Uwaga!
Blog zawiera treści homoseksualne, przemoc oraz wulgaryzmy!
Jeżeli Ci to nie odpowiada, opuść bloga.
Wszystkich innych zapraszam do czytania :)

niedziela, 11 listopada 2012

"I hate everything about you" Rozdział 13

No i jest  nowa notka. :D Mam nadzieję, że wam się spodoba! ^w^
Kwestię ponownej szablonu wyjaśniłam w poprzednim informacyjnym poście, a Reiciakowej za wykonanie poprzedniego dziękuję jeszcze raz. ;)

Rozdział 13


Itachi śnił.
A przynajmniej miał taką nadzieję.
Bo oto przed nim jawiła się postać blondyna, który z lubością pochłaniał kolejne pączki. A czarnowłosy nie mógł nic z tym zrobić. Ponieważ był związany. Związany, bezbronny i otoczony pączkami, które, pomimo braku oczu, wgapiały się w niego z wyraźną wrogością.
Naruto chwycił kolejną słodką bułkę. Oblizał się lubieżnie, a Itachi z przerażeniem patrzył, jak przysmak zbliża się do ust niebieskookiego. Bo do tej konkretnej bułeczki zapałał nagle nieograniczoną sympatią.
Nie jedź jej, chciał krzyknąć, jednak odkrył, że ma zakneblowane usta. Pączkiem. Prychnął, krztusząc się zawzięcie i wypluwając zawartość ust na podłogę. Spojrzał na przeżutą ciapkę, która smętnie spadła na dywan. To był ten pączek, którego miał właśnie zjeść Naruto! Uchiha podniósł spanikowany wzrok, jednak blondyna już przy nim nie było. Bo oto wlepiał czarne niczym węgiel oczy, w równie czarne oczy swojego brata.


Sasuke również wpatrywał się w pozostałości po pączku.
- Zabiłeś go - oznajmił.
- Nie - zaprzeczył.
- Tak! - Młodszy Uchiha podniósł bezbarwny głos. Dla związanego Itachiego brzmiało to niczym wystrzał z armaty. Cholernie beznamiętny wystrzał z armaty. Wręcz anemiczny.
- Nie! - zaprzeczył ponownie.
Sasuke strzelił w jego kierunku beznamiętnie oczyma, w których nie dało się odnaleźć krzty cieplejszych uczuć. Itachi poczuł się, jakby tracił grunt pod nogami.
- Bracie - wystękał, chwytając się ostatniej deski ratunku. Zamknął oczy, nie chcąc widzieć tego bezdusznego spojrzenia. - Bracie...
- Gardzę takim bratem - rozległ się szept przy jego uchu. - Un!
Kurka felek, pomyślał, rozwierając gwałtownie powieki. I oto przed nim nie znajdował się już brat, a Deidara.
- Eee? - zaczął, nie mogąc połapać się w sytuacji.
- Obiecałeś mi jogurt - zaczął Dei. - Bananowy! - zawył blondyn. Następnie jego dłoń strzeliła czarnowłosego po policzku. Jednak nie mocno. Flegmatycznie. Tak, że Itachi odczuł to niczym muśnięcie skrzydeł motyla.
- Zgłupiałeś? - warknął rozdrażniony. - Rozwiąż mnie!
- Nie - odwarknął blondyn. - Nie, dopóki nie obejrzysz całego fajerwerkowego przedstawienia, jakie ci przygotowałem! - zakończył, a jego ton nabrał radosnych nutek. Dłoń Deidary wskazała na coś, co było za nim.
Itachi zerknął.
I zamarł.
Zestawy wszelakich fajerwerek piętrzyły się pod drzwiami, grożąc wybuchem, który mógłby nastąpić w każdej chwili. Zginiemy, pomyślał. I postanowił przemówić kumplowi po fachu do rozumu.
- Deidara! Rozwalisz cały burdel!
- Naprawdę? - zapytał blondyn i spojrzał na niego półprzytomnie, a na jego twarzy zagościł rozmarzony, nieprzytomny uśmiech. - Nie sądzę, un...
- Dei - zaczął łagodnie Itachi, jednocześnie próbując dyskretnie się uwolnić. - Kupię ci ten jogurt. Kupię dwa. Ale proszę...
- Lubię fajerwerki - zapewnił go Dei. Ale po chwili to już nie był Dei. Blondwłosy zamieniły się w rude... - A czy ty lubisz fajerwerki?
- Pain? - wystękał zaskoczony Itachi. - Ja ci wszystko wyjaśnię!
- Itachi - rudy namiętnie wyszeptał jego imię. Po kręgosłupie młodszego chłopaka przeszedł dreszcz rozkoszy. Jednak nie mógł się teraz rozpraszać! Nie teraz, kiedy Deidara ma odpowiednią ilość fajerwerek, do wysadzenia burdelu!
Jednak za plecami Paina nie było fajerwerek. Był Kisame. W czerwonej sukience z piórkami.
- Miałeś do mnie wrócić - powiedział Dominator. - Nie przyszedłeś.
- Kisame... - chciał się tłumaczyć. Powiedzieć coś na swoją obronę. Jednak nie było mu to dane. Bo mężczyzna wyciągnął zza pleców Samehadę. Itachi przełknął ciężko ślinę.
- Więc ja przyszedłem do ciebie - zaświergolił Kisame.
Uchiha spojrzał spanikowany na Paina.
Rudy ze spokojem wpatrywał się w jego twarz, po czym wymruczał:
- Lubię Hello Kitty.
Itachi zerwał się z krzesła, do którego był wcześniej przywiązany. Więzy nagle zniknęły, tak jak całe otoczenie, w którym się przed chwilą znajdował. Był... Nigdzie. Stał w ciemnej pustce, obracając się leniwie wokół własnej osi.
- Ale jesteś brzydki - rozległ się tajemniczy głos w jego głowie. Głos ten strasznie przypominał mu Nagato.
- Co? - zapytał, marszcząc brwi. - Nieprawda!
- Nie? Spójrz w lustro, kochanieńki.
Przed Itachim pojawiła się lustrzana tafla. A w niej jego odbicie. W którym to włosy miał obcięte na grzyba, a do ciała przylegał mu zielony lateks. Wtedy zaczął wrzeszczeć.

***

- Itachi! Itachi!
Ktoś krzyczał mu do ucha.
Kim jest Itachi, pomyślał nieprzytomnie, ale zaraz potem otrząsnął się z szoku.
- Pain! - sapnął czarnowłosy, przypominając sobie wydarzenia sprzed utraty przytomności.
- Sasori, on zwariował! - wrzask rozległ się jeszcze bliżej. Nagle czyjeś ramiona oplotły go i ktoś zaczął kołysać go niczym małe dziecko. - To ja, Deidara! Nie bój się, Itachi! Zaopiekuję się tobą, niczym rybkami Kisame, kiedy miał urlop! Un!
- Nie chcę ci przypominać - Itachi rozpoznał głos Sasoriego. - Ale one zdechły zaraz po jego wyjeździe.
Itachi powiódł błędnym wzrokiem po zebranych dookoła niego osobach, wyraźnie poszukując pączków albo jakichś po nich pozostałościach – okruszków, dżemu, czegokolwiek – ale nie znalazł nic. Nawet się ucieszył i miał uśmiechnąć, ale kiedy tylko mięśnie na twarzy skurczyły się, poczuł ból i skrzywienie ust nie wyglądało wcale sympatycznie.
- Co do cholery – wymamrotał niezbyt wyraźnie; twarz miał popuchniętą tak, że utrudniała mówienie.
- Mógłbym zapytać ciebie o to samo, un! – oburzył się Deidara. – Nie dość, że bez jogurtu, to jeszcze przychodzisz cały pobity. Boże, Itachi, walczyłeś o nabiał z kilkoma krwiożerczymi, żądnymi promocji emerytkami?!
- Nie… – powiedział niepewnie.
Nie był pewny z kim walczył, a raczej walczyć próbował, ale był pewny, że do emerytów im było daleko. No chyba, że byli to emeryci, którzy uprzednio trenowali sztuki walki, nadal utrzymują siebie w zadowalającej formie i kondycji i wydali miliony na chirurgie plastyczną. Wtedy tak, pomyślał, wtedy rzeczywiście powiedziałbym, że to byli emeryci. Prawdopodobieństwo tego było jednak nikłe. Lee i Gai musieli należeć do jakiegoś rodzaju… może gangu. Ale co gang chciałby od niego? Co chcieli od Paina? I czemu wybrali jego właśnie jako kogoś, kto przekaże mu „wiadomość”?
- Rany julek, Sasori, on nie reaguje! – Załamał nad kruczowłosym ręce blondyn. – Gadam i gadam, a ten się gapi tępo w przestrzeń jak jakiś debil, kurde – jak rybka się gapi!
- Może to wstrząśnienie mózgu? – powiedział cichym i spokojnym głosem Sasori. – Przecież jak zemdlał, to nie dość, że najpierw dość mocno walnął o podłogę, to jeszcze potem próbowałeś go ratować… - Coś podobnego do śmiechu zadrgało w ostatnich głoskach wyrazu ‘ratować’. Itachi nie ogarnął.
- Sasori! – krzyknął Deidara stanowczo, doskakując do czerwonowłosego. – Tylko spróbuj powiedzieć o tym jeszcze słówko, a cie u-du-szę, rozumiesz? Chciałem dobrze, un.
- No, roztrzaskałbyś mu łeb kompletnie. Hehe, dobrze, że Orochimaru przyszedł i cię jakoś od niego odciągnął.
- SASORI! On nie musiał o tym wiedzieć, teraz mu się jeszcze gorzej zrobi, un!
Rzeczywiście, głowa Itachiego opadła mu na pierś, ale potem szybko ją uniósł do pozycji normalnej. Akcja ta jednak zaszokowała obecną w korytarzu parę.
- Aaa, nie, on umiera, un! Gdzie ten pieprzony Oro! Gdzie kluczyki, jedziemy do szpitala!
- Nie do szpitala, matko, nie – wychrypiał Itachi przez obite i skrwawione usta.
Blondyn dopadł znów do niego i pogłaskał po głowie, próbując jakoś ocenić jego przytomność. Oczy były mętnawe.
- Nie umieraj, un – powiedział pocieszająco. – Orochimaru zaraz nas zawiezie, wszystko będzie dobrze, nie? Ale nie umieraj, bo nie będzie dobrze.
- Nie mogę. – Itachi przymknął oczy i wypchnął słowa przez obolałe wargi. – Pain wraca pojutrze, dokumenty… muszę sprawdzić wszystko, dopiąć na ostatni guzik… zaraz mi przejdzie, to nic poważnego. Kupię ci jogurt! Bananowy – dodał bardziej pewnie, ale Deidara jakoś stracił zainteresowanie tą całą jogurtową aferą.
- Nie martw się burdelem, ja się wszystkim zajmę, także bez obaw, un! – Deidara wypiął dumnie pierś. – Kto się zajmie burdelem lepiej niż kochany i niezastąpiony Dei?
Itachi miał kilku kandydatów, którzy zajęliby się burdelem lepiej, ale tak go zaszokowała ta deklaracja, że nic nie powiedział. Deidara to tragedia, to kaplica, to wielki wybuch i koniec kalendarza Majów!
- No, głowa do góry, Itaś. Kisame i Orochimaru zaniosą cię do auta, ja pojadę na tylnym siedzeniu. Jedziemy na pogotowie, tam się tobą zajmą, un.
I zanim Itachi zdążył zaprotestować jakoś szczególniej – pojechali. W trakcie krótkiej, szalonej i zdecydowanie przekraczającej dozwolone prędkości oraz łamiącej wszelkie przepisy podróży (podczas której Orochimaru przyznał się, że tak właściwie to nigdy nie miał prawa jazdy i jedynym pojazdem mechanicznym, jaki prowadził była kosiarka) Itachiego wytrzęsło za wszystkie czasy, więc jak w końcu przyjął go lekarz dyżurujący na pogotowiu, siedział na kozetce lekko galaretowaty i ledwo przytomny z koniecznymi dokumentami w kieszeni spodni.
Deidara poklepał go po ramieniu, Orochimaru wycałował w oba policzki (był to dość obślizgły pocałunek), a Kisame uścisnął rękę – traf chciał, że tę uszkodzoną.
- Ałaa! – zawył na pożegnanie onyksowooki, zwracając tym samym uwagę lekarza na siebie. Znał gościa, który ubrany w biały kitel podchodził do niego teraz i przy pomocy latarki badał jego źrenice.
- Znam cię? – zapytał. – Hyuuga…?
- Taak – powiedział doktor Hyuuga, wyłączając latarkę i oceniając już w świetle lampy obrażenia na twarzy Itachiego. – Jesteś tym, no, kuzynem Uchihy?
Kuzynem Uchihy?
- O, już wiem. Nazywasz się Kakashi Hatake, prawda?
Kakashi Hatake? Że Itachi?, próbował skojarzyć, ale coś opornie mu to szło, mózg miał jak obłożony watą. Hatake to się chyba nazywał tak ten wykładowca, jeden z jego klientów.
- Nie? – zaryzykował, ale długowłosy brunet o bardzo jasnych, szarych oczach spojrzał na niego bardzo dziwnie. - Tak?  - spróbował po raz drugi.
Hyuuga nadal spoglądał na niego niezbyt poważnie.
- Pobicie, to na pewno. Masz wstrząśnienie mózgu, Kakashi. Twoja lewa ręka – zwrócił uwagę na wykrzywioną kończynę – złamana? Czy wykręcona?
- Chyba nie złamana – stwierdził po chwili namysłu mlecznoskóry.
- Zajmę się tym za moment, potem opatrzę resztę ran. Twarzyczkę to ci faktycznie nieźle załatwili. Kto to? Dresiarze?
- Chyba nie – odparł Itachi, chociaż słowa lekarza coś mu przypomniały; ten zielony lateks faktycznie wyglądał trochę dresiarsko.
- Byłeś już na policji, Hatake?
- Potem pójdę – powiedział wymijająco.
Hyuuga westchnął:
- Podaj mi proszę dokumenty, wpiszę cię i mogę cię opatrzyć.
Itachi miał już sięgać do kieszeni po książeczkę zdrowia, ale nagle zamarł. Książeczka, jego prawdziwe dane tam są – nie Kakashiego Hatake!
- No? Masz, czy nie?
Co zrobić, co zrobić? Jak nie poda dokumentów brunetowi, ten może go nie opatrzy, jeśli poda, to cała jego mistyfikacja, cały plan zbliżenia się do brata weźmie w łeb. Z wrażenia zrobiło mu się słabo. Nim ktokolwiek zdążył się zorientować, Itachi osunął się na ziemię.
Następne co pamiętał to ciemny pokój oraz Sasuke pochylający się nad nim. Momentalnie zerwał się do pozycji siedzącej czego równie szybko pożałował. Przed oczami zatańczyły mu błyszczące motyle, a żołądek wykręcił się, chcąc się pozbyć całej swojej zawartości. Na szczęście młodszy brat zapewne nie raz mając do czynienia z takim przypadkiem szybko podał mu miskę. Ma dobry refleks, pomyślał Itachi, po czym zwrócił cały swój dzisiejszy posiłek.
- No to powiesz mi gdzie się tak załatwiłeś? – usłyszał nagle.
- Na dziale z jogurtowymi pączkami – odpowiedział Itachi słabo. Na co brat popatrzył na niego dziwnie.
- Dobra, widocznie to wstrząśnienie jest mocniejsze niż myśleliśmy – stwierdził cicho Sasuke. Następnie wstał i sięgnął po jakąś strzykawkę, którą potem wbił w kroplówkę. Kroplówka?, zastanowił się długowłosy, jestem pod kropl… I znów zasnął.
W kolejnym przebłysku świadomości nie widział już błękitnych motyli, jednak nadal go mdliło. Najważniejsze jest jednak to, że czuł się zdecydowanie lepiej. Podniósł się , tym razem ostrożniej, i rozejrzał po pokoju. To nie był szpital. To był zwykły mieszkalny pokój. W oddali dostrzegł przejście, chyba do łazienki, a po swojej prawej zauważył niewielkie biurko z laptopem i górą książek. Ostatnim co zarejestrował był jego młodszy brat. Siedział na krześle, ewidentnie drzemiąc.
Gdzie był? Nie miał pojęcia. Nie chciał budzić brata, ale nie miał wyjścia. W końcu musiał się jakoś stąd wydostać, problem w tym, że ledwo mógł usiedzieć, nie mówiąc już o staniu czy tym bardziej chodzeniu.
- Sasuke – szepnął. – Hej, Sasuke.
Brak reakcji. Postanowił spróbować głośniej.
- Sasuke, obudź się…
- Co? – w końcu zdało się słyszeć niewyraźne, zaspane słowa. – Co się stało?
Młodszy Uchiha powoli otworzył jedno oko a gdy do jego świadomości dotarło, co się wokół niego działo, momentalnie się rozbudził.
- Kakashi, natychmiast się połóż, nie powinieneś siedzieć w tym stanie. I w ogóle co się stało, kto to zrobił i jak się czujesz? – potok słów wydarł się z ust Sasuke.
- Spokojnie, po kolei – zaśmiał się na to starszy. – Czuję się ogólnie dobrze, tylko jeszcze trochę mnie mdli. I wolę siedzieć niż leżeć. Większy komfort psychiczny.
- Chcesz miskę?
- Nie raczej nie będę jej potrzebował, ale dzięki. – Zapadła chwilowa cisza. W końcu Itachi postanowił zadać nurtujące go pytanie.
- Słuchaj – zaczął ostrożnie. – Gdzie ja w ogóle jestem? Bo raczej nie jest to luksusowy szpitalny apartament – zaśmiał się.
- Nie. To moje mieszkanie.
Itachiego zatkało. Ze wszystkich pomysłów ten przyszedł by mu jako ostatni.
- Jesteśmy u ciebie? – upewnił się, a Sasuke skinął głową. – Ale dlaczego?
Młody wziął głęboki oddech i podjął:
- Gdy zemdlałeś w szpitalu przy doktorze Hyuudze, chcieli cię zabrać na urazówkę. Ale ty nagle zacząłeś krzyczeć, wierzgać i nawet gryźć pielęgniarzy. Byłeś wściekły i przerażony – mówił spokojnie. – Doktor Hyuuga chciał ci już dać jakieś środki uspokajające, ale nagle sam się uspokoiłeś. Chociaż nie, to nie jest dobre słowo. Raczej jakbyś zmienił nastawienie. Kuliłeś się, płakałeś, wołałeś, żebym przy tobie był… - Sasuke ściszył głos, by w końcu przerwać na chwilę.
Itachi nie dowierzał. On się tak zachowywał? Chyba faktycznie coś nie tak było z jego mózgiem.
- Jako że byłem wtedy na dyżurze zawołano mnie. Gdy tylko się pojawiłem, uspokoiłeś się, ale kazałeś mi być cały czas przy tobie. Niestety nie pozwalałeś sobie pomóc w szpitalu, więc dali mi potrzebne rzeczy i zabrałem cię do domu…
Zapadła niezręczna cisza. Żaden z nich nie próbował się nawet odezwać, do czasu kiedy ta cisza stała się naprawdę nieznośna.
- Kakashi, ja.. – po pokoju rozniósł się bardzo cichy i jakby lekko zdenerwowany głos Sasuke. – Ja nie wiem, jak ty zrozumiałeś te nasze spotkania, ale… ja traktuję cię, tylko jako przyjaciela. Jak starszego brata…
Itachi potrzebował kilku chwil na zrozumienie słów brata. Gdy w końcu do niego dotarły, znów poderwał się trochę za szybko.
- Nie, nie Sasuke. To nie tak – pośpieszył się z wyjaśnieniami pomimo tych cholernych motyli przed oczami. – Przepraszam, że tak to zrozumiałeś. Po prostu ja też traktuję cię jak młodszego brata i wspaniałego przyjaciela. To chyba przez to, że kiedyś takiego miałem, ale został mi siłą odebrany. Mieliśmy świetny kontakt wiesz? Mieliśmy wspólnie tajemnice przed rodzicami i nawzajem o siebie dbaliśmy, mimo że on był o wiele młodszy. Wiedząc, że on jest ze mną, nie czułem się osamotniony w naszym wielkim, niemal klanowym domu. Niestety straciłem go w wypadku. – Itachi zrobił chwilową pauzę. - Jesteś do niego bardzo podobny i spędzając czas z tobą, poczułem, jakbym go odzyskał. Przepraszam, że mogłeś źle zrozumieć moje intencje…
W pokoju ponownie zapanowała cisza.
Po chwili Itachi zachwiał się i trochę go zamroczyło. Sasuke poderwał się z krzesła i pomógł mu utrzymać równowagę, po czym położył go z powrotem na łóżko. Zaśmiał się i usiadł obok.
- Skoro tak, to w porządku. Myślałem, że ty coś do mnie… Cieszę się, że jednak czujesz to samo, co ja. Wiesz, faktycznie jesteśmy do siebie trochę podobni. Po tylu latach znowu mogę poczuć, że mam brata. – Obaj się uśmiechnęli i zaczęli rozmawiać.

***

- Na pewno czujesz się już lepiej, Kakashi? – zapytał troskliwie młodszy chłopak i spojrzał na swojego gościa, który wyglądał na szczęśliwego.
- Tak, dam sobie radę, dziękuję ci za opiekę. Wezwę taksówkę – odpowiedział czarnowłosy i wyciągnął z kieszeni telefon.
- Nie, nie, ja cię odwiozę – zaproponował szybko Sasuke i zabrał komórkę z rąk Itachiego. – Chodźmy do samochodu.
Kruczowłosy zastanowił się chwilę. Przecież nie może mu powiedzieć, żeby podwiózł go do burdelu. Co on sobie pomyśli? Chyba, że…
- Ach, wiesz, w sumie to mógłbyś mnie podwieźć do znajomych… To oni mnie przywieźli do szpitala, chciałbym im podziękować – wymyślił szybko i uśmiechnął się nerwowo. Sasuke jednak tego nie zauważył i kiwnął potakująco głową. Wziął kluczyki, a kiedy byli gotowi, wyszli z mieszkania i udali się w stronę samochodu. Itachi podał adres i pojechali.
- To tutaj? – spytał młodszy Uchiha, podjeżdżając pod budynek Akatsuki.
- Tak, tu. Dziękuję, Sasuke, będę szedł – odpowiedział z lekkim, słabym uśmiechem.
- Jasne. Tylko pamiętaj żeby brać te leki, które ci dałem no i masz leżeć dzisiaj w łóżku! – Pogroził mu palcem, po czym odjechał.
Kruczowłosy powolnym krokiem ruszył w stronę drzwi. Na krótką chwilę go zemdliło, ale gdy znalazł się już w środku, zupełnie o tym zapomniał, dzięki swoim przyjaciołom.
- Itachi! Jesteś! – krzyknął Deidara i podbiegł do czarnowłosego. Był cały rozczochrany, miał podrapaną koszulkę, jakieś papiery w jednej ręce, a w drugiej trzymał zszywacz. Dodatkowo z kieszeni wystawał mu długopis, a jego spodnie owinięte były jakimś kablem.
- Tak, jestem, ale… co ty wyprawiasz?! – zawołał onyksowooki i przyjrzał się blondynowi. Przeszedł go dreszcz. Co jeśli ten kretyn wpadł na pomysł, żeby naprawdę zająć się sprawami burdelu? Co jeśli wysadził gabinet Paina w powietrze? Co jeśli powie, że to jego wina?
- Ach, to… No widzisz, bo to było tak, że ja próbowałem… naprawdę się starałem! Musisz mi uwierzyć, Itachi, proszę! Nikt nie chciał się tym zająć, więc ja postanowiłem być tym dobrym i przejąć twoje obowiązki. Niestety kiedy wszedłem do gabinetu, ten wstrętny kot rzucił się na mnie i zepsuł mi moją nowiutką koszulkę! Wiesz, ile pieniędzy na nią wydałem?! – zawołał, a w jego oczach pojawiły się łzy. Po chwili jednak zreflektował się i na jego twarzy pojawiła się złość. – Pomijając temat tego okropnego sierściucha, chciałem podpisać papiery, ale zupełnie nie mam pojęcia, o co w nich chodzi. No i chyba zgubiłem ulubiony długopis Paina, nie wiem, gdzie on jest! Dodatkowo, gdy próbowałem go szukać pod biurkiem, zahaczyłem o jakiś kabel i przyczepił się do moich spodni! Och, Itachi, ten dzień jest okropny, ratuj mnie! – powiedział i upadł na kolana, wypuszczając z rąk papiery i zszywacz, i schował twarz w dłonie. Czarnowłosy patrzył na niego z wielkim zdziwieniem i zastanowił się chwilę.
- A po co ci zszywacz? – spytał w końcu.
- Zszywacz…? A, to urządzenie, co robi takie „klik” i przyczepia coś do czegoś? Sklejałem tym papiery, bo nie widziałem kleju żadnego, i… - odpowiedział, a widząc wściekłe spojrzenie Uchihy, zapiszczał cicho i cofnął się na kolanach do tyłu. – Przepraszam, naprawdę, nie chciałem! Oni mnie nie powstrzymali, to ich wina! – Deidara położył się na ziemi i zaczął płakać. Nagle w pomieszczeniu znalazł się Kisame.
- Itachi, kochanie, jesteś – powiedział i zupełnie zignorował płaczącego blondyna. – Próbowaliśmy go powstrzymać, ale idiota uparł się, że sam wszystko zrobi, żebyśmy byli z niego dumni.
- To nieprawda! Kłamiesz! – wrzasnął blondyn i wstał z ziemi, podchodząc do Kisame. Zaczęli się kłócić. Wkrótce w pomieszczeniu znaleźli się również inni pracownicy burdelu, a Itachi, z przypływu emocji, zemdlał.

9 komentarzy:

  1. Fajny macie blog, a ten szablon jest cudowny. Przeczytałam ten rozdział, ale muszę przyznać, że mógłby być lepszy. Miałam wrażenie, że jem ogórka z czekoladą, a w ciąży nie jestem. Normalny autor nie zaczyna zdania od 'no' albo 'a', a wy widzę, że lubicie parodię? Nie zrozumiałam w sumie o co wam tu chodzi. Rozumiem jedynie z tego tekstu relację, a w pamięć zapadły mi pączki i zszywacz. Macie sporo pomysłów. Poprawność tekstu jest bardzo dobra, bo sama jakbym pracowała w grupie nad jakimś tekstem to pewnie bym osiągnęła ten sam poziom. Może nawet o wiele lepszy. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi Anonimowy.
      Dziękuję za przeczytanie bloga i że się podoba, ale zupełnie nie rozumiem, o co Ci chodzi. Prowadzę ten blog sama, bez żadnych osób mi pomagających (pomijam przyjaciółkę, która pomagała mi ogarnąć, jak się robi szablon oraz Reiciakową).
      Nie wiem, skąd u Ciebie takie podejrzenie, ale prosiłabym o nie obrażenie mnie nieuzasadnionymi podejrzeniami.

      PS To że włączyłam opcję umożliwiającą komentowanie Anonimowym użytkownikom nie oznacza, ze nie wypada podpisać kim się jest.

      Pozdrawiam
      abunai

      Usuń
    2. Przyznajesz swoją odpowiedzią, że prawda jest inna. Nie tworzysz go w cale sama, bo widać różnicę w tekście, a ktoś kto siedzi w tym temacie o tym wie. Nie chodzi mi w ogóle tu o bohaterów tylko o sam tekst. Siedząc w opowiadaniach, także znam ich autorów. Rei faktycznie mogła wam zrobić ten szablon, ale to nie jest jej nowy styl. Nawet w tym można się zmienić. Z własnego źródła wiem, że dała wam nowszy.
      "...ale prosiłabym o nie obrażenie mnie nieuzasadnionymi podejrzeniami." Ten argument pokazuję, że osoba pisząca go nie zna się na słowach. Obrażać? Czy ty wiesz co znaczy obrażać? Przepraszam, zapomniałam, jesteście w tym ekspertkami. Nie zachowujcie się jak ninja, bo nim nie jesteście jak ja. Mam was dość, ale bez was straciłabym wasze teksty, które o dziwo piszecie o wyższym poziome niż to. Może dlatego, że tworzycie je same? Dla siebie? Nie wiem. Jednak one mają to "coś", ale chyba wasze życie polega na zabawie: "Kogo dziś zabijemy?". Tylko patrzcie: Ile osób było waszych mackach, a nadal tworzy? Z mojej strony, jesteście mało doświadczone, aby zwracać komuś uwagę. Nikt wam nie piszę takich słów jak wy nam. Pozdrawiam.

      Usuń
    3. Obrażasz mnie, bo rzucasz niesłuszne oskarżenie o oszustwo.
      Przyznaję, że styl tekstu na przestrzeni rozdziałów się zmnienia, bo kazdy z czasem zmienia troche swój styl, no i niestety nie mogę nic na to poradzić. A jeżeli chodzi o szablon to gdybyś uwazniej czytała to, co piszę, to zrozumiałabyś, że Reciakowa storzyła poprzedni szablon. Ten jest mój.
      Nie chce mi się już powtarzać, że nie rozumiem o co Ci chodzi. Piszę, bo lubię. Jeśli chcesz wciąż prowadzić tę dyskusję, to zapraszam serdecznie to prywatnej rozmowy, a nie zaśmiecanie mojego bloga.
      Z mojej strony to wszytko.

      Usuń
    4. "Nie zachowujcie się jak ninja, bo nim nie jesteście jak ja."
      lol, fajnych masz czytelników, spoko.
      "Nie tworzysz go w cale sama, bo widać różnicę w tekście, a ktoś kto siedzi w tym temacie o tym wie."
      hahaha, no nie mogę, anonimku, nie cenisz się za bardzo? Nie poznałbyś tekstu tworzonego grupowego, nawet gdyby ktoś ci wsadził parasol do dupy.
      "Nikt wam nie piszę takich słów jak wy nam." tak, pozdrów swoją koleżankę, powiedz, że wszyscy czekają na jej "zajebistą" książkę.
      Ale z tym tekstem grupowym i swoją pewnością na serio mnie rozśmieszyłaś. Zabawny z ciebie człowiek, powiesz, jakie gówno wciągasz? Chciałabym zrozumieć, o co ci chodzi, bo niektóre twoje zdania z polskim mają niewiele wspólnego. DOŚWIADCZONA PISARKO. Może warto bliżej zapoznać się ze słownikiem języka polskiego?

      Zdechła kura

      Usuń
  2. Ten rozdział porwał mnie całkowicie, pokochałam go całym swoim serduszkiem. Podobał mi się sen Itachiego. W innych blogach zazwyczaj sny były takie jednolite, ktoś coś mówił i nie było tego chaosu, co zazwyczaj pojawia się w snach. A ty pięknie to ujęłaś. To jak przemienia się w postacie, każda jest jakoś związana z drugą osobą. Dla mnie ta część - o śnie - najlepiej ci wypadła.
    Nie wiem czy piszesz sama czy grupa czy nawet pisze to pies. Ważne, że mi się podoba - to wszystko. Dlatego nie wypowiem się na ten temat, ani po jednej stroni ani po drugiej.
    Ważne, że piszesz dalej i każdy rozdział rozwija twoją twórczość - co mi się podoba! Bo wiele blogów pisane jest monotonnie, nie widać poprawy w pisowni czy opisać. A tutaj widać tą wielką zmianę.
    A szablon śliczny! Przyznaję, ten szablon wcześniejszy robiłam bardzo dawno temu ;p Teraz mój styl szablonów się zmienił, staram się zawsze robić coś nowego, innego. Jednak skoro zmieniasz tor historii - to na prawdę bez sensu było trzymać szablon ode mnie. Mam nadzieję, że ten odzwierciedli historię tego opowiadania.
    Pozdrawiam i powodzenia :)
    Ps: Zapraszam na Panda-Graphics.blogspot.com - jeśli jesteś ciekawa, możesz pooglądać szablony stworzone przez mnie i szabloniarki z pandy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. *Posłaniec uśmiecha się szeroko, widząc znajomą postać* Ekhm... Oto kolejne zaproszenie od Reiciakowej z strony : yaoi-by-rei.blogspot.com na odsłonę piątego rozdziału *Ukłonił się przed gościem* Mam nadzieję, że zaszczycisz moją panią swoją obecnością. *Z szerokim uśmiechem odchodzi z posiadłości, by doręczyć kolejne zaproszenia*

    OdpowiedzUsuń
  4. Odmówiono oceny Twojego bloga na Erze Krytyki, post numer 278.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Trochę zagmatwane to wszystko, choć po przeczytaniu tego drugi raz połapałam się co i dla czego.
    Piękne opowiadanie, czegoś takiego mi brakowało

    OdpowiedzUsuń