąć i na spokojnie wszystko przemyśleć.
Stojąc tak, usłyszał za sobą szybkie kroki, które na pewno zmierzały w jego stronę. Pomyślał, że może to Sasuke lub ktoś z personelu zmartwił się, że coś mu jest. Na szybko dyskretnie ułożył włosy i poprawił sukienkę, która się lekko podwinęła, a potem odwrócił się z nikłym uśmiechem. Jakie było jego zdziwienie, gdy zamiast zobaczyć kogoś w białym fartuchu, jego oczom ukazał się wysoki mężczyzna na oko dwudziestosiedmioletni w czarnym, obcisłym ubraniu. Miał krwistoczerwone włosy i niemal identyczne oczy jak Pain. Mimo to nigdy w życiu nie powiedziałby, że są do siebie podobni. Może to jakaś daleka rodzina? Nie zdążył się głębiej nad tym zastanowić, ponieważ mężczyzna odezwał się do niego.
- Przepraszam, czy to w tej sali leży Yahiko Itami? – Jego głos był delikatny, niemal jak czarny aksamit.
- Tak – odpowiedział mu, niewiele myśląc. Po chwili jednak zreflektował się: – A przepraszam bardzo, kim pan jest?
- Można powiedzieć, że jestem jego starym przyjacielem, choć bardzo dawno się nie widzieliśmy. – Uśmiechnął się przebiegle. – Proszę mi mówić Nagato, proszę… pani… – ostatnie słowo wypowiedział z dobrze słyszalnym zachwianiem w głosie. Itachi jednak udał, że tego nie słyszał.
- Itachi. Nazywam się Itachi Itami. Jestem żoną Yahiko – odpowiedział pewnie czarnowłosy.
Nagato na to spojrzał na niego, jakby zobaczył diament w kaszance, a po chwili wybuchnął śmiechem.
- Żona… A to dobre… - Czerwonowłosy śmiał się coraz głośniej. – W życiu tak dobrego żartu nie słyszałem!
Itachi nie bardzo wiedział, jak ma na ten nagły atak śmiechu odpowiedzieć. Po prostu zaniemówił. Nie minęła jednak chwila i mężczyzna powoli opanowywał swój śmiech.
- Dobra, niech ci będzie, że jesteś jego żoną. Choć jak dla mnie, to masz trochę za dużo między nogami jak na kobietę, ale co kto lubi. Nie czepiam się. – Jego rozbawienie już wygasało, ale w jego oczach wciąż było doskonale widoczne. – Tak czy owak, byłem odwiedzić Yahiko w Akastuki, ale chłopak o imieniu Deidara powiedział mi, że coś się stało i jest w tym szpitalu. Mogę go odwiedzić?
Itachi nie miał w zasadzie powodów żeby odmówić. Pain i tak już był wybudzony, a jego nie chciał widzieć. Postanowił zaryzykować.
- Tak, proszę. – Wskazał mężczyźnie gestem, aby wszedł do sali. – Yahiko, przyszedł do ciebie przy…
Nie zdążył dokończyć, ponieważ jak w zwolnionym tempie zobaczył, jak rudy unosi się na łokciach, aby spojrzeć, kto znów zakłóca jego sen, a następnie jego oczy rozszerzają się w niedowierzaniu.
- Itachi, co tu robi ten skurwiel?! – Ametystowe oczy Paina wyrażały w tym momencie jedynie przerażenie.

***

Itachi obserwował ulice zza szyby mknącej przez miasto taksówki. Było sporo po północy, kiedy wyszedł ze szpitala, a zanim złapał taryfę musiało minąć co najmniej kolejne pół godziny. Poruszył się na dość twardej tylnej kanapie i spojrzał na ekran radia, to mignęło jaskrawym pomarańczem, najpierw pokazując, jaka stacja właśnie raczy kierowcę taksówki oraz jego pasażera muzyką, by dopiero chwilę później pokazać godzinę. 01:27. Naprawdę późno jak na powrót ze szpitala. Zatrzymali się na skrzyżowaniu, sygnalizator świecił się taką samą czerwienia, jak sukienka Itachiego w świetle dnia. Uchiha ponownie zwrócił wzrok za okno. Światła latarni błyszczały, rażąc go trochę, ale brunet nieugięcie wpatrywał się w świat za oknem. Ulice były pełne młodych ludzi, którzy poubierani  w skąpe, lśniące stroje wybierali się najprawdopodobniej na przeróżne imprezy. Jakiś chłopak stał przy latarni, otoczony papierosowym dymem, niby tajemniczym nimbem i w tym dymie rozmawiał z jakąś nastolatką, najwyraźniej ją podrywając; inny słaniał się na nogach i uparcie trzymał ściany, by ostatecznie i tak wylądować w krzakach. Itachi nie zdążył zauważyć, czy ktoś przyjdzie mu z pomocą, bo światło zmieniło się na zielone i taksówkarz opuścił skrzyżowanie.
Pobocze kolejnej ulicy było gęsto obsadzone drzewami, więc jechali praktycznie w ciemności, bo światło mało której latarni było w stanie przebić się przez te dość gęstą jeszcze mimo jesieni kurtynę liści.
- To tutaj – powiedział Itachi po kolejnym skrzyżowaniu. – Proszę się tutaj zatrzymać.
Kierowca płynnie wyhamował przed dość eleganckim, choć nieco ostentacyjnym w stylu budynkiem z wielkim szyldem „Akatsuki” na frontowej ścianie. Obrócił się w jego stronę i chwilę zmierzył wzrokiem. Itachi chyba wiedział, co sobie pomyślał, ale był do takiego traktowania przyzwyczajony i nic sobie z tego nie robił. W końcu to nikt ważny i nie musi przejmować się jego zdaniem na swój temat.
Zapłacił za kurs i wysiadł z żółtej taksówki. Ta szybko błysnęła migaczem, włączyła się do ruchu na pustej ulicy i pomknęła w stronę centrum. Kruczowłosy odetchnął chłodnawym powietrzem i skierował swoje kroki ku drzwiom wejściowym. Zgrabne obcasiki jego butów stukały po nierównym chodniku. Chwycił za klamkę i pociągnął.
Nie spodziewał się, że kogoś zastanie na korytarzu o tak późnej porze, ale jednak. Na kanapie siedzieli Sasori z Deidarą i wyraźnie na niego czekali, pogrążeni w, o dziwo, spokojnej rozmowie, a nie kolejnej kłótni na tematy sztuki.
- Itachi! – krzyknął blondwłosy, zrywając się z kolan swojego chłopaka. – W końcu jesteś, un! Musisz być wykończony.
- Uwierz mi, ze jestem. – Uśmiechnął się blado onyksowooki przeszedł kilka kroków dalej.
- A co z Painem, un? Żyje, nie żyje?
- Żyje, tylko…
- Tylko co?
Itachi przygryzł wargi i nie odpowiadał przez chwilę. W myślach przeanalizował przebieg całego dnia, skupiając się tylko na suchych faktach i nie pozwalając, by znów zawładnęły nim emocje.
- Jest trochę podenerwowany.
- Ta, podenerwowany – parsknął blondyn. – Wkurwiony chyba.
- Może – odparł Itachi. - No i jeszcze ten dziwny mężczyzna, co przyszedł go odwiedzić i… sam nie wiem. To był naprawdę ciężki dzień, Deidara. I jak pomyślę, ile jeszcze takich dni może być, to aż mi słabo.
Deidara położył mu współczująco dłoń na ramieniu, nie bawiąc się w żadne dogryzanie, czy podobne sprawy.
- Połóż się, Itachi. Sen zrobi ci dobrze, un!
Onyksowooki pokiwał głową.
- Tak. Dzięki za radę, Dei.
Wspiął się po schodach na najwyższe piętro do biura Paina. Żeby ogarnąć cały ten interes i zarządzać nim przez tych kilka dni nieobecności Yahiko, musi zagłębić się w dokumenty, które rudy trzyma w swoim gabinecie. Nie ma innej drogi.
Ostrożnie, by nie narobić zbędnego hałasu, otworzył wielkie, dębowe drzwi prowadzące do świętego miejsca Paina. Lekko zdenerwowany wszedł do środka, zachwycając się miękkością puchatego, czarnego dywanu, który pokrywał całą powierzchnię podłogi. Drzwi zamknęły się za nim z cichutkim trzaskiem, ale Itachi i tak podskoczył przestraszony. Za każdym razem gdy odwiedzał Paina w gabinecie był albo pod wpływem bardzo silnych emocji, albo zostawał wyrzucany na zewnątrz już w pierwszej minucie swojego pobytu, tak więc nigdy nie miał okazji przyjrzeć się wnętrzu.
- No tak... Gabinet w burdelu, burdel w gabinecie, żadna różnica... - mruknął Itachi pod nosem i zrobił niewielki krok do przodu, modląc się, żeby nie wejść w nic obrzydliwego.
Na przeciwko wejścia, pod ścianą z okien stało duże biurko z ciemnego drewna. Stosy papierów, kartek, karteczek i karteluszek zasłaniały cały blat. Na nich walały się stare długopisy, złamane ołówki, markery. Na samym środku, znajdowała się wielka, atramentowa plama, która kształtem przypominała czarnowłosemu tygrysa. Na rogu biurka, Pain miał niewielką kolekcję kubków po kawie, herbacie i innych dziwnych płynach, o których Itachi nie chciał nawet słyszeć.
Po prawej stronie stały półki, które zamiast być wypełnione książkami, pełne były kurzu, śmieci i kolejnych kubków. Gdzieś na jednej z wyższych stał brudny talerz. A książki leżały poukładane byle jak w każdym możliwym miejscu na podłodze. Niektóre pozamykane, niektóre pootwierane, jak wydawało się Itachiemu, na przypadkowych stronach.
Czarnooki powoli okrążył pokój, starając się nie zburzyć artystycznego nieładu, którego Pain pilnował w każdej wolnej chwili. Nagle, nadepnął na coś jeszcze bardziej puszystego niż dywan, coś żywego, a po chwili to coś pisnęło, wrzasnęło, miauknęło i rzuciło się na nogę Uchihy, wbijając w nią pazurkami.
- Aaaaał! - Chłopak wrzasnął z bólu i próbował strząsnąć z nogi stworzenie. Czarno-biała kulka sierści nie spadła jednak, tylko jeszcze mocniej wbiła pazury w nieosłonięty sukienką kawałek ciała. Itachi poczuł, jak po nodze cieknie mu niewielki strumyczek krwi.
- Pain ma kota?! - wykrzyknął zdziwiony i szybko złapał zwierzę, podnosząc je na wysokość swoich oczu.
Kot chciał go ugryźć, ale kruczowłosy od razu posmyrał go za uszami i zamiast tego usłyszał ciche mruczenie zadowolonego kocura.
- Słodki jesteś, wiesz? I na pewno głodny! - Itachi nie wiedział gdzie Pain chowa karmę dla swojego pupila i czy w ogóle taką ma. Wziął go więc na ręce z zamiarem poszukania w kuchni jakiejś ryby zaraz po tym, jak skończy przeglądać całą makulaturę znajdującą się w pokoju.
Usiadł na skórzanym fotelu, które zazwyczaj zajmował rudy, położył kota na kolanach i jedną ręką dalej drapał go po głowie, a drugą szperał w dokumentach.
Faktury, paragony, umowy, listy, jakieś notatki dotyczące zakupów, nic, co mogło zainteresować Uchihę na dłużej. Taka praca za biurkiem musiała być strasznie nudna i kruczowłosy powoli przestawał żałować, że nie ma innego życia. Bycie dziwką może nie było najbardziej pożądanym zawodem na świecie, ale na pewno było bardziej interesujące. I zdecydowanie ratowało człowieka od nudy i monotonii.
W końcu, wśród tony śmieci, znalazł niewielkie, podniszczone zdjęcie. Dwóch chłopców przyjacielsko obejmujących się, mniej więcej piętnasto-, szesnastoletnich, patrzyło prosto w obiektyw. Ten z lewej był uśmiechnięty, włosy miał dokładnie w tym samym odcieniu, co Pain i wyglądał jak Pain. Tylko, że był młodszy i nie miał kolczyków. Już jak był nastolatkiem widać było, że wyrośnie na niesamowicie przystojnego i seksownego mężczyznę. Tego drugiego Itachi nie znał, ale miał wrażenie, że całkiem niedawno widział podobną twarz. Dłuższe czerwone włosy, blade lico i te oczy, w które mógłby patrzeć godzinami. Nie uśmiechał się, z poważną miną pozował do zdjęcia z przyjacielem.
Itachi wstrzymał oddech i nie mógł uwierzyć w to, co widział. To na pewno był ten sam facet, który przyszedł do Yahiko do szpitala. Ten sam, na którego Pain rzucił się z morderczym okrzykiem kilka godzin wcześniej. Czarnooki przypomniał sobie podsłuchaną rozmowę, z której teraz rozumiał troszkę więcej.

***

- Co on tu robi, ja się pytam? – Złość w głosie Paina była przemieszana z autentycznym strachem – Głuchy jesteś, czy już kompletnie ci na łeb jebło?
- Yahiko – powiedział spokojnie Nagato – ale po co od razu krzyczeć? To jest szpital, a ty jesteś pacjentem potrzebującym rekonwalescencji.
Gdyby tylko wzrok rudego mógł zabijać, to czerwonowłosy już leżałby trupem. Jednak jak się łatwo domyślić tak się nie stało. Natomiast to co się za chwilę miało wydarzyć kompletnie zbiło Itachiego z tropu. Nagato podszedł do łóżka, nachylił się i pocałował prosto w zmarszczone czoło Yahiko.
- Wiesz, martwiłem się o ciebie. Tak dawno się nie odzywałeś, a dzisiaj… - zrobił krótką przerwę. – Zresztą sam wiesz. – Nagato uśmiechnął się promiennie i czarnooki musiał przyznać, że mężczyzna mimo wszystko wydawał się sympatyczny.
- Ile razy mam ci powtarzać, żebyś się ode mnie odpierdolił? – Rudowłosy był wściekły. – Przecież zrobiłem to, co chcieliście, to po co wciąż do mnie wydzwaniasz?
- Żebyś nie zapomniał o nas. Jesteś dla mnie jak młodszy brat, a bracia powinni trzymać się razem. – Nagato zrobił chwilową przerwę, cały czas uśmiechając się, po czym zwrócił się w stronę czarnowłosego. – Prawda?
Itachi nie bardzo wiedział, jak na to zareagować, więc tylko potaknął. W tym momencie z gardła Paina wydobyło się złowróżbne warknięcie.
- Itachi, może już pojedziesz do domu? – Jego głos nie znosił sprzeciwu. – Powiesz wszystkim, że aktualnie nie jestem zdolny do pracy i żeby wykonywali tylko stałe zlecenia, dobrze? – Mówiąc to, cały czas zerkał nerwowo na Nagato, jakby bojąc się, że ten zaraz rzuci się na kogoś z nożem.
- Już idziesz? – Czerwonowłosy wydawał się być autentycznie zasmucony. – A może posiedzisz z nami jeszcze chw…
- Nie - przerwał mu ostro rudy. – Itachi jedzie do domu teraz – ostatnie słowo niemal wykrzyczał.
Czarnowłosy nie wiedział, co zrobić. Nie chciał się sprzeciwiać Painowi, ale czuł w kościach, że nie powinien zostawić go samego z tym gościem.
- No skoro Yahiko jest taki stanowczy, to cóż ja mogę poradzić? – Albo Nagato był świetnym aktorem, albo naprawdę było mu z tego powodu przykro. – W takim razie, ty, Yahiko, pogawędzisz ze mną, tak?
Lekko zdenerwowany rudowłosy spojrzał na Itachiego. W jego oczach przelewały się różne uczucia. Złość, irytacja, bezradność, smutek, strach… tylko czego mógł bać się Pain?
- Tak, pogawędzę – odparł po dłuższej chwili ciszy. – Itachi, idź już – zwrócił się do niego łagodnie – tylko nie waż się wchodzić do mojego gabinetu.
Itachi tylko kiwnął głową i miał już wychodzić, kiedy zawahał się. Co zaszkodzi spróbować?, pomyślał. Podszedł do rudego i pocałował go.
- Dobranoc, kochanie – odpowiedział szybko i wyszedł.
Jeszcze zanim zamknęły się za nim drzwi, usłyszał pełen jadu i wyrachowania głos Nagato.
- A więc to jest ten twój Uchiha, tak?
Trzask. Drzwi się zamknęły, nie było już powrotu.

***

Itachi jak porażony odrzucił zdjęcie na blat biurka. Nagato. Ten dziwny mężczyzna ze szpitala, co do którego Itachi miał bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony miły, kulturalny, bardzo rozmowny, obyty, a z drugiej… Aż drgnął. Zimny i oślizgły, uśmiechał w taki fałszywy sposób, że Itachi nie mógł osądzić inaczej – ten mężczyzna ma sporo za uszami i wydawał się być potencjalnie niebezpieczny. A może Itachi interpretował to wszystko źle? Spojrzał jeszcze raz na zdjęcie objętych chłopaków, przypomniał sobie jeszcze scenę, w której rzeczony czerwonowłosy Nagato całował Yahiko w czoło, a potem te słowa o wydzwanianiu… Były chłopak, który nie chce dać Painowi spokoju? Dawna miłość, która nie chce odpuścić, czy to o to chodziło?
Itachiego rozbolała głowa, nagle wstał od biurka, zrzucając kota z kolan. Ten syknął wrogo, zjeżył się i odbiegł na fotel stojący pod ścianą.
Jeśli byłby to były chłopak, rudy pewnie nie reagowałby w tak ostry sposób. Ale znowu, patrząc na to jak traktuje jego samego, nie mógł stwierdzić tego ze stuprocentową pewnością. Lecz, czy Pain naprawdę był zdolny do próby samobójczej tylko ze względu na to, że jakiś koleś przyczepił się do niego i nie chciał odpuścić? Chyba nie, to nie pasowało do nieustępliwego charakteru Paina.
Ech, takie bezsensowne rozważania nigdzie go nie zaprowadzą, musi poszukać czegoś innego. Może listów, innych zdjęć, jakichś notatek, czegokolwiek – bo na razie nie wie nic i tonie w domysłach.
Przeszukał jeszcze kilka segregatorów ustawionych na jednej z zawalonych brudnymi naczyniami półek, jeszcze raz przejrzał korespondencję Paina, ale nigdzie nie znalazł nawet najmniejszej wzmianki o Nagato. Nagato… jak się właściwie nazywa ten człowiek? Chyba nie przedstawił się pełnym nazwiskiem, więc również i tutaj trop się urywał.
Itachi ziewnął, przerzucając kolejne rachunki, kiedy uświadomił sobie, że jest już jaśniej. Świtało? Zaskoczony powiódł wzrokiem po pomieszczeniu, usiłując znaleźć jakiś zegarek. Coś srebrzystego mignęło pod papierzyskami zawalającymi biurko, więc Itachi sięgnął w tamtą stronę i… prawdopodobnie znalazł to, czego szukał przez całą noc! Telefon Paina! Otworzył klapkę i zaczął wpatrywać się w menu. Pod godziną, 6:35, widniała zamknięta kłódka. Itachi nacisnął przycisk ‘menu’ i wybrał opcje ‘odblokuj’. Niestety, tutaj jego szczęście się skończyło. Telefon wyrzucił z siebie komunikat o treści: ‘podaj hasło’ i Itachi chwilowo nie mógł nic z tym zrobić. Westchnął ciężko, a zaraz potem poczuł ssanie w żołądku. No tak, wczoraj nie jadł ani obiadu, ani kolacji, nic dziwnego, że zgłodniał.
- Kici, kici! – zawołał w kierunku fotela, wabiąc kota. – Kicia, no chodź. Pójdziemy na śniadanie.
Kicia jednak nie odpowiadała, wylegując się nadal na fotelu. Itachi nie mając wyboru, podszedł tam i zwyczajnie zgarnął kota w ramiona. Ten znów syknął niezbyt zadowolony, ale Itachi już nauczony doświadczeniem podrapał go za uszami i pod pyszczkiem. Kot zamruczał radośnie i zdawał się być teraz nastawiony całkiem przyjaźnie ku człowiekowi, który zakłócił jego zasłużony odpoczynek.
- Jak się nazywasz, kicia? – zapytał Itachi, wychodząc z gabinetu Paina i kierując się na dół, ku kuchni. – No? Czy Yahiko jakoś cię woła?
Wtedy zauważył, że wokół szyi zwierzątka przewiązana została obroża. Jedną ręką sięgnął przez gęste, miękkie, biało-czarne futro i przeczytał drobny, wygrawerowany na medaliku napis: Zetsu.
- Zetsu?
Kociak zamruczał nagle i trącił łebkiem dłoń Itachiego, po czym polizał przyjaźnie.
Itachi otworzył drzwi do kuchni i wtem został obskoczony przez Deidarę. Nawet nie zauważył skąd blondyn wyskoczył, takie to było nagłe i niespodziewane dla zmęczonego nocną pracą bruneta.
- Ojaaa, masz kociaka, Itachi! Ale słodziak z niego! – zachwycał się Deidara. Kociak prychnął i machnął uzbrojoną w pazury łapką, przecinając płytko skórę jasnowłosego. – Ałaaa, ten sukinkot mnie drapnął! Sasori, czy ty to widziałeś?!

5 komentarzy:

  1. OOO Pain ma rodzinę. Jak słodko. A Itachi normalnie podziwiam go, że ma tyle cierpliwości dla tego człowieka.Cudowna notka i niecierpliwie czekam na kolejną.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam! Boże ile ja się naczekała... Dzisiaj z 7 razy byłam minimalnie i cały czas patrzę czy dodałaś... O będzie coś nowego na stronie? Ciekawie. A do rozdziału.
    Trochę sie zawiodłam, bo nie ma tutaj wyjaśnień poprzednich ''tajemnic'', a jest ich coraz więcej i to trochę dezorientuje. Ale tekst gdzie Itachi mówi, że dziwka ma lepsze życie od tego co nią rządzi, po prostu myślałam, że zaraz wybuchnę śmiechem. Błędów nie zauważyłam. I raczej nie mam więcej do powiedzenia n temam tego rozdziału. Pozdrawiam i czekam na następny rozdział. Yuu

    OdpowiedzUsuń
  3. Po pierwsze, dziękuję za dedykację xD
    Po drugie - buahaha! Kocham tego kociaka! Tak samo wredny na Pain, no może łatwiej go udobruchać. Hmm.. Co ten Nagato chce do rudego? >.< A propo do mojego wcześniejszego komentarza, o tym rozdwojeniu jaźni Paina ^^ Itachi może przeżyć trójkącik z 'ukochanymi' osobami! Buahahaha <-śmiech złego bohatera.

    Ooo! Pain opowiadał o Itachim?! Ciekawe co takiego ^^ Może Nagato coś wypapla kiedyś przy nim? Że na przykład.. em.. Pain jest uzależniony od Itachiego? Albo.. Albo.. że ma rozdwojenie jaźni? I Itachi raz kocha się z dobrym aniołkiem Pain'em a raz złym demonicznym Pain'em lecz obaj go kochają? ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej!
    Tu znów ja! xD Pierwszy rozdział (wprowadzający) na yaoi-by-rei.blogspot.pl
    ZAPRASZAM! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. jej zakochałam się w tym opowiadaniu <3 piszesz genialnie <3 to było takie słodkie kiedy Pain był taki czuły ah ...

    OdpowiedzUsuń